Niedopowiedzenie, delikatna mgiełka drobnej sugestii, tkany słowem woal aluzji – wszystkimi tymi rekwizytami stara się operować w swej twórczości Stefan Pastuszewski, stawiając zawsze na autorską interpretację zainteresowanego czytelnika.
Jego poezja nie chce niczego narzucać, a jedynie podprowadzać, zachęcając odbiorcę do obudzenia w sobie wrażliwej domyślności. Tak też jest w najnowszej książce autora, noszącej tytuł Życzliwa Li-li. Ów poemat, w którym obowiązuje chronologia pór roku, ma swoją wewnętrzną dynamikę, a także swoich lirycznych bohaterów, wśród których prym wiedzie tajemnicza bogini Li-li. Każda zanotowana w książce strofa jest odwołaniem się do tego kobiecego bóstwa, które „zna wieczność”.
Zanim książka Życzliwa Li-li Stefana Pastuszewskiego pojawiła się w moich dłoniach, poprzedziły ją szepty, szelesty, e-maile, telefony znajomych poetów, wciąż z pełnym_zainteresowania zapytaniem: „Widziałaś?”. Nietypowe to pytanie w stosunku do książki poetyckiej. Myśląc o tomiku wierszy, spodziewalibyśmy się raczej pytania o to, czy przeczytaliśmy książkę, a nie o to, czy ją widzieliśmy. Wszystko się wyjaśniło, gdy i ja stałam się posiadaczką tej oryginalnej publikacji bydgoskiego Instytutu Wydawniczego Świadectwo. Jako pierwszy, w oczy rzucił mi się kolor okładki (malinowa czerwień?), a potem jej nietypowy format. Szybko się okazało, że dobór takich właśnie kolorów i rozmiarów owej książki nie jest przypadkowy. Wręcz przeciwnie, jej kompozycja i strona graficzna są starannie przemyślane oraz spójne z koncepcją twórcy.
To ekscytujące, gdy wśród wielu nowych publikacji na rynku wydawniczym, odkrywamy nagle autora, którego co prawda już znamy, ale jak dotąd z zupełnie innych utworów, pisanych poznanym przez nas uprzednio stylem. Wydaje się nam, że twórca już nas niczym nie może zaskoczyć, poznaliśmy w naszym odczuciu dogłębnie swoisty genre artysty, ale on jednak naraz tworzy dzieło, które wprawia nas w zdumienie. Obcujemy z nowym wytworem jego bogatej wyobraźni, kręcąc z niedowierzaniem głową i szepcząc w lekkim oszołomieniu: „To coś zupełnie innego… Nie spodziewałem się takiej niespodzianki po tym twórcy…”. Sztuka zadziwiania odbiorów udała się właśnie wspomnianemu Stefanowi Pastuszewskiemu, uznanemu poecie i prozaikowi, założycielowi Miesięcznika Literackiego Akant, członkowi Stowarzyszenia Pisarzy Polskich. Jak literat ów wyjaśnia w „Notach o autorach”, pomieszczonych na końcu książki Życzliwa Li-li, jego teksty od lat są chętnie tłumaczone na języki azjatyckie. Translatorzy są bowiem zdania, że istnieje pewne pokrewieństwo pomiędzy jego poezją a poezją narodów dalekiej Azji. Wiersze twórcy są obecne między innymi w antologiach oraz czasopismach w języku telugu. Jednocześnie autor tomiku krytycznie ocenia umiejętności budowy haiku przez poetów z kręgu kultury europejskiej. Wszelkie imitacje nazywa bluźnierstwem, więc osobiście tylko sporadycznie i wybiórczo korzysta z wybranych form tego właśnie typu wiersza. Zaznacza, iż zgromadzone w książce utwory nie są w żadnym stopniu naśladownictwem japońskiej poezji, ale raczej efektem inspiracji z jej strony: „Poezja japońska buduje tu przede wszystkim frazę i obrazowanie, organizuje wiersz. Jedno zdanie, a częściej równoważnik zdań mówi więcej niż cała strona tekstu. Istotą japońskiego wiersza jest niedopowiedzenie, paradoks, estetyczny minimalizm”. Dodaje przy tym, że japońskie i europejskie motywy oraz akcesoria mieszają się w jego tekstach ze sobą, choć: „Duch tej poezji jest jednak samoistny. Dodatkowy walor stanowi pełen szacunku dystans Europejczyka wobec nieznanej kultury japońskiej”.
Na szczególną uwagę zasługuje wyjątkowo staranna i ściśle powiązana z tekstami wspomniana już wyjątkowa szata graficzna książki. Jej autorem jest artysta Roman Nogalski. Jak wyjaśnia na końcowych stronach książki, seria rysunków w publikacji jest inspirowana jego wczesnym dzieciństwem i fascynacją Japonią. Powstałe ilustracje nazywa „rysunkiem rozmalowanym”. Jako dyplomowany artysta malarz z wykształcenia zauważa, iż często dzieje się tak, że podczas procesu twórczego jego rysunek przechodzi bezpośrednio w obraz, mieniący się intensywnie kolorami. Wciąż robi na nim wrażenie fakt, iż przy pomocy zwykłego pisaka można stworzyć obraz wyróżniający się wysokimi walorami artystycznymi. Twierdzi, że w trakcie tworzenia ilustracji najważniejszy był pomysł i pozytywne nastawienie do świata oraz otaczającej nas rzeczywistości. Stefan Pastuszewski uzupełnia te wyjaśnienia stwierdzeniem, że książkowe ilustracje zainspirowane są japońskim malarstwem – kenpon chakuskolku oraz towarzyszącymi im wierszami: „Rysunki dążą do współpracy ze słowem, ale też mają swoistą autonomię”.
To nie koniec jednak tajemnic Życzliwej Li-li. Okazuje się, że książka kryje w sobie więcej warstw niespodzianek. Stefan Pastuszewski zdecydował się odsłonić przed nami niektóre z nich. Dzięki temu wiemy, że pięciowiersze oraz rysunki z tomiku tworzą spójną całość, składającą się ze 108 elementów. To nie przypadek, liczba 108 uchodzi za niezwykle ważną w religii buddyjskiej oraz hinduistycznej. Jest to bowiem liczba koralików w mali, odpowiedniku chrześcijańskiego różańca, zakończonych 109. - nieco większym koralikiem (nazywanym stupą). Modlitwę – czyli mantrę, odmawia się na każdym z koralików. To jeszcze nie koniec tajemnic liczby 108, w Japonii bowiem w Nowy Rok tyle właśnie razy uderza się w dzwony. Obyczaj ów ma zapewnić mieszkańcom pomyślność w nadchodzącym czasie. Okazuje się, że 108 jest także emocji, które ograniczają człowieka.
Warto dostrzec w książce również podwójną paginację stron. Pierwsza z nich jest tradycyjna, a druga – zapisana kolorem czerwieni, w nawiasie, odczytywana powinna być jako paginacja bloku twórczego. Stefan Pastuszewski zwraca także uwagę na fakt, że twórcą tytułu jest nie tylko on, ale także Roman Nogalski; poeta napisał Li-li, a autor ilustracji dopisał: życzliwa. Pomysł ten w swym głębszym zamyśle nawiązuje do japońskiej sztuki edytorskiej. Egzotyczne pomysły sztuki introligatorskiej to z kolei szycie książki koki taji, czyli ściegiem szlacheckim. Spośród wszystkich egzemplarzy książki, 50 koki taji zostało ręcznie ponumerowanych.
Wraz z otwarciem unikatowego w przyjętej formie tomiku Stefana Pastuszewskiego, wkraczamy w orientalny, egzotyczny świat azjatyckich wierzeń i towarzyszących im rekwizytów. Autor w Przypisach wyjaśnia, iż Li-li to bogini łącząca świat człowieka ze światem przyrody. Na ogół przedstawiana jest jako krawcowa, która pracowicie zszywa dwa płaty jedwabiu: biały i zielony. Biały symbolizuje element człowieczy, jak czytamy: „(…) jest niczym tabula rasa, wciąż do zarysowania, nie do określenia, bo zarówno pokój jak i wojna, miłość jak i nienawiść, w każdej chwili i w każdym miejscu, mogą się na nim pojawić, gdyż człowiek jest ze swej natury nieobliczalny. Płat zielony oznaczający naturę jest niezmienny, stały”. Poznajemy też znaczenie pojawiającej się w tekście Mądrej Głowy – tak mówi się o człowieku, który bierze odpowiedzialność za sprawę, także za innych ludzi. Poeta materializuje słowem w naszej wyobraźni „złoty posążek Buddy”, „złoty lotos”, „płatki kwiatu wiśni”, „pagodę myśli”, „czarkę herbaty”, „lód na Fudżi Jama”. Czytamy oto, iż „Li-li zarządza czasem i liczbą siedem” (to liczba miłości, symbol siedmiu gwiazd), „Li-li woli te same co roku płatki kwiatu wiśni”, „Li-li ma swoją świątynię w lesie i w ogrodzie”, „kwiat lotosu drzemie”, „frunie latawiec błękitnego obi”, „wiatr szumi wśród bambusowych pędów”. Poeta buduje przed oczyma czytelników przejmujące, choć efemeryczne obrazy, umiejętnie posługując się sztuką japońskiego minimalizmu i estetyki, manewrując pomiędzy wersami tekstu „doskonałością codzienności”. Jednocześnie przypomina i japońską prawdę: „niedoskonałość jest piękna”. Dajemy się porwać tym reprodukcjom kruchości i nietrwałości: przed nami „rosa na źdźble trawy”, w tle „dzień stuka drewniakami godzin”, gdzieś obok jest „napełniona letnią wodą z miodem czarka / czerwcowego dnia”, a „żuraw wspomnienia wysoko frunie”. Oczarowują nas pełne jakiegoś wewnętrznego spokoju obrazy: „słońce już przybywa przez umyte szyby / biała sofa w oczekiwaniu na miłość / na tatami stopy i uda porozrzucane dziecięce zabawki, cienie / kurz dopiero się rodzi / (…)”. Czas jednak tak szybko upływa, oto i dostrzec można „różowe policzki zachodu / suknie Li-li w gwiazdy nocą”. Obrazy gasną, matowieją… Ale już szeleści fałdami barwnego kimona kolejny dzień, podczas którego „czarka Li-li herbaty zaczyna dzień / nie widząc dna”, śledzimy wzrokiem „(…) czyjeś słowa / wypisane na karteczkach tanzaku”. Dodajmy, że karteczki tanzaku związane są z lipcowym, japońskim świętem, noszącym nazwę Tanabata. Jego genezą jest chińska legenda o wielkiej miłości oraz powstaniu Drogi Mlecznej. Podczas tego uroczystego dnia mieszkańcy wielu rejonów Kraju Kwitnącej Wiśni, zawieszają na gałązkach bambusa właśnie owe kolorowe karteczki – tanzaku, z wypisanymi na nich życzeniami pomyślności. Oprócz barwnych paseczków, na bambusowych gałązkach zobaczyć można także wiele symbolicznych dekoracji, na przykład papierowe żurawie orgiami, które mają wyrażać prośbę o długie, spełnione życie. Wielu Japończyków wierzy, że tego konkretnego dnia ziścić się mogą skryte marzenia. Tanabata to także święto różnych umiejętności, w tym między innymi pisarskich.
Poddajemy się tym poetyckim czarom, stąpając między kartami tomiku ostrożnie, by nie „(…) zakłócać rytmu / stukania dzięcioła”, gdy tymczasem „(…) sarny wstrzymują oddech by nie / spłoszyć kałuży”. Tak oto kroczymy „drogą do doskonałości”, pracując nad swoim charakterem i kontrolując wszelkie zbędne odczucia. Musimy być na wszystko gotowi („…przygniata nas kamień radości i rozpaczy”), bo – jak nam zostało to zapowiedziane: „(…) to będzie podróż długa i męcząca / Li-li dobra / innej nie będzie”. Z pewnością poczujemy niepewność, strach: „obecność w nieobecności / przepełniona aż po niebo stągiew bólu / żuraw krzyczy / chmury się lękają”. A skoro świat przyrody czuje się niepewnie, drżąc z przejęcia, to zapewne gdzieś w pobliżu krąży ciężki oddech śmierci: „(…) wspomnienia odklejają się od szyby / zewsząd wypełza mrok / ostatnia godzina”. Jednak i tu jest oto Li-li, walcząca, odważna, pełna buńczucznego sprzeciwu: „zwierciadło pierwszej tafli lodu zaraz pęknie / w szczelinach myśli rozwierają się czarne przepaście / idę w wieczny śnieg / palce jeszcze czują / Li-li opędza śmierć malując usta”. Kobiece rytuały makijażowe potężniejsze są niźli śmierć? I już chcemy z ulgą czcić naszą Li-li, wybawicielkę od finałowego uścisku pani śmierci, gdy słyszymy ostrzeżenie: „ubóstwienie Li-li / to największy błąd przechodniów ludzkiego gadania”. Czy to znaczy, że nie ma zatem realnej mocy nasze opiekuńcze bóstwo?
Poezja Stefana Pastuszewskiego pełna jest motywów zatrzymania świata i utrwalenia przestrzeni, gdyż oto: „(…) / życie dzieje się każdego dnia (…) / łopot skrzydeł odlatujących ptaków przytakuje”. Byle detal, drobiazg codzienności może wzbudzić nasz zachwyt, zatrzymać nas w zwykłym pędzie ludzkiego, konsumpcyjnego i hedonistycznego, bytowania: „niepowtarzalność płatków śniegu”, „zaciśnięte piąstki kwiatów mleczy”, „zamglona słońcem łódka na jeziorze”, ale i ten ulotny moment, gdy „suche gałązki martwego drzewa obejmują sierp księżyca / gdyby nie noc to przyleciałby ptak i zjawił się malarz”. Trzeba chwili zadumy i kontemplacji nad obrazami, które są tak kruche i przemijające, bo przecież – jak sugeruje autor: „(…) / niczego innego nie ma i nie będzie”. Każdy z nas „wygląda nowego świata”, lecz co zrobimy, jeśli się okaże, iż jest tylko ten, który nas otacza? To niepokojąca myśl, która może snuć się „półsnem między ciemnymi palcami drzew”, ślizgać się pomiędzy zwojami naszych przestraszonych mózgów. Cóż, „jeszcze, jeszcze”… Jeszcze jednak żyjemy, a wszelkie złe sny możemy chować „do szafy na jutro”. Tylko życzliwa Li-li będzie miała kluczyk do drzwiczek, za którymi czai się mrok.
Anna Kokot-Nowak
Stefan Pastuszewski, Życzliwa Li-li, ilustracje Roman Nogalski, Instytut Wydawniczy Świadectwo, Bydgoszcz 2022.