Znana powszechnie pasja wędkarska Lecha M. Jakóba zaowocowała książką „Po kiju, fotoopowiadania", pięknie wydaną, skierowaną do szerokich kręgów odbiorczych. Warto też może wiedzieć, że autor w zasadzie nie uprawia barbarzyńskiego rybożerstwa i mordowania mieszkańców naszych wód. Pamiętam jego opowieści – łowcy rekordowych szczupaków, zadowalającego się wyrwaniem ze szczęki drapieżnika pamiątkowego zęba, bez szkody dla zdrowia ryby. Bo szczupak, w odróżnieniu od nas – dwunogich, ma tę „zdolność", że po utracie zęba, wyrasta mu nowy – i tak, bodaj, do trzech razy sztuka. Tacy łowcy – nie – mordercy oznaczają swe łodzie białą chorągiewką. Jakże rzadko widuje się taką łódź, najczęściej wypełniają ją „mięsiarze", biorący wszystko „jak leci", nie oglądający się na regulamin sportowego połowu. Bo „na klopsy" albo dla kaczek.
Ale obok wędkowania (a może przede wszystkim), Lech M. Jakób zajmuje się pisarstwem… Od lat czytamy redagowaną przezeń w internecie „Latarnię Morską" (ongi i wydanie papierowe), pismo wysokiego lotu, zawsze opatrzone świetną grafiką, malarstwem. Autor znany i popularny przez swe powieści, frapujący poeta, dość wspomnieć tom „Zielony promień" nagrodzony w Poznaniu Medalem im. Ryszarda Milczewskiego – Bruno („Okolica Poetów", red. Jerzy Szatkowski). Życie w łonie Naszej Zielonej Matki, woda, zwierzęta, wiatr i żagle – to Jakóbowe żywioły, od zawsze obecne na kartach. Z ciekawością i satysfakcją przeczytałem ongi „Drapieżców" – książkę, której bohaterowie – zwierzęta, myślą, pamiętają, cierpią. Obdarzone jakby świadomością, a jednak nie uciekające się do aktu antropomorfizacji, zachowują swój zwierzęcy rys, osobne ścieżki, często splątane. „Drapieżców" zaczyna bowiem zagadkowy, tragiczny obraz. Gajowy znajduje zbite w jeden węzeł ciała trzech zwierząt: wilka, orła bielika i szczupaka. Powieść wiedzie nas „tropami" bohaterów, by doprowadzić do zagadkowego finału. Próbowałem dołączyć do tej trójki pisząc w cyklu „Kronika wypadków" wiersz pt. „Było tak?"
Ta wędkarska historia
nie daje mi spać
Lechu
twój wiersz czy sen
Orzeł szczupak i wilk
w jednym kłębowisku padliny
na brzegu – tak?
Jakby Jakub walczył z Aniołem
i przyszedł trzeci – bies
Policzyli się na palcach razem
– jest ich trzech?
(z książki „Dziesięć palców", Poznań 2009, Drukarnia Oświatowa). Ale czy się udało? Nie jestem dziś pewien. Niby wszystko „gra" w tym wierszu i Jakub biblijny i Jakób Kołobrzeski, ale coś mi zgrzyta tu między wersami i po latach nie wiem co, jak poprawić… Darujmy tekstowi jak rybce, którą z haczyka puszcza się do wody.
Ale wróćmy na karty Jakóbowej książki. Jest tu łabędź – porywacz, pstrąg – samobójca, topielec – cukrzyk, mściwy szczupak… Spotykamy groźnych kłusowników, pomocnego wilka i człowieka – drzewołaza. Przede wszystkim rzeka – marzenie – Parsęta, bajkowy zimorodek i legendarna Paskuda. Wędkarskim opowieściom towarzyszą kolorowe zdjęcia, jak wyjęte z innego świata. W wielu relacjach ryba ratuje się, ucieka od śmierci. Mówi się: zabija nas to, co kochamy. Tu odwrotnie: zabijamy to, co kochamy? Eros i Thanatos… Dylematy wobec czyjegoś życia, wobec śmierci, wyrzuty sumienia. Rytualny gest łowcy – rytualnego zabójcy i smutek zwycięzcy. Świadomość, że zwierzę też czuje, cierpi, walczy o przeżycie. Bohaterem pierwszego fotoopowiadania jest szczupak, który ocalił swe życie. Książkę zamyka, jakże wymowny, sen autora. „Nagle w dziąsłach i podniebieniu przenikliwy ból. Chcę wypluć pochwyconą, lecz się nie daje. A jednocześnie jakaś siła ciągnie mnie ku powierzchni wody, tylko wspomagając rozdzierający ból. Nie mogę użyć rąk – są jakby przyklejone do bioder. Raptem widzę, że jestem holowany napiętą linką. Po nie wiadomo ile trwającej szarpaninie nad głową pojawia się dno łodzi i wygięty kij. Mój lęk sięga zenitu…
Tu sen się urywa. Budzę się w środku nocy przepocony, z sercem bijącym w oszalałym rytmie. Nadkruszył się wcześniej uszkodzony ząb. Obolałe i wciąż zaciśnięte szczęki nadal pulsują.
Teraz, ilekroć holuję rybę, mam przed oczami tamten sen. Niechciane wspomnienie „podwodnego" cierpienia, mimo odpychania w myślach, zaczyna wracać jak bumerang…".
Uwiedzeni Jakóbowymi opowieściami, jeszcze raz spójrzmy na motto książki – „Kto ogląda niebo w wodzie, widzi ryby na drzewach", przysłowie chińskie. Świat – zagadka, na opak? Jak w tym wierszu Leśmianowym, w którym narrator ogląda łódź odbitą w wodzie i zastanawia się, który z dwu obrazów jest prawdziwy. Świat chmur, ptaków, ważek i drzew, zmarszczony falą… Ma książka i swoje dodatkowe smaczki. Zatytułowana „Po kiju", w sposób oczywisty wiąże się z obiegowym, obscenicznym „po ch…", w dodatku jeszcze ręka autora, przy każdym numerku strony, dorysowała „stworzenie" – ni to rybę, ni to męski atrybut, trącający paginację (wiadomo – rodzaj żeński).
Lech M. Jakób, „Po kiju, fotoopowiadania", Oficyna Wydawnicza „Mulico", Warszawa 2013