Z opowieści Teściowej Heleny
Wspólne łąki wioskowe
Dwóch pastuchów do krów
po jednym do Końców
Bohatego i Hołodnego
Wolni ludzie
Nie wiadomo skąd przybyli
Od jednej krowy
zapłata w ziarnie i ziemniakach
całodzienny posiłek i nocleg
Mieliśmy sześć sztuk
Nestor – pastuch
dorabiał różnymi czynnościami
Rano wołany na śniadanie
oświadczał
- Jeszcze nie zarobiłem
i brał się za rąbanie drewna
Około kopy krów
Torba z jedzeniem
na obiad
butelka mleka
kawałek chleba
czasem sera
Oddawał ją
żonie Michalinie
i trójce dzieci
Michalina starsza o kilkanaście lat
dom prowadziła
Siedliska przy drodze do Planty
pozyskali pastuchy przy komasacji
na początku lat trzydziestych
Budulec dano z lasu wioskowego
Gospodarze pomogli przy stawianiu
Zmęczone upałami
bydło opiekunowie zganiali na Stojło
- leśną polanę
Dzień kończyli kolacją
u wyznaczonego kolejką
gospodarza
Nestor przychodził do najbogatszego
w niedziele
słuchać radia kryształkowego
Pobożny katolik
Córka gospodarza
wycinała wzory haftu Richelieu
Nie mógł tego ścierpieć
Jak to
- Dnia świętego nie święcić
pasionka to co innego
Dziewczyna musiała odłożyć narzędzie
Urodę moja młodsza siostra Walentyna
zawdzięczała rodzinie drugiego pastucha
prawosławnego Iwana
Przyszła na świat ze znamieniem na twarzy
Kiedyś matka Iwana przebiegła
po niemowlę
- Mąż mi dopiero umarł
uleczę wam córkę
Zaniosła do nieboszczyka
przesunęła martwą dłonią
przez twarz dziecka
Nigdy więcej nie widziałam już
śladu skazy
Mówiono że w wojnę
trafił aż do Francji
ale wrócił do żony Sabiny
i syna
Koni ojciec miał trzy
Pasał je Kolka
dziesięciolatek
Bywało
w południe chcę
się pobawić
ze starszym o dwa lata parobkiem
Szukam towarzystwa Kolki
Ojciec mu jednak nakazuje
- Idź spać
Najlepiej paść konie
o porannej rosie
Owieczkami zajmował się
Krysztop z synem Jakimkiem
Któregoś dnia
jeszcze przed wojną
znikli
razem z małą chałupką
Braciszek Witold tęsknił
za niewiele starszym
owczarczykiem
Usłyszał kiedyś od babki
opowieść o ulepieniu z gliny Adama
Zapragnął robić Panu Bogu
konkurencję
Matka podzieliła się z nim
ciastem na zacierki
Nie wiedział jeszcze
że Stwórcą się jest
powołując nowe byty
Tak Jakimek utożsamiał się z pasieniem
że chłopczyk darował mu drugie życie
i jego owieczkom
Na pniu
ustawionym naprzeciw płyty
aby usiąść
i zgarniać płonące polana pogrzebaczem
lub popatrzeć płomieniom w twarz
przy zbieraniu myśli
dumny rozłożył swe dzieło
Zaszedł lowelas wioskowy
- Patrzcie gospodyni
eleganckie spodnie ze sztruksu
mam
Zajęty sobą przysiadł na pieńku
- Mama – Jakimek
- Nic synku, stworzysz następnego
Modniś popatrzył
W oczach jego zobaczyłam myśl
- Chyba słusznie mówią o nich
dziwaki
i wyszedł
Matka rozważała
- Może w innych domach
gdzie pójdzie się pochwalić
też przysiądzie
W pełni letnich wypasów
1941 roku skończył się nasz świat
w płomieniach roznieconych przez Niemców
Po powrocie z tułaczki
zaczynaliśmy wszystko od nowa
„Kułaków” nie stać było na pastuchów
Tylko do owieczek zatrudniono Pawła
za zapłatę od dwóch gospodarskich sztuk
i całodzienne utrzymanie i spanie
Mężczyzna o jednej nodze krótszej
zbliżający się do średniego wieku
o umysłowości dziecka
znał każdą ze swoich podopiecznych
wiedział czyja
i od wykoconych na łące
przynosił na rękach jagniątka
Chciały go podkupić inne wioski
Zawsze wracał do Leśnej
tu się z niego nie śmiano
Znów niskie słońce odbijało się
w miedzianym blasku jego tuby
Szedł przez wioskę kulawy nieogolony
anioł
obudzone baranki podążały za nim
i aż chciało się wędrować z nimi
zdawało się do Nieba
Czasem ufnie prosił kobiety
by dały się potrzymać za rękę
Matka jego przybiegała od Lewkowa
baczyć
czy nikt go nie krzywdzi
nie oszukuje na porcji dziennej
i noclegu
Odeszła tamta Leśna
Owiec było coraz mniej
Zabrakło pracy i dla Pawła
8 marca 2017