Żongluję belką w oku
swoim –
Z zaciśniętymi zębami usuwam pamięć
o dobach gęstych od czyichś dłoni,
krótkiej kołdrze twarzy
spod której udręka wyziera.
Uwierają język czerstwe okruchy
z wieczerzy czułości, śniadania na biurku,
urodzin przyjaźni i pikniku w przemarszu
suto zastawionych
zdradzieckim pocałunkiem.
Z sercem wciąż niespokojnym
odkrywam w ustach
elastyczne protezy
społecznej ubezpieczalni