Nie widząc ciebie, słyszę
co mówisz...
T. Bernhard
Na niesprawdzalną odległość
zbliżyła się do nas afryka
Powietrzne zawiesina
nie daje oddychać.
Stare kamienice w których
gnieżdżą się szczury przedmieścia
tworzą postarzałe
symbole przeszłości.
Kraj się rozrasta choć ludziom
wciąż wiele brakuje.
Suchy liryzm niedopowiedzeń przy-–
krywa ciasto retoryki. Zamiast
otwartych buntów są niewielkie grupy
protestujących. Inni chętni wyjechali
lub się zniechęcili do politycznego
seksu.
Wizyty głów państwa świadczą że nadmiar
ci u nas mądrali. Silnych zwartych
z pozorami wewnętrznych umiejętności.
Bardzo to gorący okres. Burze pożary
pod–topienia topniejące zaufanie
w sondażach. Koncerty nabożeństwa jubi–
-leusze pogrzeby konferencje włamania do
wszechświata internetu. Zawody
pseudoaportowe z udziałem coraz licznie–
-jszych zawodników i zawodowych samo-–
bójców. Myślące maszyny już mają zwoje
nerwowe. Sterty ciepłych ołów
w anachronicznych sytuacjach nie
umieją zmienić niczego ani zamienić
dźwięku na czyn. Azja Ameryka Afryka
dyktują Europie co i jak.
VI 2007
Z rodzaju przeciwstawień –
Jankowi Tulikowi
Oddycha się (wąsko)
na tle szerokich odległości
czas to przewiduje
w swych schematach prostych.
Pożytek z tego dyskusyjny
korzyść żadna
bo nawet barwa (nicości)
nie–ładna.
Gdy popatrzeć na pseudo–fakty
z pozycji seksu kariery i pijaństwa
lepiej by było
aby anty–realizm nastał.
Trudno (nie przeczę)
odnaleźć się w nim
zastosuj więc przyjacielu
surrealny i wewnętrzny rym.
2007
Naprawa bez poprawy chwili –
Długo szedł; jakby nie wiedział że idzie
pustynią słów, trawą wynaturzeń
Wiatr czekał jego klęski; żółte strumienie
wpływały w ciało miasta, na betonowej równinie
wyrastały stworzone osiedla, tunele bez właściwości;
zakończył wędrówkę płacąc słono
Krwią bieli, miłością do chorego dziecka
które nie pojmuje gwaru wielu znaczeń;
Komu, dla kogo, aby tylko być
jak tamta pamięć, jak ten żywy liść.
2007
Dobra kobieto, nie wybaczaj –
Poza tym jest milczenie.
A. Wat
Wyprowadzasz się powoli
ze swego miejsca
tak nie-–
zręcznie tak
nijako jak to tylko
jest możliwe
Pająki rzeczywistości
cieniują profil nieba
jaskółki wracają
chociaż jeszcze mrozy
nie–ustająco
plamą nasze legowiska
świt się dziwi
że noc
wykluwa coraz to inne
demony
Złe światło
cudzych oczu wyraz ust
i gesty dwurękie
zmieniasz wbrew wyobraźni
na mrowisko słów
tak ciemno skłębione
że aż wielo-–
znaczne
Ty
to jesteś prawie ja
bladooki nie–dorostek
ja zaś
tamtym Będę
pilnującym myśli o starym domu
nadaremno
2007
Mity kolejnej dekady –
Krągłe
tego wieku dziwy
ich porządek
połyskliwy
Tak wyraźny
że go słychać
gdyż nitu rządzi
rozwalicha
(Jak samolot pewien
który
czynił z siebie
ognia wióry
Znaczne
tego wieku plony
kiepsko żywią
ocalonych
Którym
codzienności rzeka
niknąc
przez palce prze–cieka
2007
* * *
Ani dnia bez–sennie,
ani światła poza powiekami
ścisła proza codzienności
w której nic, nie bywa wzniosłe
nawet struna ciemna, nawet
szpilka zagubiona w trawie
bo wyszliśmy z wód, zaiste
wpisani na ziemską listę
aż się znudzi ciału, zbyt
ten błądzący wewnątrz byt.
2007
* * *
Świeci się dzień powszedni,
nie świętują bogaci, ani nawet biedni –
Trzeba iść dalej, nawet z martwymi
mówią przypisani do ziemi
Wojna nie wojna, pokój nie–pokój
Każdy do wszystkiego powinien być gotów
Wizja to nie znaczy zrównanie,
a czas to nie tylko kruszejący kamień –
2007