W związku z dużym zainteresowaniem czytelników książką Stefana Pastuszewskiego „Sebastian", pragnę do posłowia tej publikacji dodać kilka istotnych uzupełnień i wyjaśnień.
Jeden z czytelników zapytuje: Czy ja mam teraz nie wychowywać moich dzieci? Czy wystarczy, że je kocham? Wiele niejasności...
Wychowanie w sensie ścisłym oznacza skonstruowanie u drugiego człowieka systemu wartości, zachowań i przekonań moralnych według wzoru: dobre jest to i to, złe to i tamto. Za brak zgody i właściwego wyboru jest sankcja karna, za zgodę i wybór właściwy – nagroda. Wybieraj!
Systematyczna powtarzalność takiej psychologicznej sytuacji ma doprowadzić do stworzenia człowieka mądrego i dobrego, do ukształtowania się u dziecka „wszechstronnie rozwiniętej osobowości". Jest to znane od wieków „przekuwanie ludzi" dla celów, które rodzice, nauczyciele i różne systemy kontroli społecznej (pedagogika) uważają za słuszne. Jeśli się uświadomi, że w tzw. społeczeństwie orientacje polityczne, kulturowe, światopoglądowe i etyczne są bardzo zróżnicowane, niezgodne i sprzeczne, wychowanie w sensie ścisłym staje się problematyczne. Nikt nie może spełnić nadmiaru oczekiwań płynących z różnych stron, zwłaszcza, że oczekiwania te są niezgodne ze sobą, nierealne i sprzeczne. Dziecko uruchamia mechanizm obronny: odrzuca żądania. Nie przyjmie ich bezkrytycznie nawet wówczas, gdy wymagania wychowawcze będą zgodne, gdyż dziecko, jak każdy człowiek, wyposażone jest przez naturę w złożony i skomplikowany program rekonstrukcji sensu, program autonomiczny i niezależny od instrukcji pedagogicznych.
Często bezradność wychowawcy przez niego samego bywa podsumowywana popularnym komentarzem: „ani prośbą, ani groźbą". Ma to oznaczać, że młody człowiek, którego poddaje się „obróbce" wychowawczej jest niewychowalny, bo żadna z metod wychowawczych nie jest w stanie go poruszyć. Wychowawca zaś występuje w roli znawcy metod, który broni autorytetu pedagogiki słusznej, choć bezskutecznej (jak w znanym powiedzeniu o udanej operacji i zgonie pacjenta).
Prośba i groźba – to najbardziej mętne i obłudne metody wychowania jakich dorobiło się społeczeństwo przez tysiąclecia, i jako nieszczęścia, chodzą w parze.
W świetle tego, co dziś wiadomo o kształtowaniu się refleksyjnej sfery życia człowieka, indywidualny system aksjologiczny nie jest odpowiedzią na wymagania i restrykcje wychowawcze lecz jest wynikiem doświadczeń całego życia. W każdej minucie życia człowieka zawarta jest jego przeszłość, bogactwo doświadczeń złych i dobrych. Nie chodzi o to, że się o tych doświadczeniach pamięta (czasem można zapomnieć) lecz o to, że mimo upływu czasu nie stają się one przeszłością, są obecne zawsze w teraźniejszości. W cyklicznym programie telewizyjnym „Wybacz mi" pokazano taki obraz: do małej miejscowości przyjeżdża telewizja. Szukają pewnego nastolatka, bo jest ktoś, kto chciałby go publicznie przeprosić. Do dziennikarzy podchodzi uśmiechnięty chłopak. Będzie wywiad! Pytają go, czy zna pewną kobietę. Ten zalotny przed chwilą chłopak zaczyna płakać, nie może wydobyć głosu. Taki straszny żal! Już nic nie musi mówić. Odwraca się i odchodzi. Swój świat wartości zbuduje nie na dotychczasowych wymaganiach wychowawczych, ale na całym swoim doświadczeniu życiowym. Może teraz go poprosić, by zechciał być kimś innym niż jest i obiecać jakąś nagrodę lub zagrozić karą „wychowawczą"?
Zlikwidowane zostały światowe systemy niewolnictwa, feudalizmu, faszyzmu z ich widowiskowymi formami znęcania się nad ludźmi (krzyżowaniem, wbijaniem na pal, obcinaniem głów itd.) dlatego, że ludzie nie dali się uwięzić w obowiązujących wówczas systemach „wychowawczych". Upadły ponure systemy wychowawcze faszyzmu i socjalizmu. Siła wolności jest większa niż strach przed spaleniem na stosie i większa niż nagroda dobrobytu oferowana przez egzekutora. Czasem władzy pedagogicznej udaje się podporządkować człowieka w taki sposób, że żyje on zgodnie z wymaganiami systemu, ale żyje on wówczas poza wolnością i godnością i w zasadzie jest już po człowieku.
Gdyby pedagogiczna interpretacja genezy moralności miała być prawdziwa to należałoby ze zrozumieniem przyjąć linię obrony oskarżonych w procesie norymberskim: „Ja tylko wykonywałem rozkazy!" Gdyby to była prawda, to moralność nie miałaby sensu. A przecież pedagogika jest dyrektywna i zbudowana jest na takim myśleniu.
Podstawą wolności i godności człowieka jest jego suwerenność. Ta sama zasada suwerenności działa w sercu dziecka, bo dziecko jest prawdziwym człowiekiem. „Z ludźmi sprawa – nie z dziećmi sprawa" – pisał Janusz Korczak.
Pedagogika programuje osobowość i sławi przystosowanie do norm i okoliczności społecznych, których reprezentantem i egzekutorem jest wychowawca. Na nim też spoczywa odpowiedzialność za wyniki wychowania. Pedagogiczni rodzice często zadają sobie pytanie: „Jaki błąd popełniliśmy?" Może wyrządziliście krzywdę swemu dziecku. Ale w zakresie programowania osobowości i systemu etycznego nie można popełnić błędu, bo tego nie można zaprogramować.
Antypedagogika nie ma programu wychowania, ale to nie znaczy, że jest antymoralna, nie oznacza amerykańskiego luzu, cynizmu, relatywizacji wartości ani braku opieki nad dzieckiem. Antypedagogika respektuje autonomię i niezależność orientacji moralnej dziecka, które w sposób konieczny jest odpowiedzialne za swoje decyzje. Dorosły opiekun jest wobec uniwersalnych wartości moralnych tak samo zobowiązany jak dziecko, bo od dziecka nie jest lepszy. Antypedagog nie programuje niczyjej osobowości, lecz jest przyjacielem, a przyjaciel nie jest ani złotą rybką, ani kierownikiem nadzoru budowlanego.
Każda teoria ma właściwy dla siebie zakres zastosowań. Istnieje pewien typ sytuacji, w których pedagogika dobrze spełnia swoje zadanie.
W swoim czasie telewizja prezentowała program pedagogiczny (w wersji amerykańskiej i polskiej) pt. „Superniania". Oto sześcioletni syn pluje matce w twarz, nazywając ją starą k. Matka ociera twarz, płacze i jest bezradna. Ojciec nie reaguje, bo nie potrafi, on też może być potraktowany podobnie. Przełamując barierę wstydu, rodzice za pośrednictwem telewizji wzywają na pomoc eksperta pedagogiki. Na miejscu najczęściej okazywało się, że przyczyną rozwydrzenia dzieci jest zachowanie się rodziców i ekspert zazwyczaj miał większy problem z rodzicami niż z dziećmi. Jednakże w rękach zdolnego specjalisty, pedagogika okazywała się całkiem skuteczna (w polskiej wersji tego programu wystąpiła znakomita w roli pedagoga Dorota Zawadzka).
Metody typowo pedagogiczne są skuteczne w likwidowaniu patologicznych form zachowania się dzieci młodszych, ale są bezskuteczne w kształtowaniu sfery emocjonalnej, moralnej, światopoglądowej, a także w wychowaniu młodzieży i dorosłych, o czym świadczą wyniki tak zwanej resocjalizacji w domach poprawczych i więziennictwie.
Między zachowaniem się człowieka a wyznawaną przez niego normą moralną jest szczelina dla hipokryzji, ale metody pedagogiki tak daleko nie sięgają.
Słowo o miłości. Rozpuszczanie dzieci, spełnianie zachcianek i żądań, bezkrytyczna tolerancja dziecięcej agresji i bezmyślności, dogadzanie kaprysom, zdejmowanie odpowiedzialności z dziecka, bezkrytyczne „wychowanie bezstresowe", ograniczanie kontaktów z rówieśnikami – to nie miłość.
Dziecko ma prawo do szacunku, ale nie do agresji, dziecko ma prawo do posiadania własności, ale nie do wymuszania rzeczy, gdy rodzice muszą żyć skromnie. Dziecko ma prawo prosić rodziców o spełnienie marzeń, ale nie ma prawa do szantażu czy stawiania rodzicom warunków. To nie są zasady pedagogiki lub antypedagogiki. To są najzwyczajniejsze prawa życia codziennego, takie same jak zasady higieny osobistej. A przecież dziecko, któremu nie wszystko wolno, może być kochane, szanowane i nie tresowane.
Jak kochać dziecko? Nie znam podręcznika pedagogiki, który by o tym informował. Jak do czystego źródła, zawsze można wracać do tekstu Janusza Korczaka „Jak kochać dziecko". Ale oprócz tego arcydzieła antypedagogiki mamy właśnie nową książkę S. Pastuszewskiego. Pomijając już wszelkie skojarzenia pedagogiki z kulturalną represją, można powiedzieć, że „Sebastian" jest poematem pedagogicznym budzącym nadzieję w kraju, w którym buduje się nowe stadiony.
Rodzice i nauczyciele zawsze powinni mieć świadomość, że niezależnie od ich starań wychowawczych, życzliwych czy represyjnych, dziecko, gdy dorośnie, pójdzie własną drogą.
- Czesław Dziemidowicz
- "Akant" 2010, nr 11
Czesław Dziemidowicz - Ani prośbą, ani groźbą
0
0