Wspomnimy jeszcze o trzech popularnych ideologiach: o idei, że postępowanie zgodne z moralnością jest dobre obiektywnie; o idei, że postępowanie niemoralne jest sprzeczne z naturą, oraz o idei, że postępowanie takie jest wynikiem choroby.
Główny sposób uzasadniania, że moralność jest najlepszym możliwym sposobem postępowania, polega na przekonaniu, że jest ona obiektywnie dobra. Logiczna wadliwość tej argumentacji polega na tym, że pojęcie dobra obiektywnego przed nią nie istniało, ale zostało stworzone specjalnie na jej użytek na wzór idei dobra indywidualnego, tak jednak przetworzonej, że już niezrozumiałej. Dobro indywidualne jest ideą całkiem dobrze zdefiniowaną. Należy do niej wszystko, co sprzyja temu, by dana jednostka była szczęśliwa, a więc miała zaspokojone wszelkie potrzeby. Czym zaś jest dobro obiektywne? Nie wiadomo. Poza tym, że dobre obiektywnie jest wszystko to, co zgodne jest z moralnością. W praktyce zaś nie tyle z aktualną moralnością, ale z jej poprzednią, pozbawioną nowinek wersją, gdyż idea dobra obiektywnego często używana jest w sporach moralnych jako spór starego z nowym lub też dominującego z marginalnym.
Na pewno dobro obiektywne nie oznacza czegoś, co miałoby być indywidualnie dobre dla wszystkich. Rzeczy jednocześnie indywidualnie dobrych dla wszystkich jest bowiem niezwykle mało. Zdecydowana większość tego, co może się zdarzyć, jest dla jednych dobra, a dla drugich zła. Obniżka cen ropy naftowej może doprowadzić do bankructwa właściciela elektrowni wiatrowej, budowa mostu nie w smak właścicielowi promu, ten zaś, kto rano je na śniadanie bułkę, winien pamiętać, że wiele osób chciałoby być na jego miejscu. Nie da się zadowolić wszystkich, gdyż zasób dostępnych dóbr jest ograniczony, a ludzie konkurują o te między sobą. Nie może być tak, aby wszyscy mieli wyłącznie dla siebie tę samą jedną rzecz lub wszyscy wygrali w konkurencji. Zawsze ktoś musi przegrać i nigdy ludzie nie będą mieli wszystkiego, czego pragną. Nawet najbardziej skromny człowiek chce się cieszyć sławą najbardziej skromnego. Postępowanie zgodne z moralnością tego nie zmieni, więc dobro obiektywne nie może, jeżeli miałoby mieć uchwytny sens, na tym polegać.
Natomiast dobre indywidualnie dla wszystkich jest to, co spełnia wspomniany wyśrubowany warunek. Jest to sama kultura z jej przyrodniczym podłożem. Na jej zagładzie lub choćby upadku stracą wszyscy i właściciel elektrowni, i promu, a także konsumenci bułek, a także ci, którzy o bułkach tylko marzą, choć ci raczej najmniej. Kultury jednak nie wspiera żadna konkretna zasada moralna. Wbrew temu, co może się zdawać, kultura jako dostarczycielka dóbr może sobie dobrze radzić zarówno wtedy, gdy niewolnictwo, wielożeństwo, seks zbiorowy, homoseksualizm czy pedofilia są zakazane, jak i wtedy, gdy są dopuszczalne. Dobro obiektywne nie polega zatem i na tym, że miałoby oznaczać dbałość o dobro powszechne, jakim jest cywilizacja. Ostatecznie nie wiadomo, czym jest obiektywne dobro i komu lub czemu ono służy. Jest jednak ideą na tyle mocno nam w wpojoną, że powołanie się na nią dla wsparcia moralności jest emocjonalnie przekonujące.
Konsekwencją tego wszystkiego jest to, że nikt z nas nie może mieć racji zarzucając błąd zabójcy, złodziejowi, homoseksualiście, pedofilowi czy gwałcicielowi. Ludzie ci łamią co prawda przyjęte w naszej kulturze zasady, ale nie ma to charakteru błędu, który miałby polegać na fałszu. Nasz sprzeciw nie posiada za sobą żadnego oparcia w postaci racjonalnych argumentów odwołujących się do tego, co realne czy prawdziwe. Logicznie biorąc tyle samo jest wart, co ich decyzja wyłamania się. Bo tym, co mamy na poparcie naszego stanowiska jest zaledwie to, że nie godzimy się na ich postępowanie. Nie godzimy się, bo popychają nas do tego nasze emocje, pragnienia i potrzeby. Jednak oni mogą powiedzieć to samo. Gwałcicielem również kierują emocje, potrzeby i pragnienia. Za nami stoi jednak zwyczajna fizyczna siła. Zwycięzcy w czasie wojny mogą gwałcić zupełnie bezkarnie, a co by było, gdyby zwyciężył naród pedofili? Jeżeli za naszym sprzeciwem wobec pedofila nie stoi obiektywna racja, jeżeli nasz sprzeciw polega li tylko na przypadkowo historycznie ustalonym widzimisię, to jaka moralność ma w ogóle sens? Jeżeli moralność polega na społecznie utrwalonym ubzduraniu sobie, to po co w ogóle starać się być dobrym? Jaki sens ma wobec tego życie?
Ale zaraz, ktoś może rzec, przecież taki pedofil jest po prostu chory. Fakt jego choroby można stwierdzić metodami naukowymi, a przeto obiektywnie można rozstrzygnąć, że jego postępowanie jest nieprawidłowe, tak jak rak czy wylew krwi do mózgu. Otóż nie można. Pojęcie choroby nie ma charakteru naukowego, nie ma podstaw rzeczowych, ale jest uwarunkowane kulturowo. Oparte jest nie na bezstronnej analizie, ale na wielu czynnikach pochodzących z kultury, do których między innymi zaledwie należy to, że pewne stany ciała i zachodzące w nim procesy uważamy za szkodliwe i chcielibyśmy ich uniknąć. Za pojęciem choroby nie stoi żadna spójna dająca się uchwycić idea, a analiza tego, co zaliczamy do chorób, roi się od arbitralności, czyli kulturowego przypadku.
Jeśli ktoś jest ranny, nie nazywamy tego „chorobą", choć również jest leczony. Jeśli ktoś cierpi z powodu zakwaszenia mięśni po wysiłku, nie jest to chorobą ani też zazwyczaj nie leczymy tego, choć może to być bardziej uciążliwe od kataru, uważamy to bowiem za rzecz normalną. Katar zaś jest chorobą, być może dlatego, że wystąpił w nim czynnik zakaźny. Człowieka, który zażył truciznę, również nie uważa się za chorego, tylko za zatrutego. W szczególności osoba pijana również nie jest uważna za chorą. Wydaje się, że chorobami raczej nazywamy to, co stało się samoistnie w sposób trudny do uchwycenia. Nie tak jak obrażenia czy zatrucie, ale jak zakażenie drobnoustrojami, albo w ukryty sposób wynikło z procesów zachodzących w ciele, jak osteoporoza czy nadciśnienie. Nałóg alkoholowy czy tytoniowy niektórzy określają mianem choroby, zaś upodobania do wieprzowiny nie. Jeżeli wegetarianin zjadłszy nieopatrznie kawałek mięsa wpadnie w ciężki szok, uważamy, że jest w tym coś chorego, gdy zaś szoku dozna kobieta przypadkiem całkowicie obnażona na środku zaludnionego placu, nie widzimy w tym niczego nienormalnego, co najwyżej powiemy, że jest bardzo wstydliwa. Cierpień nieszczęśliwie zakochanego nie nazywamy chorobą, ale cierpienia nieszczęśliwie zakochanego homoseksualisty raczej tak.
Użycie słowa „choroba" polega na mniej lub bardziej luźnych skojarzeniach, także na definicjach prawnych. Zawsze jest jednak arbitralną decyzją i nie polega na faktach. Użycie go w kontekście praktycznym ma charakter stylistyczny. Np. zdanie: „Pedofilia jest chorobą i pedofilów trzeba leczyć" znaczy w istocie tyle, co: „Trzeba sprawić, by pedofile stracili swój pociąg do dzieci". Drugie zdanie jest jasne i proste w treści, a znaczy dokładnie to samo. Użycie słowa „choroba" ma tu znaczenie wyłącznie demagogiczne. Zapewne ma sprawić, by teza zdawała się bardziej obiektywna. Ostatecznie uznanie człowieka niemoralnego za chorego nie znaczy nic, póki nie powiemy, jaki stąd należy wyciągnąć wniosek. Nie może być zatem uznane za obiektywną podstawę uznania praktyk pedofilskich za nieprawidłowe. Określając takich ludzi mianem chorych i tak dajemy wyraz li tylko naszemu własnemu niczym nieuzasadnionemu przekonaniu, aczkolwiek podzielanemu przez tysiące współuczestników naszej kultury i wzmocnionemu dzięki temu przynależną im wszystkim siłą fizyczną i psychiczną. Jeśli zaś ktoś nie miałby szczęścia i wyrażałby swoje uczucia wbrew większości (np. gdyby w starożytnej Grecji głosił, że homoseksualizm jest chorobą), nie stałoby za nim nic.
Sama idea tego, że czyjeś postępowanie bądź stan czyjegoś ciała, w ogóle to, co się dzieje w świecie, może być obiektywnie prawidłowe lub nie, jest błędna. Rzeczywistość jedynie jest i to, co możemy z nią zrobić, to opisać ją taką, jaką jest. Możemy ją też oceniać, ale zawsze i tylko będzie to nasza własna ocena i nie będzie za nią stała żadna obiektywna sankcja. Rzeczywistość nie daje podstaw do uznania czegoś za normę i prawidłowość oraz nie ma też w niej tego, co nienormalne czy nieprawidłowe. Dlatego równie bezpodstawne jest określanie działań niemoralnych jako sprzecznych z naturą. Żadna tego rodzaju natura nie istnieje. Istnieją tylko fakty. Istnienie pedofilii jest takim samym faktem, jak istnienie osób lubiących jeść dojrzewające sery, w których buszują żywe – aż do chwili spożycia – larwy owadów. Faktem są również gwałty dokonywane przez młode orangutany na samicach, a także to, że u szympansów bonobo kontakty seksualne wszystkich ze wszystkimi (więc rzecz jasna i rodziców z dziećmi, między dziećmi i między osobnikami tej samej płci) pełnią funkcję nawiązywania i podtrzymywania relacji towarzyskich. Faktem jest też to, że u plemienia Dinka z południowego Sudanu młodym chłopcom powierza się zadanie pobudzania organów płciowych krów, które dają zbyt mało mleka, w celu pobudzenia laktacji, oni zaś czynią to głównie przy pomocy ust. Żaden z tych faktów nie jest ani trochę mniej prawidłowy od drugiego. Tak po prostu jest. Możemy oczywiście wyrazić oburzenie, zdziwienie czy obrzydzenie względem nich. Będą to jednak li tylko nasze własne reakcje emocjonalne, niemające żadnej innej podstawy, jak procesy zachodzące w naszych mózgach, które sprawiają, że czujemy i myślimy to, a nie co innego. To będą wyłącznie nasze własne reakcje.
Wspomnimy o jeszcze jednym czynniku warunkującym nasze ideały. Jest nim cykl cywilizacyjny. Z punktu widzenia organizacji społecznej rozróżniamy zasadniczo dwa sposoby życia ludzi: dziki i cywilizowany. Społeczności dzikie mają charakter podstawowy, zaś cywilizacje mogą się czasem przytrafić. Jednak choć drugie są zjawiskiem rzadkim, cywilizacje nieodwracalnie zmieniają mentalność ludzi i nowy sposób myślenia trwa nawet, gdy już przeminą. Ludzie zdziczali zasadniczo różnią się od pierwotnie dzikich. Jest to powodem tego, że choć formacja dzika dominowała przez setki tysięcy lat, nagromadzenie cywilizowanego sposobu myślenia, doprowadziło w ciągu kilku ostatnich tysięcy lat do tego, że w dzisiejszych czasach to ludy dzikie stanowią zaledwie garstkę pośród ogarniających cały świat cywilizacji.
Mentalność człowieka dzikiego ma charakter par excellence indywidualistyczny, natomiast człowiek cywilizowany w miarę rozwoju kultury myśli coraz bardziej zbiorowo. Człowiek dziki nawiązuje z innymi ludźmi silne, serdeczne relacje dwustronne, oparte na zaufaniu, uczciwości i szacunku, nie zna podziału na to, co prywatne i to, co publiczne, a najważniejsza jest dla niego rodzina i ród. Skupia się na tym, by sam sobie zapewnić dobrobyt. To, co nie dotyczy bezpośrednio jego lub jego bliskich, nic go nie obchodzi. Za to dla bliskiej jednostki poświęci dobro całej wspólnoty. Cywilizowany zaś żyje samotnie, odgrodzony od reszty w swojej prywatności, nie wpuszcza do niej nikogo, nie ufa nikomu, nikogo nie szanuje, kontaktuje się z innymi w sferze publicznej, powierzchownie, w sposób sformalizowany, jest nieufny i traktuje innych jako środek do osiągnięcia własnych celów. Dużą wartość stanowi dla niego organizacja społeczna, od niej bowiem zależy jego powodzenie życiowe. Dlatego też żywo zainteresowany jest jej funkcjonowaniem. Interesuje go w zasadzie wszystko, co dzieje się w jego społeczności i gotów jest angażować się w każdą nawet najdrobniejszą sprawę. Rozumie, że dobro jednostki musi być nieraz podporządkowane dobru ogółu, nie zniesie zaś, jeżeli dobro jednostki miałoby być podporządkowane dobru innej jednostki, a tym bardziej, by jednostce była podporządkowana cała społeczność.
Dziki uwielbia rywalizację i wojnę. Nie stroni od użycia siły fizycznej. Ceni honor. Cywilizowany unika rywalizacji i jest pacyfistą. Nie zna pojęcia honoru. Dziki jest niezdolny do posłuszeństwa, dyscypliny i wykonywania rozkazów. Nie oczekuje też tego od innych. Stroni od długoterminowych umów. Sam wie, co ma robić i nie widzi powodu, by robić coś wbrew sobie. Pracuje wtedy, gdy ma na to ochotę, a idea zmuszania się do pracy jest mu całkowicie obca. Nigdy nie tłumi emocji, a jeśli jest spokojny, to nie dlatego, że skrywa gniew w duszy i panuje nad sobą, ale dlatego, że akurat nie czuje gniewu. W grupowym działaniu polega raczej na zachęcie, charyzmie, doświadczeniu, intuicji i zgraniu bez słów. Niejasna sytuacja międzyosobowa jest jego żywiołem, zawsze stara się ją wykorzystać dla podbudowania własnej pozycji. Natomiast człowiek cywilizowany jest w pełni dyspozycyjny i zdolny uczynić wszystko, co mu zostanie powiedziane, jeżeli w zamian może spodziewać się zaspokojenia swoich potrzeb. Polecenia muszą być jasne, konkretne i precyzyjne. Woli, by działanie wszystkich członków społeczeństwa było z góry zaplanowane, by wiedział, czego się spodziewać. Lubi umowy, ustawy, regulaminy, kodeksy i rozporządzenia. Spisane w punktach jasno i wyraźnie. Oczekuje, że każdy jest zdolny powściągnąć uczucia i uczynić to, co trzeba. Potrafi panować nad sobą i wykonywać czynności, których skądinąd wcale nie chce uczynić.
Dziki ceni silną wolę, silny charakter, silnego ducha, upór i stanowczość. Jest śmiały i odważny. Mało go obchodzi, co pomyślą inni. Prowadzi go intuicja. Rozum służy mu tylko do ustalenia technicznych szczegółów. Przed niczym się nie cofnie, choćby miał cały świat wysadzić. Cywilizowany jest wylękniony i sztywny; wyrozumiały dla wszelkiej słabości. Stara się nie stawiać innych w sytuacji, w której musieliby wykazać się siłą psychiczną. W działaniu zakłada, że inni są niezdecydowani i niekonsekwentni. Nieustannie rozważa konsekwencje swych poczynań, a w szczególności to, jak jego poczynania zostaną odebrane przez innych. Jest panem na swoich prywatnych włościach, natomiast w sferze publicznej oczekuje przyzwolenia i poparcia innych.
Różne elementy mentalności cywilizowanej pojawiają się w różnych kulturach, w różnym tempie. Przyczynia to różnic między istniejącymi obecnie cywilizacjami, poza tym, że różnią się one wiekiem. Cywilizacja zachodnia jest względnie młoda. Najmłodsza mentalnie jest zaś cywilizacja islamska. Ponieważ jesteśmy z racji większego stażu kulturowego o wiele bardziej pacyfistyczni, postrzegamy agresywność muzułmańską jako coś wysoce niestosownego. Tym bardziej, że rozgrywa się ona najczęściej na polu religijnym. Tymczasem sami byliśmy tacy 300 lat temu. Prowadziliśmy krwawe wojny religijne i wcale nie uważaliśmy tego za coś niestosownego. Przestaliśmy, ale uczciwie biorąc, co mamy powiedzieć muzułmanom? Studia nad historią pokazują, że prowadzenie krwawych wojen jest nieuniknionym etapem rozwoju każdej cywilizacji. Mamy powiedzieć: „Nie macie racji"? Nie ma tu racji. Nasze poczucie niestosowności ich zachowania bierze się wyłącznie z innego kulturowego stażu naszej wspólnoty. Za tym, że my obecnie uważamy wojnę za jedno z najgorszych nieszczęść i pragniemy jej za wszelką cenę unikać, nie stoi żadna racja. Tak jak nie stała za europejskimi myślicielami, którzy w trzynastym wieku pisali, że jest ona najlepszym sposobem rozstrzygania wszelkich sporów. W swoim myśleniu, odczuwaniu, marzeniach i aspiracjach uzależnieni jesteśmy od tradycji dominujących w społeczeństwie, w którym się wychowaliśmy. Treść tych tradycji zależy między innymi od umiejscowienia naszej kultury na skali zegara cywilizacyjnego. Nie jest jednak ona ani słuszna, ani niesłuszna. Jest jedynie taka właśnie, jaka jest, a nie inna. Gdybyśmy urodzili się w innej kulturze, w innym czasie, myślelibyśmy co innego.
Uważne przyjrzenie się światu pokazuje, że życie ludzkie jest we wszechświecie nic nieznaczącym odpryskiem. Wszechświat jest obcy i niezrozumiały. Obce i niezrozumiałe są też nasze własne ciała. Nawet nasz umysł nie jest tym, za co zazwyczaj go uważamy. W naszych ideałach, emocjach i myślach jesteśmy zdeterminowani przez budowę naszych mózgów. Nie istnieje żadna obiektywna racja w sprawie wartości i moralności. Uważam, że nie istnieje żadne niematerialne ja, któremu zawdzięczalibyśmy coś (choćby jedną myśl), co nie miałoby materialnego podłoża. Nie posiadamy też duszy. Śmierć ciała jest naszą śmiercią. Uważam również, że nie istnieje Bóg. Kto ma zachować poczucie sensu życia, czerpać je musi z innego źródła.
- Roman Godlewski
- "Akant" 2010, nr 3
Roman Godlewski - Refleksje o moralności
0
0