Jest wiele czynników wpływających na to, że nadzieja może zostać nam zabrana, sparaliżowana, że staje się jakby niemożliwa do osiągnięcia. Takim czynnikiem może być na przykład samotność. Pragnę przytoczyć tu wypowiedź Władysława Tatarkiewicza dotyczącą samotności: „Samotność jest przyjemnością dla tych, którzy jej pragną, i męką dla tych, co są do niej zmuszeni”.
Podejście do zjawiska jakim jest samotność i jej ocena zmieniała się radykalnie na przestrzeni dziejów. W Biblii czytamy, że niedobrze jest człowiekowi, gdy jest sam. To przesłanie obowiązywało przez tysiąclecia, ocena samotności zmieniła się właściwie dopiero w wieku dwudziestym, kiedy zaczęto używać terminu singiel.
Jako ciekawostkę mogę podać, że słowo to do dzisiaj nie ma odpowiednika w niektórych językach, na przykład w języku serbskim. Tłumacz musi użyć wieku słów, aby opisać sytuację człowieka samotnego z wyboru. Przekonałam się o tym osobiście, kiedy Olga Lalić-Krowicka tłumaczyła na język serbski tomik moich opowiadań pt. „Gorzki smak czekolady” (wydany w Serbii w 2012 r.); aby dobrze oddać sens słowa singielka użyła wtedy serbskich słów „slobodna i niezavisna”.
Niezależnie od przeróżnych toczących się obecnie dyskusji – dobrze jest wrócić do korzeni i sprawdzić chociażby czego nauczał Arystoteles i jak można rozumieć pojęcie samotności na podstawie lektury Starego i Nowego Testamentu. W dalszej części artykułu podam też przykłady samotności opisanej w wybranych dziełach literackich i filozoficznych. Pragnę wyeksponować treści niektórych wersetów biblijnych, porównać je z dzisiejszymi deklaracjami coraz liczniejszych singli i wyciągnąć wnioski z tego porównania.
Filozofia starożytna od najdawniejszych czasów interesowała się tym co najważniejsze, najbardziej podstawowe, pierwotne, szukała ARCHE. Jeśli chodzi o pojęcie samotności, było ono Grekom raczej obce, natomiast bardzo ważne miejsce w ich życiu odgrywała wspólnota. Już Arystoteles w Polityce pisał o tym, że każda wspólnota powstaje dla osiągnięcia jakiegoś dobra, a człowiek jest z natury stworzony do życia we wspólnocie, czyli w rodzinie i w państwie. Najpierw powstaje Dom czyli rodzina, następnie większa ilość rodzin stanowi gminę wiejską. Pewna ilość gmin wiejskich tworzy państwo. W każdej z tych wspólnot królem zostawał najstarszy członek rodu. Arystoteles uważał, że wszystkim ludziom właściwy jest z natury pęd do życia we wspólnocie, nie zostawił więc usprawiedliwionej przestrzeni dla osób samotnych, i powołując się na Homera, napisał wyraźnie, że taki człowiek, który z natury, a nie przez przypadek żyje poza państwem jest albo nędznikiem albo istotą nadludzką. W innym miejscu człowiek, nie odczuwający potrzeby bycia członkiem wspólnoty przyrównany zostaje do zwierzęcia lub bóstwa. Dalej Stagiryta porównuje człowieka samotnego do kamienia wyłączonego z gry w kości i przywołuje cechy, które stanowią o tym, ze człowiek stworzony jest do życia zbiorowego; jedną z tych cech jest posiadanie mowy czyli umiejętność porozumiewania się, a drugą – zdolność rozpoznawania dobra i zła, poza tym tylko człowiek kształtuje się pod wpływem rozumu, bo tylko on rozum posiada. Korzystne cechy człowiek powinien rozwijać w młodości aby służyły mu potem jako elementowi większej zbiorowości i aby współgrały z, właściwym z natury wszystkim ludziom, pędem do życia we wspólnocie. Podsumowując naukę Arystotelesa nie znajduję w niej miejsca dla osób samotnych i dla samotności jako takiej. Przy arystotelesowym nauczaniu nawet prawdziwie przeżywana samotność byłaby zapewne skrzętnie ukrywana.
Wiele informacji dotyczących pojęcia samotności możemy odnaleźć studiując Biblię. Z Księgi Rodzaju dowiadujemy się, że najpierw ziemia wydała zielone rośliny, a następnie Bóg powołał do życia: zwierzęta wodne, ptactwo i zwierzęta lądowe aby na końcu stworzyć człowieka na swój obraz i podobieństwo. Zadaniem człowieka była uprawa i pielęgnacja ogrodu Eden. Człowiek miał też nadać nazwy wszystkim zwierzętom, co oznaczało, że miał je dobrze poznać. I wtedy Bóg obserwując człowieka stwierdził, że niedobrze jest człowiekowi, gdy jest sam, zbudował więc i przyprowadził do niego niewiastę, a następnie udzielił obojgu błogosławieństwa dzięki któremu ci pierwsi ludzie mieli stać się płodni i liczni na poddanej sobie ziemi.
Z tego symbolicznego przekazu biblijnego wynika niezbicie, że człowiek nie został stworzony po to, aby żyć samotnie, ale w rodzinie i w rozrastającej się wspólnocie. W księgach Biblijnych duża ilość potomstwa ukazywana jest jako skutek błogosławieństwa Bożego. W Księdze Hioba czytamy wprawdzie o przejściowym stanie osamotnienia tego Patriarchy po stracie dzieci, majętności i zdrowia, ale w końcowej części księgi dowiadujemy się że Bóg wysłuchał Hioba i pobłogosławił mu, tak że mógł się cieszyć jeszcze siedmioma synami i trzema córkami.
Prawo Starotestamentowe dbało o to aby owdowiałe kobiety nie pozostawały bezdzietne – celowi temu służyło Prawo Lewiratu, które stanowiło, że brat zmarłego lub jego najbliższy krewny byli zobowiązani do poślubienia wdowy i zadbania o potomstwo niejako w imieniu zmarłego krewnego.
Na kartach Starego Testamentu odnajdujemy zorganizowany Lud Boży zbiorowo oddający Mu cześć. Nie ma tam miejsca na osoby samotne, unikające społeczności. Wyjątkami byli tylko chorzy, których jak np. trędowatych obowiązywały przepisy odosobnienia.
Podobnie jest w Nowym Testamencie. Ludzie wspólnie pracują, radują się i chwalą Boga. Jest jeden wyjątek, kiedy Jezus Chrystus naucza swych uczniów Modlitwy Pańskiej – mówi im, aby modlili się w odosobnieniu. Te chwile samotności są potrzebne, jest to jednak samotność względna – dotycząca innych ludzi – natomiast nie ma samotności absolutnej – bo jest rozmowa z Bogiem. Ślady podobnych myśli możemy znaleźć w Księdze Psalmów, gdzie psalmista wielokroć podkreśla swoją samotność w czasie wołania do Stwórcy. Podobnie jest w przypadku skargi Jeremiasza. Na kartach Biblii trudno jest odnaleźć temat poświęcony samotności. Można raczej stwierdzić, że całe nauczanie biblijne jest skoncentrowane na tym aby samotność jako taka w ogóle nie miała miejsca.
Wiele o samotności pisał Fridrich Nietsche. Pomijam tu wszystkie inne tematy, jakimi się zajmował, pragnę skoncentrować się wyłącznie na temacie samotności. Zacznę od genialnego (moim zdaniem) sformułowania jakiego użył Nietsche w Zmierzchu bożyszcz: „By żyć samotnie, trzeba być zwierzęciem lub Bogiem – powiada Arystoteles, brakuje trzeciego przypadku: trzeba być jednym i drugim na raz – filozofem”. Nietsche rozwinął przewrotnie myśl Arystotelesa, ponieważ znał z własnego doświadczenia sekret ludzi twórczych, którym samotność umożliwia koncentrację potrzebną, a nawet konieczną do pracy. Każdy pisarz i każdy artysta wie o tym, że nadmiar pomyślności i szczęścia rodzinnego nie wpływa dobrze na venę twórczą. Najlepsze wiersze pisali zawsze poeci nieszczęśliwi, odrzuceni, samotni, często ubodzy i głodni. Podobnie było z malarzami i rzeźbiarzami. Nieliczne, pojedyncze przypadki dotyczące poetów zamożnych, dobrze urodzonych i nie narzekających na brak pomyślności, jak chociażby Zygmunt hrabia Krasiński – potwierdzają tylko tę regułę. Czyżby ci twórcy, którym nie powodziło się materialnie, mieli większą nadzieję od tych zamożnych i zasobnych? Być może właśnie tak jest, a nadzieja uskrzydla i daje wenę twórczą.
Nietzsche wyśpiewywał istny poemat o walorach samotności, a dokonał tego w swym dziele Tako rzecze Zaratustra. Już w pierwszych zdaniach przedmowy Zaratustry dowiadujemy się, że gdy skończył on lat trzydzieści, udał się w góry i przez dziesięć lat cieszył się tam swoją samotnością, która nie zmęczyła go, pomimo tak długiego trwania. Zaratustra wyraża poglądy Nietzschego, który gardził większością ludzi, uważając ich za pospolitych i niezdolnych do wzniesienia się ponad tę swoją pospolitość. Przy takim nastawieniu nie dziwi chęć ucieczki w samotność. Apele o tę ucieczkę powtarzają się na wielu stronach dzieła. Ma to być ucieczka od targowiska małych ludzi, którzy każdego wyższego intelektualnie od siebie chcą kąsać niczym jadowite muchy. Samotnik Zaratustra zdaje sobie sprawę z nieufności jaką budzi u pospólstwa, ostrzega wiec przed zbytnią poufałością w kontaktach z napotykanymi ludźmi. Ostrzega też przed wielkimi skupiskami ludzi – wielkie miasto nazywa piekłem dla samotnika .Wbrew tym wszystkim ostrzeżeniom bohater Nietschego znajduje jednak motywację aby opuścić swoją samotną jaskinię; motywacją tą okazuje się współczucie dla człowieka wyższego.
Pomijając całą nadbudowę dotyczącą nadczłowieka – można znaleźć w rozumowaniu Nietzschego wiele argumentów przemawiających za tym, że dla tworzenia dzieła – literackiego, artystycznego, czy naukowego – potrzebna jest cisza i spokój, a więc rodzaj samotni, która pozwala na wytężoną i niezakłóconą niczym pracę.
Jednak do pracy twórczej potrzeba też czegoś więcej – natchnienia, weny twórczej, a więc jednak NADZIEI…Co do reszty – dobrze jest zachować Arystotelesową metodę złotego środka.
Obecnie rzadko używa się określeń: samotność, samotny czy samotna; karierę zrobiło słowo singiel, które ma zresztą nieco inny wydźwięk. Chciałam przytoczyć definicję słownikową, ale nie znalazłam hasła singiel w żadnej z posiadanych przeze mnie encyklopedii, ale dopiero w Wielkim Słowniku Wyrazów Obcych PWN z 2011 r., z tym, że interesujące nas znaczenie (tzn. „człowiek samotny, żyjący w pojedynkę”) jest tam wymienione dopiero na czwartej pozycji po płycie winylowej, karcie do gry i meczu w tenisa stołowego. Singiel oznacza osobę żyjąca w pojedynkę, przy czym nie rozróżnia się czy dzieje się tak na skutek świadomego wyboru czy też z przyczyn losowych. Słowo to, pochodzące z języka angielskiego, pojawiło się pierwotnie w gwarze młodzieżowej, z której przeszło do języka potocznego, a następnie do analiz socjologicznych; nie określa ono stanu cywilnego ani nie budzi pejoratywnych skojarzeń jak np. stara panna czy stary kawaler. Z ekonomicznego punktu widzenia, single stanowią jednoosobowe gospodarstwo domowe. Słowo singiel brzmi nowocześnie, kojarzy się z wolnością i swobodą i u wielu osób budzi pozytywne odczucia i emocje. Single stają się akceptowani i popularni, ostatnio coraz bardziej.
Na przestrzeni lat zauważalny jest ciągły wzrost liczby osób dorosłych żyjących w pojedynkę. Narodowy Powszechny Spis Ludności i Mieszkań przeprowadzony w Polsce wykazał, że jednoosobowe gospodarstwa domowe stanowiły: w roku 1970 – 16,1,%, w roku 1978 – 17,4 %, w roku 1988 – 18,3 %,w roku 2002 – 24,8 %, w roku 2011 – 24,0 %. Według prognoz GUS w roku 2030 społeczeństwo polskie może liczyć nawet siedem milionów singli. Wynika z tego, że bycie singlem, to nowy trend XXI wieku. Ten trend może stanowić olbrzymi problem – problem zróżnicowany: filozoficzny, antropologiczny, demograficzny, psychologiczny, ekonomiczny i społeczny. W istniejących jeszcze rodzinach zanikają nawet naturalne, jeszcze nie tak dawno, zwyczaje jak: wspólne spożywanie obiadu, codzienne rozmowy czy pisanie listów. Coraz większa część społeczeństwa rezygnuje z naturalnych relacji międzyludzkich, nie zawiera małżeństw i nie planuje potomstwa, a wiec wykazuje podstawowy brak nadziei na przyszłość. W naszym kraju powoduje to już ujemny przyrost naturalny, co będzie skutkować brakiem odpowiedniej ilości ludzi mogących podjąć pracę już za kilkanaście lat. Ważne mogą okazać się też następstwa w dziedzinie życia psychicznego – w skrajnym przypadku samotność może prowadzić nawet do zaburzeń depresyjnych. Wielu singli stosuje zastępcze imitacje relacji międzyludzkich uczestnicząc w życiu przeróżnych portali społecznościowych, które dają złudzenie posiadania znajomych i przyjaciół.
W obecnie panującej cywilizacji technicznej człowiek zapomina, że był kiedyś ustanowiony, nadany przez Boga naturalny porządek, który zawierał w sobie wszystko to, co jest niezbędne dla dobrego i sensownego życia. Nasze podejście do życia na przestrzeni tysiącleci, a zwłaszcza w ostatnich dziesięcioleciach zmieniło się na niekorzyść. Człowiek przedkłada swoje krótkowzroczne, egoistyczne interesy, ponad interes społeczności, Ziemi i kosmosu, nie widzi całości. Powoduje to nieodwracalne szkody.
Obawiam się, że człowiek XXI wieku upodabnia się coraz bardziej do nietscheańskiego samotnika, który zagraża nie tylko sam sobie, a który zamiast dłoni może nam podać w realu symboliczną łapę z pazurami. Nie doszłoby do tego gdybyśmy czerpali inspiracje z korzeni naszej kultury, to znaczy z nauczania chrześcijańskiego i z filozofii greckiej – zachowalibyśmy wówczas naszą wielką chrześcijańską nadzieję.