Odpowiedź na to pytanie wydaje się prosta: „...pieniądz wszystkim kręci". Tak twierdzi jeden z bohaterów powieści Stefana Pastuszewskiego „Dziś". Inni mówią podobnie, a nawet identycznie, lecz tylko na początku swoich na ten temat wypowiedzi, bo później następuje jakieś „ale", a po nim już nie jest tak samo... Akcja powieści rozgrywa się w niewielkim mieście B. w Polsce. Współcześnie, a precyzyjniej – na początku XXI wieku. „Dziś"!
Słówko to pada w książce wielokrotnie, w różnych znaczeniach, czasem oznacza po prostu trwający właśnie dzień, innym razem, dodajmy, że częściej, obecne czasy, współczesność. Ale raczej niewielki jej wycinek.
Wyraz „dziś" kojarzy nam się z okresem nie trwającym długo, ulotnym, szybko przemijającym. Być może dlatego podczas lektury najnowszej prozy S. Pastuszewskiego wrażenie chwilowości tytułowego urywka czasu jest tak silne. A może nie? Może bardziej na powstanie tego odczucia wpływają działania bohaterów – ich pośpiech i determinacja, aby jak najwięcej zdobyć, zgromadzić, zarobić, osiągnąć, przeżyć, użyć, skonsumować. Bo „dziś" wkrótce przeminie, a „jutro", może być już zupełnie inne...
Jak wygląda aktualna sytuacja w B? Wszystko i wszyscy są tam ze sobą w jakiś sposób powiązani, wzajemnie od siebie zależni. Struktura relacji między światem polityki, biznesu, różnymi Służbami i instytucjami (m.in. Kościołem), przypomina pajęczynę. Komu i czemu ona służy? Częściową odpowiedzią na to pytanie jest stwierdzenie, iż jest to sieć do łowienia pieniądza.
Bliższe przyglądanie się tej sieci zacznijmy od Loży Lokalnej Przedsiębiorczości, której ścisłym (choć nieformalnym) kierownictwem jest Układ, nazywany przez tych, którzy do niego należą, Familią. Tej zaś przewodzi, nieoficjalnie, lecz bezdyskusyjnie Rafał, a właściwie Rafael, najbardziej energiczny i inteligentny przedsiębiorca w B. – Żyd, z czym się wszakże nie afiszuje, bo „w interesach lepiej nie zwracać na siebie uwagi".
Wszechwiedzący narrator stwierdza, iż „pustynny genotyp kamuflażu jest istotnym składnikiem tej wyjątkowej nacji", natomiast sam Rafael uważa, że „czasem trzeba sobie zaprzeczyć, aby potem jeszcze bardziej umocnić się w sobie". Taka postawa ma swoje uzasadnienie, bo przecież czasy były (niedawne trendy antysemickie w Polsce!) i są (obecna zażarta, bezwzględna konkurencja), trudne.
„Czasy, w których żyjemy pozbawione są jednoznacznych wartości, z wyjątkiem oczywiście sexu i pieniędzy, i fundamentalne kiedyś wartości oraz pojęcia tracą swoje kontury. Tylko wysiłek wewnętrzny pozwala człowiekowi zachować jego tożsamość. Jest niczym tarcza ochronna." – uważa Rafał. Jakie efekty daje „wysiłek wewnętrzny" głównego bohatera? Różne. Brzmi to dość enigmatycznie, więc dodam, że generalnie jest z siebie zadowolony. Sumienie wprawdzie czasem trochę go niepokoi, ale wnet milknie pod wpływem argumentu, że przecież to Bóg uczynił Żydów narodem wybranym i postawił im szczególne wymagania, podczas wypełniania których, powstał w nich określony kod genetyczny, to również Bóg dał człowiekowi takie, a nie inne dary (np. seks), których niewykorzystanie, byłoby sprzeniewierzeniem się Jego woli. I tym podobnie...
Poniechajmy, przynajmniej na razie, kwestii etycznych i wróćmy do zależności, wpływów, powiązań i układów w B. Czas teraz na przedstawienie Burmistrza – persony nieco śmiesznej (jak większość bohaterów, zresztą), bo uważającej się niemal za absolutnego władcę w mieście. Może nawet trudno mu się dziwić, bo „Wielkie partie dzielące Polskę niczym tort na strefy wpływów, a raczej przypływów finansowych, dały wójtom, burmistrzom i prezydentom miast tyle kompetencji, że ci mogli traktować podległy sobie teren jak folwark, z którego rentę feudalną trzeba było odprowadzać do partyjnej kasy."
Burmistrz uważa więc, że wszystko może i tak też się zachowuje, co niektórych denerwuje i zmawiają się, aby go obalić, a innych śmieszy. Jeszcze innym (i oni tu się najbardziej liczą), jego narcyzm odpowiada, wręcz uważają, że jest on dla nich korzystny. Ci ostatni to oczywiście Familia.
„>Układ< sytuuje się wokół władzy, bo >dziś<, gdzie władza, tam pieniądz i vice versa. Ale władza wcale >dziś< nie kieruje. PRL-owska maksyma, że >partia kieruje a rząd rządzi< spełnia się dziś co do joty, tylko że w innym kształcie. Burmistrz u nas to jak król na szachownicy. Najważniejsza figura, ale najmniej władna. Ale musi u nas być, bo w obecnym systemie PRL-bis, jak to nazywacie, on trzyma jeden z największych kurków do pieniędzy publicznych, ale za to my trzymamy jego." – tłumaczy Rafał swemu przyjacielowi Czesławowi – dziennikarzowi, bezrobotnemu zresztą, ponieważ odszedł z gazety, w której pracował, gdy zaczęła mijać się z prawdą (cała lokalna prasa została kupiona reklamami).
Czesław to postać dosyć żałosna – człowiek rozczarowany demokracją, wieczny buntownik, burzyciel i opozycjonista. Jego celem jest naprawianie świata, m.in. poprzez zniszczenie Układu. Temu ma służyć spisek, którego uczestnicy nie wykazują jednak wystarczającej do „rewolucyjnych" działań woli walki. Czesław też coraz częściej dochodzi do wniosku, że walka ze złem, jest walką z wiatrakami. Ale przynajmniej ostro dyskutuje z Rafałem i krytykuje go jako wyzyskiwacza, co nie przeszkadza mu przyjmować od niego finansowego wsparcia („comiesięczna, jak nakazuje Biblia – jałmużna" i gwarancja, aby lokalny spis Żydów nie stał się listą proskrypcyjną). Czesław opisuje więc Układ „tylko dla siebie"...
I tu wkraczają Służby Specjalne, które mają haki na tych, co trzeba, (m.in. na Burmistrza i naczelnika Urzędu Kontroli Skarbowej), podsłuchują wszystkich, włamują się do komputerów i wszędzie mają swoje wtyczki. Opis Układu zostaje wykorzystany (bez wiedzy autora) do przeprowadzenia przez Służy Specjalne gry operacyjnej. Za ich sprawą trafia on do jednej z gazet, ale oczywiście do jego publikacji nie dochodzi, bo naciskany przez Familię Burmistrz obiecuje gazecie reklamy. Korzyści są po stronie wszystkich – Układ umacnia się, bo słabeusze odpadli, (w tym jeden przez śmiertelne zejście), Agent Służb Specjalnych powiększa szanse na wcześniejszą emeryturę i zyskuje prowizję od mogącego przez jakiś czas spać spokojnie redaktora, jeszcze niedawno zagrożonej upadłością gazety.
Kiedy burza mija, Rafał zastanawia się, czy machinacje Agenta były wymierzone przeciwko niemu, ale zaraz uspokaja się myślą, że „własność w kapitalizmie to rzecz święta", zatem jego majątek jest bezpieczny. „A może on chce tylko pokazać, że to on jest najważniejszy, że służby specjalne rządzą? Niech pokazuje, ale i tak my rządzimy. Pieniądz!" – myśli lekceważąco nieoficjalny szef Układu.
Dodam jeszcze, że finał tej całej intrygi następuje podczas balu Familii, zorganizowanego przez Senatora, (który odwdzięcza się jej w ten sposób za sfinansowanie jego kampanii wyborczej). Bal wykorzystuje dla swoich celów również Wojskowy Kontrwywiad Wewnętrzny, pozbywając się (ostatecznie, czyli przy pomocy trucizny), biznesmena, który miał „zbyt duży wpływ na narkobiznes, (...) wymykał się niczym piskorz z wszelkich zasadzek (...) i nie chciał się z nikim dzielić". Jak się zdaje, kontrwywiadowi raczej nie przyświeca troska o zdrowie trutej narkotykami młodzieży...
To, co napisałam, wygląda na streszczenie, ale niezupełnie nim jest, bo pominęłam mnóstwo bardzo istotnych w powieści wątków. Skrót głównego, przedstawiłam z dwóch powodów – po pierwsze dlatego, że był to prosty sposób na zaprezentowanie najważniejszej problematyki „Dziś", a po drugie – ponieważ podczas lektury tej powieści, towarzyszyła mi myśl, iż na jej podstawie można by nakręcić świetny, trzymający w napięciu, a przede wszystkim dotykający wielu istotnych zagadnień współczesności, film. Myśl była dosyć natrętna...
Proza Stefana Pastuszewskiego charakteryzuje się wartką akcją, świetną charakterystyką postaci i doskonałą znajomością realiów. Tak też jest w omawianej powieści. Akcja toczy się błyskawicznie, a jej zwroty są nierzadko bardzo zaskakujące. Dzieje się tak głównie z powodu owych niezwykle silnych i licznych, można powiedzieć – wielokierunkowych powiązań i zależności między bohaterami, a tym samym instytucjami, firmami etc w świecie przedstawionym w najnowszym utworze autora „Karłów".
Charakterystycznymi cechami tego świata są m.in. korupcja, konformizm i wspomniany już przeze mnie na początku, konsumpcjonizm – „wielkie żarcie", nakręcane oczywiście przez zarabiających na nim kapitalistów.
„Nie tak wyobrażałem sobie demokrację. Nie tak, że wszystko jest na sprzedaż, że człowieka mierzy się tylko zasobnością jego kieszeni" – narzeka Czesław i zaraz uświadamia sobie, że przecież sam kiedyś walczył o wolny rynek. Ale dopiero teraz zdaje sobie sprawę, że hasła, które wtedy, wraz z innymi głosił, ktoś im sprytnie podsuwał. Kto? Zapewne ci, którzy w uwolnieniu pieniądza widzieli szanse na zrobienie wielkich interesów.
I robią je. Bezwzględnie, cynicznie, a nawet brutalnie Względy etyczne niemal nic dla nich nie znaczą, a drugi człowiek liczy się tylko o tyle, o ile można dzięki niemu pomnożyć swój stan posiadania. Najczęściej poprzez jego, czyli bliźniego, wyzysk.
Dlaczego nie ma powszechnego buntu przeciwko temu (bo powszechna krytyka i narzekanie, oczywiście jest). W czym tkwią źródła tego konformizmu? Bohaterowie Stefana Pastuszewskiego twierdzą, iż jego przyczyną jest wygodnictwo.
A gdzie w tym posępnym świecie jest miejsce dla Boga? I czy w ogóle jest? Prałatowi Stwórca wydaje się niesłychanie odległy. „Chrystus jest daleko, a świat blisko", myśli, a kiedy dręczy go sumienie, pociesza się, że „Bóg jest tak wielki, tak wyrozumiały, tak miłosierny, że i piekło jest puste...".
Z plejady bardzo różnorodnych bohaterów „Dziś" tylko jedna osoba zdaje się odczuwać bliskość Boga. To nędzny kaleka, który po dotarciu do granic samotności i sięgnięciu egzystencjalnego dna, wiele zrozumiał. „Wyciągasz rękę i dotykasz Boga." – mówi ten, nieposiadający niemal niczego, człowiek. „Jeśli oczywiście chcesz. Nie chcesz, to Boga nie znajdziesz, nawet w najgoręcej rozmodlonej świątyni. Czasem oczywiście Bóg ciebie znajduje, ale ty możesz go nie zauważyć. Bo nie chcesz. On jest, jest obok ciebie, a ty go nie odczytujesz, nie czujesz. Nawet gdy jest w tobie, bo On, ten porządek niewidzialny i ciebie przenika."
Z dalszej części wypowiedzi Franciszka L. można wyciągnąć wniosek, że bliskości Boga nie odczuwają ci, którzy nie żyją w prawdzie, nie są uczciwi. Dotyczy to wszystkich, lub niemal wszystkich postaci wykreowanych przez autora „Dziś".
Krytyka polskiej współczesności jest w tej powieści wręcz druzgocąca. Rzecz napisana jest z dużą znajomością psychologii, socjologii, historii i praw ekonomii. Oceny in minus naszego „dziś" rzadko dokonuje narrator. On traktuje bohaterów, ich postawy i uczynki ze zrozumieniem, z wyrozumiałością nawet, odnosimy wrażenie, że poklepuje ich pobłażliwie po plecach i można by sądzić, że akceptuje ich czyny, gdyby nie lekka, dla niezbyt uważnego czytelnika prawie niedostrzegalna, nutka ironii.
Gdyby komuś ten kpiący ton umknął, też dojdzie do krytycznych konkluzji, bo przecież nie sposób pochwalać czynów różnych pań i panów z powieści, czy przedstawionych w niej patologicznych zjawisk. Taki a nie inny ciąg zdarzeń też skłania do niepochlebnych o naszych czasach refleksji. Warto jednak podkreślić, że autor stara się zachować obiektywizm. Bardzo, według mnie, cenne jest w tej powieści ustosunkowywanie się do sytuacji, faktów, instytucji, grup społecznych itp. – różnych bohaterów; przedstawicieli świata biznesu, władzy, Kościoła, służb specjalnych, biedoty, opozycji i tak dalej. Mamy więc różne punkty widzenia, różne opinie o tym samym.
Niektórzy uważają, że powinnością pisarza niekoniecznie jest ukazywanie rzeczywistości i dążenie do jej zmiany na lepsze. Twórczość Stefana Pastuszewskiego dowodzi, iż On zadania te traktuje jako szczególnie dla literata ważne. Realizuje je z pasją, z wielkim osobistym zaangażowaniem. I trzeba przyznać, że osiąga znakomite literackie rezultaty.
...........................................
Stefan Pastuszewski: Dziś, Instytut Wydawniczy „Świadectwo", Bydgoszcz 2009, ss. 230
- Danuta M. Sułkowska
- "Akant" 2010, nr 2
Danuta M. Sułkowska - I kto tu rządzi?
0
0