Jeszcze gorzej jest z religią. Jak to możliwe, aby chrześcijaństwo nie stanowiło rdzenia ideowego naszej kultury, islam kultury islamskiej, zaś hinduizm indyjskiej? Otóż nie stanowi. Islamizacja mieszkańców Indii nie sprawiła, że przestali oni należeć do cywilizacji indyjskiej. Chrystianizacja Europy nie doprowadziła do zmiany jakiejkolwiek zasady zwyczajowej czy moralnej, jeśli wyjąć zmiany wynikające z samego życia religijnego.
Jak już wspomnieliśmy moralność schrystianizowanych ludów germańskich, ale także słowiańskich czy bałtyckich była naturalną kontynuacją obyczajów pogańskich i nowa religia dokładnie niczego w nich nie zmieniła. Co więcej wzorzec moralny promowany przez religię zawsze jest przejęty z już istniejącej kultury. Jeśli religia walczy na polu obyczajów i moralności to tylko w obronie starszych zasad przeciw temu, co nowe a już nie marginalne. Taki ma charakter chrześcijańska walka z aborcją, z antykoncepcją, zapłodnieniem in vitro, seksem pozamałżeńskim, czy homoseksualizmem. Walki tej religia nigdy wygrać nie może, gdyż praktyka obyczajowa rozwija się własnym całkowicie niezależnym od niej torem.
Wyjątki od tej reguły jedynie ją potwierdzają. Na przykład w średniowieczu Kościół angażował się skutecznie w szereg sporów społeczno-politycznych. Nie wynikało to jednak z nauk religijnych, ale zwyczajnie z tego, że reprezentował wówczas oświeconą warstwę społeczeństwa. Wartości bronione przez niego w tych sporach, nie pochodziły z religii, ale były wartościami wyznawanymi przez wykształconych ludzi swoich czasów. Taki charakter miało na przykład ustanowienie instytucji pokoju i rozejmu Bożego.
Tak choćby oczywista dziś teza, że chrześcijanin nie może być posiadaczem niewolników, jeszcze całkiem niedawno, bo zaledwie sto lat temu, była nie do przyjęcia, a jeszcze dawniej parafie miały własnych niewolników. Doktor Kościoła święty Tomasz z Akwinu podał filozoficzne uzasadnienie dla aborcji w pierwszych tygodniach ciąży. Zgodnie z obyczajem czasów, w których żyli, biskupi niczym inni książęta wszczynali wojny w celu zagrabienia cudzych ziem, nieraz sami w pierwszym szeregu zabijali podczas bitwy, ciemiężyli chłopów, skazywali na śmierć bez sądu, albo też sądzili arbitralnie bez dochodzenia prawdy materialnej, bez prawa do obrony itd. Posyłali na śmierć za odmienność poglądów i praktyk religijnych. Nie byli przy tym bynajmniej uważani za odszczepieńców i zwyrodnialców, a wszystko to nie wynikało wcale z hipokryzji. Religia bowiem, jak wspomnieliśmy, zawsze li tylko przejmuje standardy panujące w kraju, w którym rozkwita. Nie może być zresztą inaczej, skoro kapłani sami pochodzą z tego samego społeczeństwa i zostali w nim wychowani. Jeśli zaś sama religia mówi co innego, nie jest to kłamstwem, gdyż ona sama nie jest prawdą, a jedynie wiarą. Jest teatrem umysłu, dzięki któremu łatwiej człowiekowi uporządkować świat, w którym żyje. Świat ten bez religii nie różniłby się niczym, trudniej byłoby jednak niektórym z nas z nim się pogodzić.
Do głoszonych przez same religie celów należy podanie człowiekowi wzorca moralnego i uzasadnienie go. Obydwa te zadania spełniane są przez religie w sposób fikcyjny. Wzorce moralne kształtują się samoistnie w sposób całkiem pozareligijny, przez religie są jedynie inkorporowane. Religie też w istocie nie uzasadniają ich słuszności, a jedynie w sposób zmitologizowany określają ich pochodzenie (np. odwołując się do woli Boga czy słów Księgi) albo też przywołują argumentacje, które w istocie nie są żadnym uzasadnieniem, ale działającym na wyobraźnię i emocje symbolicznym wyprowadzeniem. To, że religie nie podają uzasadnienia nie wynika zresztą z ich słabości, gdyż podanie go w ogóle jest niemożliwe. Jak już bowiem wspomnieliśmy dla naszych zasad moralnych i ideałów nie ma żadnego uzasadnienia. One po prostu istnieją, tak jak istnieją Himalaje, albo rzeka Tamiza. Istnieją zaś, gdyż zrodził je przypadek. Wierzymy w nie, gdyż akurat przypadkowo zostaliśmy wychowani w tej a nie innej kulturze. Jak wszystko w przyrodzie za jakiś czas się zmienią lub zanikną.
Główną funkcją (wartością, dzięki której szerzą się i trwają) mitów i doktryn religijnych jest przydanie sensu naszemu życiu. W tym celu powołują one w swej literze do istnienia szereg bytów, procesów, a także właściwości przedmiotów istniejących realnie, w takich układach, które w rzeczywistości nie istnieją. Wiara w te obiekty czyni życie pełniejszym sensu, a przeto mniej bolesnym, a nawet radosnym.
Naprawdę – według mnie – nie ma ani jednego Boga, ani wielu bogów, nie ma aniołów, diabłów, duchów, demonów, ani dżinów. Nie ma ani nieba, ani piekła, ani czyśćca, ani nawet limbo. Człowiek nie ma duszy, narodziny są początkiem istnienia człowieka, a śmierć ciała jest jego końcem. Nie możliwe jest jasnowidzenie, prekognicja (przewidywanie przyszłości), porozumiewanie się przy pomocy myśli (telepatia) i w ogóle oddziaływanie na świat przy pomocy umysłu (telekineza), jak uzdrawianie, ani także natychmiastowe przenoszenie się z miejsca na miejsce (teleportacja). Biblia, Koran czy Wedy nie są bardziej prawdziwe od innych tekstów napisanych przez człowieka. Świat nie został stworzony, ani nie zostanie zniszczony. Nie istniał Raj, Drzewo Poznania Dobrego i Złego, ani Drzewo Życia. Nie istniał pierwszy człowiek Adam, ani pierwsza kobieta Ewa. Nie miał miejsca grzech pierworodny a pierwsi ludzie nie zostali wygnani z Raju. Nie było potopu, który ogarnął całą Ziemię. Bóg nie przemawiał do Mojżesza. Jezus, jeśli istniał, nie przemienił wody w wino, nie rozmnożył ryb, ani chleba, nie chodził po wodzie, ani nie napełnił pustych sieci rybami, nikogo też nie uzdrowił. Jezus też nie zmartwychwstał i po śmierci nie ukazał się apostołom. Bóg nie przemawiał za pośrednictwem anioła do Mahometa, a on nie przeniósł się nagle do Jerozolimy.
Nie istnieje jeden obiektywny doskonały wzorzec moralny. Nie istnieje sąd po śmierci, nie istnieje wędrówka dusz, ani prawo karmana. W niczym nie mogą pomóc święte miejsca, święte obrazy, ani cielesne szczątki świętych ludzi. Całkowicie bezskuteczne są modlitwy i wszelkie inne obliczone na pomoc w życiu doczesnym rytuały. Wszystkie te wyobrażenia i czynności mogą jedynie pod względem emocjonalnym pomóc nam odnaleźć się w świecie takim, jakim jest. To, co istnieje naprawdę to atomy i inne postaci energii. Świat, w którym żyjemy zbudowany jest z atomów, z atomów również zbudowane są nasze ciała. Świat nie ma żadnego ogólnego celu ani sensu, a jedynie podlega przyczynowym prawom. Prowadzą go one ku przyszłości, która w żadnym stopniu nie będzie spełnieniem naszych pragnień.
Według mnie – nie istnieje też Opatrzność, fortuna ani przeznaczenie. Nic ani nikt nie czuwa nad miarą dobra i zła, przyjemności i przykrości, które nam się przytrafiają. Nikt i nic tego nie wyważa, ani nie nadaje proporcji. Jeśli spotka nas pasmo nieszczęść, nie znaczy to, że potem będzie lepiej, że zbiera się gdzieś nasza zasługa za owo niezasłużone cierpienie, zasługa na szczęśliwy traf. Przykrości nie są po to, żeby nas czegoś nauczyć, w żadnym razie nie oznaczają i nie czynią bardziej prawdopodobnym tego, że potem będzie już dobrze. Nie są też żadną karą, której dopełnienie odwróci los. Nie następują wedle żadnego planu i nie mają żadnego sensu. Świat bezosobowo jako mechanizm ani też żadna osoba nie sekunduje nam w życiu, nie towarzyszy. Jesteśmy zupełnie sami, a pasmo nieszczęść może nigdy nie mieć końca, rządzi nim li tylko czysty przypadek.
Doktryny religijne i mity są tylko jednym z wielu przejawów ludzkiej skłonności do ukuwania nierealistycznych, a przez to irracjonalnych teorii, których celem jest zaspokajanie naszych rozmaitych potrzeb emocjonalnych tam, gdzie rzeczywistość za nimi nie nadąża. Wynikają one z dwu głównych powodów. Po pierwsze z naszego pragnienia by świat był lepszy niż jest naprawdę, w tym z naszego pragnienia, by był zrozumiały (teorie pełniące tę funkcję nazywamy „doktrynami"). Po drugie potrzebujemy teorii, by ułożyć sobie w myślach, wyjaśnić, uzasadnić czy sprawić, by wydawał się słuszny, nasz własny sposób postępowania. Takie teorie nazywamy ideologiami, choć można je uważać na bardzo szczególny przypadek rodzaju pierwszego, to jest, za wynik dążenia do tego, by to, co robimy, wydało nam się lepsze niż jest w istocie. Ideologiami w szczególności są wszystkie wspomniane wyżej poglądy, które czynią w naszym wyobrażeniu naszą własną tradycję, zwyczaje i moralność lepszymi od innych, a w zasadzie najlepszymi. Pełnią ich rolę częściowo również doktryny religijne -- tam gdzie mówią o pochodzeniu prawa moralnego od Boga oraz usiłują je uzasadnić.
- Roman Godlewski
- "Akant" 2010, nr 2
Roman Godlewski - Refleksje o religii
0
0