Biegałem, pętałem się za wierzbakowcami, jak chłopiec za orkiestrą, a przecież niewiele od nich młodszy… Przypomnijmy (dziś, gdy brak grup literackich z prawdziwego zdarzenia, z programem – manifestem) poznańska grupa literacka „Wierzbak” składała się między innymi (w latach 1956-1961) z Ryszarda Daneckiego, Mariana Grześczaka, Józefa Ratajczaka, Konrada Sutarskiego. Podtytuł niniejszego omówienia wyjąłem z wiersza „Skraj ruchu”, będącego tytułowym tekstem książkowego debiutu w 1960 roku w Wydawnictwie Poznańskim.
Pisarz polski na Węgrzech - czytam na wizytówce Konrada Sutarskiego (rocznik 1934), nawiedzającego co rok Ojczyznę w samochodowej pielgrzymce, mimo trudów podróży. I te wyrazy celnie określają niezwykłą, ważną dla obu narodów rolę, jaką odgrywa pióro twórcy mieszkającego od 1965 roku nad Dunajem. Profil niezwykły: doktor nauk technicznych, inżynier mechanizator rolnictwa, wynalazca, konstruktor maszyn rolniczych. Posiadacz międzynarodowych patentów na maszyny, kombajny do zbioru fasoli, papryki… Syn oficera zamordowanego w Katyniu, żona Węgierka. Do niedawna przewodniczący Samorządu Mniejszości Polskiej na Węgrzech, dyplomata, twórca filmów dokumentalnych, odznaczony w Polsce i na Węgrzech Krzyżem Kawalerskim. Autor ponad 30 książek (w tym antologii, opracowań historycznych, tłumaczeń). Pamiętam ten debiut – 1961 rok, młody poeta Konrad Sutarski odbiera w sali błękitnej poznańskiego Zamku wyróżnienie za „Skraj ruchu” w czasie Listopada Poetyckiego, organizowanego przez grupę „Wierzbak”.
Festiwale poznańskie, nazwane potem Międzynarodowymi, obfitowały w wydarzenia. Organizatorzy (zapewne przymuszeni tzw. kulturalną polityką) zawiesili nad sceną hasło z Leopolda Staffa:
„I niech wiersz co ze strun się toczy
Będzie…”.
Julian Przyboś, poprawiając białą, lwią grzywę włosów, grzmiał ze sceny: „Kto dzisiaj gra na mandolinach? Kto zawiesił to hasło?”. W obronie porwał się Mieczysław Jastrun, w gwałtownej polemice atakował z mównicy Juliana Przybosia i całą awangardę. Spór zażegnał prowadzący obrady Anatol Stern (opinia niebezpiecznego skandalisty z lat przedwojnia), który zapewnił obu panów, że są bardzo wybitnymi poetami, uspokojeni adwersarze zeszli ze sceny. Kazimiera Iłłakowiczówna chodząc między rzędami z wiklinowym koszem, rozdawała jabłka…
idź pasjo ściszona (…)
łza druga poraziła rdzenie drzew
rozerwała klangor…
Dziś, gdy czyta się ten tytułowy wiersz z debiutanckiego tomu młodego inżyniera mechanika, chce się wziąć do ręki ekierkę, liniał i podjąć próbę: wykreślić tekst nadając mu kształty figur, brył geometrycznych, sprowadzić do wzoru formuły wyjętej z nauk ścisłych. Wierzbakowcy nie kryli swych fascynacji rosyjskim konstruktywizmem, chętnie tłumaczyli Ilię Selwińskiego, podziwiali twórczość Juliana Przybosia. Potem, wybuch wyobraźni, uwolnienie się słów, tak komentuje Konrad Sutarski kolejny etap swej drogi. I – powrót do pierwszych założeń poetyckiego warsztatu.
To dosypywanie drobnych ziaren pyłu do piasków pustyni
to dolewanie kropel wody do wód oceanu
to także wchodzenie ze swoimi drobnymi ziarnami w piaski
pustyni
- czytamy w wierszu otwierającym ostatni tom poezji pt. „Jakkolwiek już późno”. Część 1 pt. „Przygasanie światła” zawiera utwory bliżej związane z naszym realnym światem, dniem codziennym i wydarzeniami o znaczeniu globalnym: „Dziś znów byłem w sklepie”, „Utrwalajmy te chwile”, „Apokalipsa…”, „W dniu pogrzebu Jana Pawła II”. Druga część książki uwalnia się od tzw. realiów, znajdujemy tu teksty z czystego lirycznego nurtu, zasłuchanie się w siebie, w puls podskórny naszej egzystencji, zagadkę człowieka i świata.
Poeta pyta siebie co robi tutaj wśród tych ludzi
tu przy kiosku z piwem
bo dobrze wie że jego myśli to orchidee
które chciałyby zbawiać narody
- czytamy w wierszu przypisującym się do pokoleniowego, znanego tekstu Krzysztofa Karaska. Już początki twórczości Konrada Sutarskiego zwróciły nań uwagę krytyków. „Osobne i najciekawsze zjawisko w „Liściu człowieka” – to Sutarski. On jeden ma najbardziej własny sposób odczuwania i widzenia świata” (Zdzisław Romanowski – „O debiucie «Wierzbaka», tygodnik «Wyboje», 14-21 XI 1957, Poznań). Głęboki liryczny nurt, ludzka refleksja nad losem jednostki i naszego świata, to – w uproszczeniu, najbardziej przemawiające do nas obrazy, idee tej twórczości.
***
Jak cichy jak spokojny jest świat po ostatniej zagładzie
choć motyla ni mrówki nie widać wśród traw
A przecież muszą być gdzieś tu w ogrodzie za oknem
zasnutym firaną
bo ogród ocalał
Stąd i próba szerszego spojrzenia. W „Akcencie” Anna Mazurek pisała: „Powstająca od 1956 r. liryka Sutarskiego odzwierciedla przemiany duchowego klimatu minionego sześćdziesięciolecia, a jednocześnie sama podlega licznym transformacjom… Jednocześnie liryka owa pozostaje spójna, konsekwentna i zdumiewająco jednorodna: począwszy od „wierzbakowego” debiutu i niezależnie od zmieniających się później poetyk, od lat toczy się w niej niezmiennie walka «Jakuba poezji z Aniołem rzeczywistości»”, „Jestem badaczem ułudy…” („O poezji Konrada Sutarskiego”, kwartalnik „Akcent”, 2014/2, Lublin). Noty krytyków przytaczam tu według tekstów zamieszczonych w omawianej książce.
Ostatniemu tomowi poezji Konrada Sutarskiego towarzyszą i inne prace – książki, budujące polsko – węgierskie i dalsze pomosty. Między innymi „Powiększenie ojczyzny” (dwujęzyczne, Lublin, Budapeszt 2016), „Zieleni się drzewo pokoju”, antologia dwujęzyczna (tym razem z językiem angielskim), we współpracy z Aleksandrą Sołtysiak (Sulechów, Zielona Góra, 2016).
Jaka w nas pamięć, wiedza o węgierskiej literaturze? Rewolucyjny, romantyczny wieszcz Sandor Petőfi i dziś tak chętnie czytany Sandor Márai? Chociaż spotkany w Stuttgarcie Węgier (niemiecki pisarz) Imre Tőrek bezbłędnie częstuje mnie (po węgiersku i po niemiecku) „Polak, Węgier dwa bratanki…” mamy najczęściej tę świadomość, że mogłoby się, chciałoby się więcej… Twórczość Konrada Sutarskiego stanowi ważny pomost nie tylko „między dawnymi a nowymi laty” naszych narodów.
Konrad Sutarski, „Jakkolwiek już późno, polsko-węgierski dyptyk”, Biblioteka „Toposu”, tom 121, Sopot 2015.