Zastanawiałem się, czy warto jeszcze raz poruszać ten problem. A może lepiej, kwestię? Bo jeśli problem, to dla kogo? Kwestia? Co wynika z jej istoty? Stojąc niejako pomiędzy tym a tym drugim nie odnajduję w sobie żadnego powodu, aby dać pierwszeństwo jednemu z tych podejść i w tym kontekście zrealizować jednak zamierzony tekst. Jednak? Nie, nie oznacza to, że temat przestał mnie interesować, a tylko tyle i aż tyle, iż ta realizacja będzie niejako wtórna wobec tego co napisałem na ten temat wcześniej. Myślę tu o eseju Coś złego? z książki Gwałt na prawdzie. A może okaże się inaczej?
Wspomniany szkic otwierają słowa:
„Najbardziej sympatyczne w roku święta, Bożego Narodzenia i w kościele duży napis „Narodzony z Marii Dziewicy”. Jakoś wcześniej nie zwracałem na to uwagi, ale teraz: dlaczego dziewicy? Czyżby stosunek seksualny po którym bywa, że rodzą się dzieci był w tym przypadku nie na miejscu, czymś – złym? Dziwię się sobie, iż w innych latach o tym nie pomyślałem. Że nie przyszło mi do głowy, czemu to podkreślenie ma służyć i w imię czego jest tak eksponowane, jakby boskość inaczej nie była możliwa? Moje myśli kierują się ku twierdzeniu, że Jezus narodził się bez udziału Józefa.”
W znakomitej książce Czy Jezus jest Bogiem? Paweł Lisicki stara się nakreślić historyczny obraz Jezusa tak, aby wiara w Niego była nierozerwalną częścią historii mierzonej w sposób racjonalny. I należy przyznać, że czyni to bardzo wiarygodnie, przeciwstawiając się pomysłom wielu współczesnych teologów pokroju Vermesa, Fredriksena, czy Caseya, którzy widzą w Jezusie jedynie postać historyczną, w sensie – tylko ludzką, częstokroć minimalizując Jego obecność na ziemi do swego rodzaju buntownika z Galilei. I chwała mu za to. Jednak bywa czasem, że jego dowody na historyczność postaci Nazarejczyka jako Boga, co wydaje mi się być w kontekście całej książki, by tak rzec, dobrze spełnione, że te dodatkowe próby jakby dopełniające, nie spełniają swej funkcji. Tak dzieje się w przypadku omawiania sposobu myślenia w kwestii dziewiczości Marii brytyjskiego teologa i historyka Larry W. Hurtado. Zgadza się z nim dopóty, dopóki ten, po przeanalizowaniu całego historycznego tła tamtego czasu stwierdza, jak komentuje Lisicki:
„Hurtado omija kwestię prawdziwości tej wiary (o dziewiczym poczęciu Jezusa – przyp. J.O.). Pisze, że zajmuje się jedynie motywami i znaczeniem tego, że takie twierdzenie krążyło wśród wczesnych chrześcijan. Dodaje, że co się tyczy historycznej prawdy o dziewiczym poczęciu, to tylko Maryja, Matka Jezusa, mogłaby mieć bezpośrednią wiedzę na ten temat. A potem podsumowuje w dość zdumiewający sposób: <żadna ewangeliczna opowieść nie twierdzi wyraźnie, że została oparta na świadectwie Maryi lub Józefa. >".
Paweł Lisicki czuje się zaskoczony takim podejściem brytyjskiego teologa i historyka. Twierdzi, że Hurtado się wycofuje i nie chce przyznać racji bytu tej historycznej, według autora Czy Jezus jest Bogiem? oczywistości. Powołuje się przy tym na ewangeliczne twierdzenie Łukasza, że to o czym rozprawia, „dokładnie zbadał, po kolei wiernie opisał”. A także, że ten
„kończąc opowieść o Narodzinach Jezusa, podsumowuje: <A jego matka zachowywała wszystkie te słowa w swoim sercu> (Łk 2,51). Czy nie jest to właśnie wyraźne wskazanie na to, że jego opowieść jest oparta na świadectwie Maryi? W Dziejach Łukasz pisze, że w Jerozolimie tuż po Wniebowstąpieniu przebywali apostołowie <razem z kobietami, Marią, matką Jezusa i Jego braćmi> (Dz 1, 14). Zatem to Maryja była prawdopodobnie dla Łukasza źródłem wiedzy o Narodzinach Jezusa. Co zatem powstrzymuje brytyjskiego biblistę przed stwierdzeniem, że najbardziej prawdopodobnym powodem, dla którego chrześcijanie wierzyli w Narodziny Jezusa z Dziewicy, było to, że przekaz na ten temat pochodził od najbliższej rodziny Nazarejczyka, w tym od Jego Matki?”.
I wszystko się tu zgadza. I z pewnością wiedział o tym Larry W. Hurtado twierdząc, że „(...) o dziewiczym poczęciu, to tylko Maryja, Matka Jezusa, mogłaby mieć bezpośrednią wiedzę na ten temat".
Ta „bezpośrednia” wiedza Łukasza pochodzi z czasu tuż po Wniebowstąpieniu, jak twierdzi Lisicki i ma rację. Nie jest to zatem wiedza pochodząca z czasów życia Jezusa. Gdyby tak było, wszystko to co zostało zapisane o Zwiastowaniu Matki Nazarejczyka przez tegoż Ewangelistę, by można uznać nie tyle za prawdziwe, bo to według wiary chrześcijańskiej jest prawdziwe, ile za jakiś ewentualny dowód na dziewicze poczęcie. A tak – On jest dziewiczo poczęty – które skrystalizowało się w świadomości dzieje się po Zmartwychwstaniu, Wniebowstąpieniu dokładniej. I stąd zdaje mi się twierdzenie Hurdato jest wiarygodne i prawdziwe. To, że o swej dziewiczości poczęcia mogłaby zaświadczyć jedynie sama Maryja. Ale, ale czy o tym, że On, czyli Jezus Chrystus jest Bogiem ma świadczyć to, że począł się z Marii Dziewicy? Czy to ma jakiekolwiek znaczenie? Czy warto o to kruszyć kopie? Nie widzę powodu.
Jednak, powiedziało się A, trzeba powiedzieć B. Trzeba dać wiarę temu, że stwierdzenie Hurdato jest uzasadnione. Że nie nosi w sobie pierwiastka braku wiary, a jedynie trzeźwe spojrzenie i historyczne na sprawę, kwestię. I to wbrew temu co twierdzi Lisicki, który w tym momencie swojego wywodu zdaje się ulegać temu, co zarzuca oponentom typu Vermes, Casey, czy w tym aspekcie Hurdato, tyle że odwrotnie. Oni bowiem, a w istocie dwaj pierwsi, przyjmują sposób myślenia polegający na tym, że najpierw pojawia się twierdzenie świadczące na nie, czyli że Jezus nie jest Bogiem, a tylko żydowskim buntownikiem, pisząc lapidarnie, a dopiero później starają się to historycznie udowodnić. Metoda naganna, trzeba przyznać. Czy jednak tej samej nie stara się użyć Lisicki, gdy rozpatruje sprawę dziewiczości Maryi? Czy czasem dla niego wszystko to, co zapisane w czterech ewangeliach nie jest wyrocznią od której nie ma odwrotu? A wszystkie inne pisma traktuje tylko jako poniekąd – powiedzmy – pomocnicze. Takie mam wrażenie. Na ogół brak u niego wątpliwości, a jeśli się pojawiają, to w sytuacjach mało znaczących. Dajmy jednak temu spokój.
Przecież dla mnie tak właściwie nieistotne jest, czy Jezus – Bóg narodził się z Marii Dziewicy, czy też nie.
Mój liberalny stosunek do rzeczywistości nakazuje w tym momencie niechęć do dalszego zgłębiania sprawy. Jednak coś mi mówi, że przerwanie dociekań właśnie teraz może nie być właściwe.
Lisicki swój dowód na dziewiczość Maryi opiera na ewentualnym bezpośrednim przekazie Marii, bądź też najbliższej rodziny Nazarejczyka tuż po Jego Wniebowstąpieniu. Jak wspomniałem wcześniej: gdyby ten przekaz pochodził z czasów życia Jezusa wtedy jego wiarygodność byłaby o wiele większa. Wtedy całe Zwiastowanie Maryi w ewangelii Łukasza ewentualnie by można odczytywać jako zapis dziewiczego poczęcia. Bo przecież nie ma tam bezpośredniego wskazania, że tak być musiało. Anioł Gabriel odwiedza przyszłą matkę Jezusa i informuje ją, że pocznie syna. Na to Maria reaguje pytaniem: „Jakże to się stanie, skoro nie mam męża?”. Co oznacza tu, że nie współżyje z Józefem najprawdopodobniej ze względu na jego wiek, a on, jak dowiadujemy się wcześniej, został jej poślubiony. Na to Anioł odpowiada opowieścią o jej krewnej Elżbiecie, która pomimo podeszłego wieku jest w szóstym miesiącu ciąży. Dokładnie: „(...) w szóstym miesiącu ta, którą miano za niepłodną”. Co czyni Maria? Odwiedza Elżbietę stwierdzając naocznie to, co powiedział jej Gabriel.. To szósty miesiąc, więc nie ma wątpliwości. Pytanie jest takie: czy Maria współżyła z Józefem po tych odwiedzinach, czy się starała? Na to nie uzyskamy w żaden sposób odpowiedzi. Anioł Gabriel dał jej przykład Elżbiety, która ponoć z uwagi na wiek była niepłodna. Okazało się inaczej. Czy zaufała mu po wizycie u Elżbiety, tego nie możemy dociec. Pewnie po tym Maria uwierzyła, że pocznie syna. Bo po cóż byłaby ta cała dygresja z Elżbietą? Że skoro ona, w podeszłym wieku mogła zajść w ciążę, to dlaczego by Józef z nią nie mógł? Czemu innemu mogło służyć w ewangelii to wtrącenie? Po co ono tam w ogóle występuje. Po co o nim Łukasz pisze? Że możliwe jest dzieworództwo? W żadnym razie. To przecież insynuuje inaczej. To przecież daje asumpt do myślenia innego. A jednak to pisze. Pisze zgodnie z tym, czego był świadkiem pośrednim, zgodnie z opowieścią Maryi, czy jej najbliższych. Czy zatem dzieworództwo jest możliwe? Tak, gdyby Bóg tak chciał.
Żaden to zatem dowód na to, że Maria była dziewicą w momencie poczęcia Jezusa. Choć Lisickiemu to, podejrzewam, nie przychodzi do głowy.
Jednak sprawę warto doprowadzić do końca. Jak widać, nie ma żadnych racjonalnych przesłanek, aby przydać myśli prawdziwość: Maryja w chwili poczęcia Jezusa była dziewicą. Anioł Gabriel jej zwiastował ale nic nie przekonuje o tym, aby to zwiastowanie przyjąć jako dzieworództwo. Nic, tym bardziej biorąc pod uwagę ciążę Elżbiety i faktyczne tego stwierdzenie przez matkę Jezusa.
Tym sposobem ma racje Hurdato pisząc, że to tylko Maria, matka Jezusa mogła mieć bezpośrednią wiedzę o tym, czy Jezus począł się bez udziału Józefa, czy też nie. Bo w istocie, nie sposób tego dociec. Ewangelia Łukasza, na którą powołuje się Lisicki nie daje jakiegokolwiek dowodu, że tak było. Daje tylko przypuszczenie, które w istocie jest mało wiarygodne, a wręcz, podejrzewam, może stanowić inaczej.
Czy to ma jednak jakiekolwiek znaczenie. Z mojego punktu widzenia wiary nie. Myślę, że mogę przyjąć i jeden i drugi punkt widzenia. Nie widzę bowiem jakiejkolwiek przewyższającej wartości, by opowiedzieć się za jedną z opcji. A czy gdybym był kobietą myślałbym podobnie? W eseju Coś złego? z książki Gwałt na prawdzie opowiedziałem się za stanowiskiem, że matka Nazarejczyka dziewicą nie była pokazując ewentualne szkody jakie takie myślenie może nieść, starając się spojrzeć z punktu widzenia kobiety. Do tej pory nie zauważam korzyści płynących z innego.
Mam wrażenie, że to iż Bóg jest ojcem cielesnego Jezusa a nie Józef, czyli istota ludzka to raczej zwrot ku judaizmowi, który wyraźnie oddziela Boga jako istotę nadprzyrodzoną i nie kieruje ku chrześcijaństwu dla którego istotą jest, że Bóg stał się człowiekiem. To chrześcijaństwo znajduje ciągłość w kontekście judaizmu. I ma ku temu powody, i chwała mu za to. Bo to prawda. Bóg, by tak rzec, pełnoprawny człowiek (gdyż tak chciał), a zatem wraz z poczęciem. Czy to w jakiś sposób zagraża Jego istocie? Chyba tylko w pojęciu ludzkim. Tym, najbardziej dotykającemu jego istoty, że seksualność stanowi dla niego problem, czyli ponad wszelką wątpliwość intymnym. Tak z człowieczego punktu widzenia było zawsze i na wieki wieków amen. Nie, niech się nie stanie.
Stosunek seksualny, czy to coś złego? Powtórzę słowa ze wspomnianego eseju Coś złego? z książki Gwałt na prawdzie. Czy w kontekście ewentualnego dziewictwa Maryi jego brak to zło? Co by miało to powodować? Doktrynalnie? Już wspomniałem że, by tak rzec, cielesność Boga (w swej Trójcy) to podstawowy kanon chrześcijaństwa. A zatem cielesność jest czymś dobrym, bo jak inaczej wytłumaczyć obecność Jezusa? Objawił się nam ciałem, od narodzin po męczeńską śmierć. Pokazał nam dobro, którego źródłem jest cierpienie. Co było jego początkiem? Skoro chciał być wiarygodny? Czy Jego z dziewicy poczęcie? A zatem to, co byłoby tego wątpliwością? Bo skoro nie do końca utożsamia się z człowiekiem (poczęcie naturalne, ludzkie), to znaczy, że jego ludzkość jest nieco wątpliwa, nie w całości człowiecza. Cóż wtedy byłoby warte Jego Zmartwychwstanie? Można by wtedy spekulować, że jako Bóg, który może wszystko, cierpienie na krzyżu też symulował. Chrześcijański absurd. A zatem był człowiekiem od początku do końca, albo nie. Cierpiał na sposób ludzki, czy też nie? Zgodnie z naszą wiarą tak i jaki inny sens Jego obecności na ziemi. Co zatem stoi na przeszkodzie, by uznać, że poczęty był też w sposób ludzki? Że od początku był człowiekiem, za sprawą Boga?
Czy sens Jego, czyli Boga preegzystencji? Pozornie by mogło się wydawać, że tak. Bóg jako istota wieczna nie może być równocześnie naznaczona czasowo, czyli z podziałem na czas przeszły, teraźniejszy i przyszły. Czyli, że w danym czasie zadział się stosunek seksualny, co spowodowało poczęcie. Że zaczęło tworzyć się nowe, ludzkie życie. I tak jest w przypadku zwykłego człowieka. Ale w przypadku Boga? To wydaje się niemożliwe. I tu, uważam, możemy dojść do kluczowych rozstrzygnięć.
Czym jest wieczność? Czy czymś osobnym w stosunku do czasu z podziałem na przeszły, teraźniejszy i przyszły? Czy też w wieczności zawiera się owo? Czy możemy wieczność mierzyć w innych kategoriach niż nasz ludzki podział na te trzy ze stwierdzeniem, że takowa istnieje? Inaczej jeszcze: czy dzieje się w nas coś takiego, które mówi, że wieczność jest czymś we właściwościach innym, niż to co o czasie wiemy? Nie. Stąd przecież tę wieczność jakoś musimy postrzegać i tak się dzieje, „widzimy ją” jako coś co w sobie zawiera nasze pojęcie czasu (przeszłość, teraźniejszość, przyszłość), ale bez podziału, jako wieczne teraz, i jako tego też obecność, ale zawierające się w tym co jest większe, wieczne, czyli w tym co było zawsze. Nigdy nie ma i nie będzie widzenia wieczności jako odrębnej kategorii która by się działa jako coś osobnego. Coś co jest, a w nas w żaden sposób nie funkcjonuje. Nie mamy z tym kontaktu. Wtedy nasza wolna wola nie miałaby żadnego znaczenia, bowiem nie miałaby z tym żadnej obecności i tym samym żadnego znaczenia. Czym innym wieczność, a czym innym nasza czasowa tu obecność z podziałem na czas przeszły, teraźniejszy i przyszły. To byłby czysty judaizm i pozbawienie sensu obecności Jezusa na ziemi. Wieczność, jako sens istoty Boga, nie mogła być w żaden sposób odrębna kategorią, czymś niezrozumiałym z punktu widzenia pojęcia czasu. Jeżeli więc Bóg zstąpił na ziemię, a to poczynił w postaci Jezusa Chrystusa wraz z czasowymi tego konsekwencjami, to by musiał od początku być człowiekiem, od chwili naturalnego swego poczęcia
Czyżby to, że poczęcie było z dziewicy przez lata życia Jezusa skrywała Maryja? To możliwe, ale mało prawdopodobne. Chociaż, czemu nie. Bóg zna swoje plany. Nie sposób tego dociec.
Tylko po co? By zaprzeczyć naszym wcześniejszym wywodom, albo podobnym innym? To pytanie jest zasadne, wbrew wszelkim wyrokom. Bo przecież można powiedzieć: Bóg tak chciał.
Jak bumerang powraca pytanie: czyżby stosunek seksualny był czymś złym? Narodzenie z dziewicy by na to wskazywało. Czyżby Bóg o tym nam mówił? Przecież inaczej nie rodzą się dzieci. Aby istniała ludzkość, to niemożliwe. Tak, ludzie rodzą się z piętnem Grzechu Pierworodnego, tak mógł się i On narodzić. Jak inaczej mógł przyjąć to wszystko co ludzkie? A może jednak. To by oznaczało, że Jezus od początku nie był do końca człowiekiem będąc Bogiem. Nie w stu procentach wcielił się w ludzką postać. I to by rodziło szereg wątpliwości. Co do Jego nie tyle życia, ale cierpienia na krzyżu przede wszystkim, powtórzę. Skoro nie do końca ludzki bo z dziewicy, to i cierpienie na krzyżu nie nasze, nie ludzkie. To wydaje się w obliczu chrześcijańskiej wiary mało prawdopodobne. Bardziej właściwe więc będzie myślenie, że jednak zadziało się inaczej. Preegzystencja, jak wykazałem wcześniej, nie ma z tym nic wspólnego, bo wtedy musiało by istnieć inne pojęcie czasu i wieczności dla Boga i człowieka, a wtedy nie miałaby znaczenia wolna wola, która przecież nie może się dziać jako jedno w różnych kategoriach. Wolna wola nie może istnieć, ponad wszelką wątpliwość, poza czasem mierzonym w sposób ludzki. Nasza wiara by wtedy byłaby pozbawiona sensu. Tak myślę, a co On? Nie wiem. Stąd nie mogę odpowiedzieć: dlaczego?