koniec listopada
tuż przed mrozem
niosę jabłka i nadzieję
na kisiel
będę mieszać
póki nie upodobni się
do rzecznej kry
potem odstawię
w przyokienny chłód
który jest jak rzep
czepia się szyb
jak psiej sierści
przenika do wewnątrz
na razie jestem bezpieczny
ile bezpieczny może być ktoś
kogo mieszkanie obciążone jest
hipoteką
z ojcem
który coraz bardziej utyka
na jedno ucho
moje słowa giną gdzieś po drodze
jak przez dźwiękoszczelny ekran
na autostradzie
mieszam kisiel
miesza mi się w głowie
nie wiem już co o tym myśleć
i jak to zapisać