Małe rybki, te ze zgranej paczki,
na mieliźnie,
dopiero co bawiły się swawolnie –
już są złowione,
ot, na haczyk!..
Skazane.
wpierw podskoki na ogonach,
rozpaczliwe obracanie płetw, jak śmigieł,
potem prawie już nie zipią,
tyle że wchłaniają rozrzedzony
do ostateczności
czas...
Małe rybki pozbawiono możliwości
wpływania w głąb zacisznych zatok,
fikania ponad wodne lilije w sitowiu,
igrania na obchodach
świąt Wezbranych Wód
Już nie uderzą szerokimi ogonami
w rozlewiskowe tafle,
a falujące się otchłanie
już ich nie zadomowią...
Zamiast prężnej toni –
mdła woda w plastikowym pojemniku...
Upuszczonej łuski blask,
to gwiazda w ciemni pod przykrywką,
która szybko zgaśnie...
Tudzież brzegiem smyrgają
podkasane nogawki.
Niespodziewanie przystanęły obok
i ten pojemnik przewrócony.
Oszołomione rybki
śmignęły jak najdalej,
wprost do niedalekiej głębi.
Byle nie być modelami
dla Rembrandtów do obrazów olejnych
martwej natury.
Podkasane zaś nogawki
hen zmykają, aż się kurzy.
Zaciekle goni je -
lecz bezskutecznie! -
wymyślna zgraja przekleństw
urażonego pragmatyzmu.
----------------