zwłaszcza pod wieczór zapala się zielony poranek
szyny zardzewiały. po peronie kręcą się bezdomni
jak wszędzie. z brudną reklamówką w rozwleczonych
swetrach żebrzą o papierosa
do odjazdu zostało trochę czasu. może kogoś
spotkam i nie poznam nikogo. jeśli jesteś tutaj –
możemy się mijać nie wiedząc o tym. czas jak papier
ścierny starł nas na pył. zwietrzała zielona polna
droga. w śladach stóp zaległa bezgraniczna cisza
stukot towarowego składu uświadamia mi bagaż
życia. wiatr po dachach bloków w górę go przenosi
obok mnie gadają o śmierci. podobno podróżuje
w wagonie sypialnym i nigdy nie wiadomo o czym śni
więc spakowałam skórzaną torbę: szkiełka kamyki
sznurki – wszystko pod ręką. na wszelki wypadek
wiosna ustała. na dworcu zapalono latarnie