Komu potrzebna jest jeszcze poezja? Pytanie, przyznają Państwo, niebezzasadne – pozbawione sensu czy prowokacyjne. To pytanie otwarte, nad którym zawsze zastanawiam się, odkąd uczestniczę w spotkaniach autorskich. Na ogół przychodzi na nie garstka osób – kilkanaścioro przyjaciół plus mniej więcej kilkoro gości z ciekawości lub – w co chcę wierzyć – z umiłowania literatury czy też twórczych poszukiwań. A jednak poeci nie odkładają pióra. Przeciwnie – ci, których znam osobiście z naszego, gnieźnieńskiego, podwórka (Krzysztof Szymoniak, Dawid Jung, Maciej Krzyżan, Sławomir Krzyśka, Paweł Bąkowski, Karolina Kasprzak-Dietrich…) wciąż tworzą, wydają, publikują na portalach agregacyjnych – na pohybel powszechnym opiniom i modom.
Odnoszę wrażenie, że poezja znów powraca do łask. Skoro w dobie pędzącego czasu, spłyconego oddechu, ogołoconych z przymiotników zdań posyłanych w krótkich wiadomościach do siebie, nie mamy czasu na długą lekturę, najlepszym rozwiązaniem może okazać się właśnie poezja. Chcemy nazwania własnych splątanych myśli, rozdzielenia ich, nawet jeśli dokonuje się to nie w stonowanym i podniosłym języku poetów klasycystów, ale w pozornie poszarpanej myśli brutalistów i nowych barbarzyńców lub języka nowej poetyckiej codzienności. Objawia się nam zatem pierwszy cel poezji: czytać, aby siebie poznać. By rozeznać w sobie to, co ciemne, mroczne, nieprzystające. Czytać, by zrozumieć swoje myśli i emocje. Czytać, by zgadzać się lub nie na odkryty wyimek czyjegoś świata, czyjejś wrażliwości.
Innym celem poezji jest czytać, by odkrywać. By móc zobaczyć jakiś inny świat, niepokój, aporię, pęknięcie, przerwę w komunikacji, tekst niejasny i urwany, tekst, który nie chce wcale nawiązać z nami, jako czytelnikami, relacji, nie chce nam nic powiedzieć. Chce być dla nas obcy, jak ziemia, po której zdarza nam się stąpać, nie podsuwa usłużnie żadnej interpretacji, żadnego jednoznacznego tropu, za pomocą którego można by rozplątać sens całego wiersza. Tym zajmuje się poezja najnowsza i dlatego chyba właśnie jest ona podwójnie trudna i nieobecna w szkolnej lekturze.
Jednak, gdy zaglądam do najnowszego zbioru wierszy Sławomira Krzyśki – Chwili wyciszenia – objawia mi się kolejny – tym razem odautorski – cel uprawiania poezji: pisać po to, aby zostać rozgrzeszonym. Świat, do którego zaprasza nas gnieźnieński poeta, składa się z wierszy nowych i nienowych, bowiem pisany jest życiem, w którym przeplatają się stare i młode emocje.
W pierwszej części, Andante, zanurzamy się w niepokojąco chłodny nurt pozbawiony brzegu. Wraz z podmiotem lirycznym próżno wypatrujemy nadziei, pozostają jedynie wspomnienia - …chwile jak światło / i dłonie w ciemności (s.15), natomiast Dni zwinięte / jak stara gazeta w rulon/ w lunetę przez którą / nie zobaczysz brzegu (s. 16).
Oszczędność słów, zredukowanie ich niemal do minimum i skondensowanie, podnosi tym samym poziom natężenia smutku i bólu. Pierwsza część tryptyku składać się zatem będzie z chmur ciemnych i gęstych, nocy czarnych, wijących się słów, zdradzieckich deklaracji, obłudy i kłamstw. Można odnieść wrażenie, że podmiot liryczny nie chce przyjąć ofiarowanego mu przez Transcendentnego, istniejącego poza jego światem i czasem, Boga, krzyża i cierpienia. Za dużo, za ciężko, za wysoko… Zbyt stromo. Pewnie dlatego życie bohatera Chwili wyciszenia musi być inkrustowane wieloma upadkami i próbą podźwignięcia się, by ruszyć naprzód.
Punktem kulminacyjnym tej części staje się wiersz zatytułowany Bł. Edmund Bojanowski, w którym każda z trzech strof zaczyna się anaforą „gdybym…”. Marzenie o posiadaniu konkretnych rzeczy błogosławionego (surdutu, okularów) w ostatniej strofie przeobraża się z pragnienia ontycznego w ontologiczne: bycia nim. To dramatyczne wyznanie. Myśl o odrzuceniu swojego świata, myśli, ludzi, na rzecz bycia kimś innym. W podobnej, anaforycznej formie, ujęty został jeden z następnych wierszy – Rozgrzesz:
Rozgrzesz Boże chmury
na łonie Abrahama
Rozgrzesz stare lata
trwanie i kres życia
Rozgrzesz i proszę uchroń
od pytania dlaczego
W pierwszej części zbioru podmiot liryczny wypatruje znaku od Stwórcy. Pragnie Jego obecności w kościołach ciemnych i pustych, gdzie rujnowane są mury, łupiona tożsamość w cieniu pogańskiego ołtarza (Portae inferi…). Czuje, że podczas trudnych egzystencjalnych przepraw i chybotliwych kładek rozpiętych nad przepaścią zdrad, nieporozumień i wielu innych ludzkich bezeceństw, ocalić może tylko Bóg. Pewnie dlatego, w jednym z ostatnich, zamykających tę część utworów, powie:
Nie pozwól duszy
iść po drodze łatwej
Włóż krzyż
i prowadź ścieżkami
do Ciebie
W krótkim, składającym się raptem z jedenastu utworów Allegro, czyli drugiej odsłonie tryptyku, usłyszymy wyzwalające z traumy pytań i rozterek duszy: „Na sianku niewiary / wśród ciszy nocy…” rodzi się Słowo, do życia powołana zostanie Prawda.
Uwagę przykuwa zmiana tempa wypowiedzi na szybsze (Allegro). Dostrzegamy ponadto jej inny, cieplejszy ton. Pośród „zwątpienia i nieufności” tli się nadzieja na zmianę w ludzkich relacjach, na głębokie, oczyszczające z mroku nieporozumień i zaniechań rozpoznanie, na ponowną próbę zaufania i zawierzenia drugiemu człowiekowi.
W tej części zatem tajemnica Boga przeniknęła świat. Dzięki temu staje się on bardziej spójny i sensowny.
Na niebie gwiazda
rozświetla ciemność
jaśnieją nocy drogi
Słychać zewsząd
Bóg się rodzi
Dobro
stanęło pośród ludzi
(„Na niebie gwiazda”)
Natomiast na Adagio, część trzecią Chwili wyciszenia składają się aż dwie Drogi Krzyżowe. Ta część jest w moim przekonaniu najbardziej poruszająca, bowiem w niej, jak dotąd, słowa nie dają ani ukojenia, ani schronienia. W tej odsłonie mamy do czynienia z liryką głęboko konfesyjną. W ocenie samego siebie wyrażający uczucia jest bardzo surowy. Nie próbuje się tłumaczyć, wybielić, usprawiedliwić. Nie szafuje eufemizmami. Mówi prawdę:
Na ramionach Twoich Panie
nieprawość moja
ciężar moich grzechów
Będziesz niósł Jezu
drogą znojną na Golgotę
wśród kłamstw i obelg
Drzewo Zbawienia
a z nim przewiny moje
(Stacja II, „Pan Jezus bierze krzyż na swoje ramiona”)
Mocą wyzwalającą, jednoczącą ze Stwórcą, staje się sama poezja. To próba autoterapii. Oczyszczenia duszy ze złogów błądzeń, zaniechań, niecności. Jak we „Wstępie” powie ks. Mieczysław Polak: [poezja] niczego nie wyjaśnia, nie próbuje pouczać, nie formułuje gotowych odpowiedzi. Ona ukazuje drogę do progu Tajemnicy, otwiera przestrzeń do zasmakowania w nieustannym trudzie w dążeniu do obcowania z Absolutem.
Powróćmy zatem do pytania, które pojawiło się na początku: komu potrzebna jest jeszcze poezja? Po wczytaniu się w poszczególne utwory ze zbioru Chwila wyciszenia, po odbyciu z nim dwóch dróg krzyżowych, odnoszę wrażenie, że wszystkim tym, którzy łakną piękna i dobra, czasami wewnętrznego wstrząsu czy, po prostu, wzruszenia. Jej natura, w zależności od twórcy, jest nieprzewidywalna niczym rzeka – czasem spokojna, osadzona w swoich wyżłobionych głębokością słowa korytach, innym razem wezbrana i niebezpieczna. Za każdym razem niosąca nas w inny czas, w inne życie, w inne doświadczenie, w inny świat.
Pisać tak, aby słowa nie odbijały się od innych słów i innych ludzi. Pisać tak, abyśmy mogli je przywłaszczyć, wziąć w posiadanie, uznać za swoje własne. To wydaje mi się naczelnym imperatywem poezji czy literatury w ogóle.
Sławomir Krzyśka, Chwila wyciszenia, Wydawnictwo Gaudentinum, Gniezno 2024, ss. 96.