Nie było chyba na przestrzeni wieków drugiej istoty tak różnie ocenianej jak kot. Bywał on uwielbiany, otaczany czcią, obdarowany nietykalnością, podnoszony do godności bóstwa, jak również ignorowany, poniewierany lub wręcz uważany za ucieleśnienie Szatana i palony na stosie. Tak się jakoś składa, że kot budzi żywe uczucia, nie pozostawiając miejsca na obojętność. Tak było, jest i pewnie będzie. Ma to swoje odbicie w literaturze i sztuce.
Okazuje się, że wielu wybitnych uczonych, pisarzy, mężów stanu potrzebowało towarzystwa ulubionego kota, aby móc przystąpić do pracy twórczej. Należy tu wymienić między innymi: Francesco Petrarkę, Tomasza Graya, Armanda Jeana Richelieu, Marcina Lutra czy Abrahama Lincolna. Do największych wrogów kota należeli Napoleon Bonaparte, Juliusz Cezar, Benito Mussolini i Adolf Hitler.
Najstarsze zachowane wizerunki kota pochodzą z Egiptu. Kot w sztuce egipskiej miał co najmniej trzy różne znaczenia. Był ukochanym domownikiem, istotą świętą, a także wcieleniem bogini Bastet, którą przedstawiano jako piękną kobietę z głową kotki. Na ścianach skalnego grobowca Hnumhotepa II (XX wiek p.n.e.) namalowano złotorudego kota polującego w zaroślach papirusów. Zachowało się też malowidło ścienne z 1300 roku p.n.e., na którym bóg Re przedstawiony jest w postaci Kota triumfującego nad bogiem śmierci i chaosu Apophisem, przedstawionym pod postacią węża. Koty, żyjące w świątyni Bastet w Bubastis żyły pod opieką kapłanów i były traktowane po królewsku. Przebywający około 450 r. p.n.e. w Egipcie, Herodot opisał świątynię w Bubastis. Miała ona 300 metrów długości i była domem dla ponad tysiąca kotów. Przed świątynią stał posąg Bastet, a wokół niej znajdował się cmentarz przeznaczony dla świętych kotów Bogini. Pozycja kotów egipskich była tak wyjątkowa, że praktyką stosowaną po ich śmierci było mumifikowanie i umieszczanie kocich mumii w specjalnie wykonanych, rzeźbionych sarkofagach. Dostojnicy budowali dla swych ulubieńców nawet oddzielne grobowce. Herodot zanotował, że Egipcjanie golili sobie brwi na znak żałoby po śmierci domowego kota, a w przypadku pożaru najpierw ratowano koty, a dopiero potem przystępowano do gaszenia ognia.
Według egipskiej Księgi Umarłych grzechem było zabijać zwierzęta święte (a więc koty), a nawet uszkadzać skórę zwierząt świętych (a więc kotów). Rzymski pisarz Didur Sycylijski (ur. ok. 100 r. p.n.e.) zapisał, ze był świadkiem zlinczowania obywatela rzymskiego, który niechcący zabił kota.
W książce „Wiedza tajemna w Egipcie” Julian Ochorowicz, filozof, psycholog i pisarz doby pozytywizmu pisze –
„Egipcjanie (…) byli zwolennikami wielobóstwa (…) każde miasto inaczej nazywało swoich bogów i innym przypisywało przewagę. Gdy się z sobą dwa miasta pokłóciły i jedno zabiło kota, czczonego w drugim, to mieszkańcy tego ostatniego , na złość tym pierwszym, zjadali czczoną przez nich rybę (…) kapłani ich, badając przyrodę, (…) doszli do pojęcia jednej siły, (…) prawdy tej nie rozkrzewiali, zostawiając ją dla siebie”.
Koty cieszyły się uznaniem nie tylko w Egipcie ale i w Grecji, chociaż na dużo skromniejszą skalę. Rzymianie przejęli od Greków zwyczaj trzymania kotów w domach. Seneka, a także Pliniusz pisali na temat kociej dumy i niezależności, a rzymskiej bogini wolności Libertas nieodłącznie towarzyszył przycupnięty u jej stóp kot – symbol wyzwolenia z pęt i okopów.
W Galii za sprawą Rzymian rozpowszechnił się kult Diany. Kot pojawił się tam wtedy jako atrybut tej lunarnej bogini. Według pewnej teorii (podniesionej do rangi arcydzieła literackiego przez Roberta Gravesa) imiona wszystkich księżycowych bogiń (Artemidy, Selene, Hekate) należą naprawdę do Białej Bogini, wyabstrahowanej z rytmu trzech faz Księżyca, kojarzonej z seksem i płodnością. Z tego właśnie powodu przypisywano potem kotu symbolikę erotyczną, co uniemożliwiało przez długie lata na umieszczanie tego „symbolu grzechu” na portretach poważanych matron i dobrze urodzonych panien.
Znane były jednak również praktyczne dziedziny życia, w których koty mogły być człowiekowi bardzo pomocne. Rzymscy legioniści zabierali ze sobą (na wyprawy wojenne) koty, aby strzegły zapasów żywności przed gryzoniami. Prawdopodobnie w ten sposób egipski kot przywędrował do naszych puszcz słowiańskich, gdzie skrzyżował się z dzikim kotem leśnym, dając początek rodu naszych poczciwych Mruczków. Zdobył początkowo duże uznanie jako niezastąpiony łowca myszy. I tak wiodło się kotu aż do Średniowiecza, kiedy to zaczęły płonąć stosy z czarownicami i ich kotami. Z pożytecznego myszołowa przemianowano naszego Mruczka na demonicznego kota czarownicy. Skąd się to wzięło?
Żeby to wyjaśnić – trzeba cofnąć się znów do czasów starożytnego Egiptu, gdzie kot odbierał cześć boską. Mojżesz, który wyprowadził Izraelitów z ziemi egipskiej, przekazał im zbiór praw. Zwierzęta podzielono na czyste i nieczyste. Czyste były te, które miały kopyta lub racicę i przeżuwały pokarm. Kot nie spełniał tych kryteriów. Był dla Izraelitów nieczysty, co miało jednak tę zaletę, że nie był przez nich zabijany na pieczyste ani na ofiarę całopalną. Jednak ponieważ odbierał w Egipcie cześć boską – dla Żydów stał się obrzydliwością – bogiem fałszywym. W Kabale oznaczał grzech i upadek. W Księgach Mojżeszowych kot nie został nawet wspomniany, mimo że wymienianych jest tam wiele rodzajów i gatunków zwierząt, a na przykład, jego kuzyn – lew jest przytaczany wielokrotnie. Ta izraelicka niechęć do kota przeszła w jakiś dziwny sposób do świadomości chrześcijańskiej. I od tego czasu nasz wspaniały bohater musiał sobie radzić z wieloma niebezpieczeństwami. Dla wielu stał się obok miotły atrybutem wiedźmy, czarownicy. Powstały mity, przesądy i zabobony związane z kotem, zwłaszcza czarnym. Kot miał wielu wrogów, uważających go za szelmę, oszusta, obłudnika i sługę Szatana. Ale miał też zawsze wielbicieli i zwolenników, kochających go za grację, niezależność i wdzięk.
Warto w tym miejscu zaznaczyć, że w przeciwieństwie do Mojżesza – Mahomet uznał, że koty nie są nieczyste i nakazał dobrze się z nimi obchodzić. Istnieje legenda mówiące o tym, że kot uratował życie Proroka, kiedy został on zaatakowany przez węża i druga legenda o kotce Muezzi, która usnęła na jego szacie. Mahomet kazał wtedy odciąć kawałek szaty aby nie budzić ukochanej kotki. Istnieje jeszcze trzecia legenda o tym, że to Mahomet obdarzył koty umiejętnością spadania na cztery łapy. (Hadis Bukhari) Faktem niezaprzeczalnym jest to, że wyznawcy islamu mają do dzisiaj nakazany obowiązek karmienia przynajmniej jednego bezdomnego kota.
Dowody fascynacji naturą, budową, wyglądem i charakterem kota pozostawił Leonardo da Vinci, który napisał –
„Nawet najmniejszy kot jest arcydziełem natury”.
W czasach średniowiecza i wczesnego Renesansu figura kota pojawia się niezmiernie rzadko w europejskiej sztuce sakralnej. A jednak Leonardo da Vinci namalował „Madonnę z kotkiem”. Wymagało to odwagi i niezależności. Mistrz Leonardo pozostawał pod urokiem piękna i gracji kota – o czym świadczą jego liczne szkice poświecone temu czarującemu drapieżnikowi. Poza wspomnianym dziełem na uwagę zasługuje, namalowane kilkadziesiąt lat później, bo w roku 1534 „Zwiastowanie” Lorenza Lotto, na którym to płótnie kot zajmuje miejsce centralne. Przy czym jest to zwykły, nastroszony bury kocur o pospolitym wyglądzie. Nie wiadomo do końca czy miał on oznaczać pokonanego demona czy też poczciwego domownika, zaskoczonego wizytą niespodziewanych dostojnych gości.
W epoce średniowiecza koty nie miały statusu zwierząt domowych. Rolę tę pełniły wtedy przede wszystkim psy, gloryfikowane z powodu swej wierności, jak również fretki i łasiczki.
Epoka renesansu przywróciła kota do łask, przymykając oko na jego rzekomy, piekielny rodowód. Stało się to po tym, jak Europę zdziesiątkowała zaraza, rozniesiona przez mnożące się gryzonie. Nie stałoby się tak gdyby nasi praojcowie znali i stosowali starożytne chińskie przysłowie:
„Gdy szczury buszują w twoim pałacu
Lepszy kot, choć kulawy, niż rumak na placu.”
We własnym, dobrze pojętym interesie, ludzie wpuścili więc ponownie koty do swych domostw, jednakże w sztuce pozostawały one nadal przede wszystkim jako symbole zła.
Dopiero w XVIII wieku zaczęto wykonywać na zamówienie osób wysoko postawionych, portrety na których pojawiał się kot.
Do malarzy nie obawiających się umieszczać na swych płótnach wizerunków kotów należeli Francis Voucher (Toaleta 1742r., Niespodzianka 1746r., Portret księcia Orleanu 1749r.), Wiliam Hogarth, który czynnie walczył z powszechnym wówczas okrucieństwem wobec zwierząt (Dzieci doktora Grahama 1742r.). W Polsce – Marcello Bacciarelli – nadworny malarz Stanisława Augusta Poniatowskiego namalował w 1781 roku portret ośmioletniej Julii Duhamel z kotem. Moda na portrety dzieci ze zwierzętami narodziła się w Anglii i zaczęła rozprzestrzeniać się na resztę Europy. Obraz Bacciarelliego utrzymany był w stylu angielskim. Już w wieku XIX powstały płótna Gustave Courbeta (Pracownia 1855r.) i Eduard Maneta (Śniadanie w pracowni 1868r.), na których możemy zobaczyć, że koty cieszyły się uznaniem w pracowniach malarskich i miały tam swoje niepisane prawa.
Kiedy czytamy powieści czy też sztuki naszych wielkich pisarzy z XIX i początku XX wieku bardzo trudno jest nam odnaleźć nawet małą uwagę czy dygresję, dotyczącą kotów, choćby taką, jak piosenka, śpiewana przez Papkina, w pierwszym akcie „Zemsty” Aleksandra Fredry:
„Kot, kot, pani matko, kot, kot,
Narobił mi w pokoiku łoskot!”
A przecież koty można było wtedy już spotkać w każdym właściwie mieszkaniu – zarówno w salonie jak i w prostej izbie. Ocieplały one nawet bardzo skromne i surowe wnętrza i, niezależnie od innych swoich walorów, stanowiły barwny element dekoracyjny. Tymczasem prędzej znajdziemy drobiazgowy opis faktury materiału, którym pokryta jest kanapa, niż jedno małe zdanie, że na tej kanapie, na poduszce spał piękny kot takiego to a takiego koloru i kształtu. Oczywiście nie każdy pisarz musiał zwracać uwagę na koty, ale faktem jest, że następstwa uprzedzeń i zabobonów trwają zawsze dłużej niż one same.
W literaturze europejskiej kot zaczął powracać do łask w pełni właściwie dopiero w XX wieku. Wprawdzie jeszcze na początku XIX wieku Aleksander Puszkin pisał w swoim poemacie „Rusłan i Ludmiła” o „kocie uczonym”, ale najbardziej chyba znanym kotem stał się Behemot z powieści Bułhakowa „Mistrz i Małgorzata”. Behemot – bezczelne czarne kocisko, które trafia do ateistycznej Moskwy wraz ze świtą Szatana. Kot, który właściwie nie jest ale bywa kotem, a który jest utkany z mieszaniny absurdu i czarnego humoru.
„- Proszę posłuchać – zaczął kot i mrużąc oczy z zadowolenia opowiedział, jak to kiedyś błądził po pustyni przez dziewiętnaście dni, żywiąc się jedynie mięsem upolowanego tygrysa (…) Najciekawsze w tym łgarstwie jest to – powiedział Wolant – ze łgarstwem jest tu wszystko od pierwszego do ostatniego słowa. – Ach tak? Łgarstwo? – zawołał kot i wszyscy sadzili, że zacznie protestować, ale on tylko cicho powiedział – Historia nas rozsądzi.”
A co powiemy o uśmiechającym się kocie z Cheshire, który jest narratorem „Złotego południa” Andrzeja Szpakowskiego?:
„- Ach ten kot – Alicja niegrzecznie wskazała mnie palcem – czasami znika, i to tak, że widać tylko uśmiech wiszący w powietrzu. Brr, okropność”
Czy nie jest to ten sam kot, który uśmiechał się do Alicji z Krainy Czarów już ponad sto lat wcześniej w powieści Lewisa Carrolla?
„- No! Często widywałam kota bez uśmiechu – pomyślała Alicja – ale uśmiech bez kota! Jest to najbardziej zagadkowa rzecz, jaką widziałam w całym moim życiu!”
Wspaniale podpatrzone koty odnajdujemy w powieści Lucy Maud Montgomery „Ania na uniwersytecie”, będącej kontynuacją powieści „Ania z Zielnego Wzgórza”. Kolekcja kocich osobowości: Zyzio, Kot Sabiny i Mruczek –
„(…) Zyzio usadowił się na miękkiej poduszce w rogu bawialni, a Kot Sabiny zaczął się myć zawzięcie na dywanie przed kominkiem. (…) Mruczek zatrzymał się nagle, wyciągnął ogon, najeżył sierść, pochylił do ziemi głowę i parsknąwszy złowrogo i z nienawiścią, rzucił się na Kota Sabiny. (…) Zyzio usiadł na poduszce i ziewnął szeroko. Gorąca krew zapłonęła w żyłach Mruczka.(…)”
Koty zdobyły szturmem wysokie pozycje w literaturze science fiction i fantasy. Pierwsze słowa utworu Roberty Heinlein nie pozostawiają najmniejszego cienia wątpliwości, kto jest głównym bohaterem utworu:
„Pewnej zimy, tuż przed Sześciotygodniową Wojną, mieszkałem z moim kotem Arbitrem Petroniuszem na starej farmie.(…)Zawsze dbałem o to, by Pit miał własne drzwi (…) wyciąłem mały otwór szerokości równej dokładnie długości wąsów Pita.”
Ze względu na swoją delikatność i tajemniczość – kot staje się czasem symbolem najskrytszych uczuć, powiernikiem i posłańcem miłości. Taką właśnie rolę pełni kot Oronk w opowiadaniu „Dotyk pamięci” Tomasza Kołodziejczyka:
„Kazziz myślał też o tym wszystkim, co oznacza śmierć Oronka. O latach, kiedy zwierzę było posłańcem (…) przenoszącym muśnięcie dłoni, ciepło, oddech. Pamięć. Gdy głaskał kota (…) odnajdywał ciepło i łagodny dotyk dłoni Maraeny. Czym był ten kot (…)? Błogosławieństwem, które pozwala pamiętać? Czy przekleństwem, które nie pozwala zapomnieć?(…)”
Z pewną przykrością trzeba odnotować, że w filmach kot pełni najczęściej tylko pewną uproszczoną rolę. Grając na przykład pupila pana ciemności i złych mocy – uosabia zło, zaś wcielając się w postać mruczącego przyjaciela swej szlachetnej pani, dla której stanowi namiastkę rodziny i jedyny sens życia – symbolizuje samotność
Kotom udało się też wejść na salony wszechpotężnej Fraszki i tu święcą swoje małe triumfy. Jan Sztaudynger ma w dorobku wiele fraszek dotyczących kotów:
„Z lęku przed rusycyzmem wielu naszych braci
Nie mówi „kot się czai”, lecz „kot się herbaci””
Uroczy i nobilitujący kota (poprzez wprowadzenie go do scenerii szekspirowskiej) jest czterowiersz Ryszarda Marka Grońskiego:
„Poprawkę do „Hamleta” zgłoś
Nie naruszając formy.
Zamiast – „Niech ryczy ranny łoś”,
Niech mruczy kot wieczorny”.
Wreszcie, koty zadomowiły się w poezji na dobre. Krzysztof Kamil Baczyński, Jan Brzechwa, Julia Hartwig, Kazimiera Iłłakowiczówna, Stanisław Jachowicz, Ludwik Jerzy Kern, Józef Ignacy Kraszewski, Hanna Ożogowska, Janina Porazińska, Hanna Poświatowska, Jan Sztaudynger, Julian Tuwim, Jan Twardowski, Wisława Szymborska, Jolanta Baziak to tylko część listy znanych polskich poetów piszących o kotach.
Koty Jana Twardowskiego – te prawdziwe i te ulotne, mieszkające w jego poezji:
„Smutna miłość (…)
Śpiew w klatce
Siwe wąsy kota
Smutna szałwia inaczej czerwona (…)”
Każdy przyjaciel kotów, który przeczyta wiersz Wisławy Szymborskiej „Kot w pustym mieszkaniu” poczuje od razu, że nasza noblistka dobrze zna kocią naturę. Czytając, widzi się oczyma wyobraźni tego opuszczonego kota idącego na swoich „obrażonych łapach”.
„(…)Będzie się szło w jego stronę
Jakby się wcale nie chciało,
Pomalutku,
Na bardzo obrażonych łapach (…)”
Jest jeszcze długa lista poetów zagranicznych, piszących o kotach i dla kotów, z których wymienię tylko Charles Baudelaire i Thomasa S. Eliota. Baudelaire kojarzył kocią grację z wdziękiem ukochanej kobiety:
„Pójdź w me ramiona, mój kocie prześliczny,
Schowaj pazurki swe bez żalu (…).”
Thomas Stearns Eliot podjął w jednym ze swych wierszy, temat może mniej poetycki – ale bardzo konkretny – imię dla kota:
„ (…) Lecz mówię wam: kot musi mieć jeszcze drugie imię
(jak nie ma go nie będzie chciał pić ani jeść),
Imię, przez które mógłby się nad tłum szary wynieść
I dumnie wąs rozpostrzeć i ogon w górę wznieść! (…)
Można śmiało powiedzieć, że każdy z twórców piszących o kocie dodał swój kamyczek do mozaiki portretowej Przewspaniałego Kota. Na zakończenie nie mogę się oprzeć pokusie i przytoczę fragment mojego własnego wiersza, który napisałam w czasie choroby kota Borysa – mojego wieloletniego przyjaciela i domownika. Ten czarujący, pełen powabu i ciepła, mruczący koci oryginał, był dla mnie inspiracją do napisania szeregu utworów między innymi cyklu „Konsultacji Profesora Borysa”:
„(…) Myśl głaszcze chorego kotka,
Z mlekiem się leje do spodka…
A inne sprawy? W oddali.
Kot przylgnął pyszczkiem do ręki,
Już nie jest skoczny i prędki –
Ale bezradny i mały.”
Koty nie wymiauczały jeszcze swojego ostatniego słowa. Na pewno w dalszym ciągu będą inspiracją do powstawania dzieł wielkich i małych, pisanych wierszem lub prozą, malowanych farbami lub rysowanych ołówkiem czy kredką, haftowanych, dzierganych, wyszywanych, wycinanych z kolorowego papieru. Koty są nam potrzebne, ponieważ wnoszą w nasze życie, niezależnie od wielu spraw wymiernych, odrobinę luksusu i komfortu, a także smak tajemnicy.