A jednak prawidłowo odczytałem sens tekstów Romana Godlewskiego na temat Etyki znaturalizowanej. Nie chodzi o etykę, ale o ateizm. Napisał o tym przyparty do muru: Jeśli jednak nadać tej nazwie (Bóg) ściślejszy sens, jak stwórca etyczności ludzkiej, można o tak rozumianym Bogu logicznie, racjonalnie i naukowo stwierdzić że nie istnieje, jeśli w wyniku badań ustalone zostanie, że nikt stwórcą etyczności ludzkiej nie jest. Etyka znaturalizowana to właśnie te badania naukowe, które mają uzasadnić nieistnienie Boga.
Teraz ja udowodnię, że nie ma Boga, posługując się programem badawczym Romana Godlewskiego. Oto jest piękna droga z Grądek do Zielna. Zakładam, ze drogę tę stworzył Bóg (jako i wszystko wokół drogi). Badania naukowe, bardzo poważne i racjonalne wykazują jednak, że droga ta wykonana została przez firmę drogową z Morąga. A zatem Bóg nie istnieje... Mogę też przeprowadzić dowód na nieistnienie Boga biorąc za punkt wyjścia but gumowy. Oto pies mój ukochany wywleka z łazienki zagubiony kiedyś but gumowy. Zakładam, że but ten Bóg stworzył, jako i wszystko dokoła. Jednak badania naukowe wykazują, że but wyprodukowała fabryka w Morągu, zatem nie ma Boga... Ja takich dowodów mogę dać więcej. Dowód na nieistnienie Boga wywiedziony ze źródeł etyki i teorii ewolucji przyrody ma taką samą wartość logiczną jak dowód wywiedziony z drogi do Zielna albo z dziurawego buta. Tyle w tym nauki, racjonalności i logiki, ile piwa w pustym kuflu.
Teraz coś trudniejszego. Wszechświata nie stworzył człowiek. Co z tego faktu wynika dla istnienia Boga? Aby nie obarczać R. Godlewskiego logiką, sam odpowiem na to pytanie: z faktu, że Wszechświata nie stworzył człowiek, nie wynika ani że Bóg jest, ani że Boga nie ma. A zatem program badawczy nad naturalizacją etyki opiera się na logice małego Kazia.
Zarzuciłem przeciwnikowi po piórze błędy definicji, teraz wracam do tej sprawy. Oto lekcja logiki formalnej. Najprostsza definicja ma swój wielowiekowy wzór w podręcznikach logiki: definitio fit per genus proximum et differentiam specificam, definicja powstaje przez podanie rodzaju najbliższego i różnicy gatunkowej.
Według tego wzoru definiuję długopis: długopis jest przyborem do pisania, zakończonym obrotową kulką piszącą. Genus proximum: przybór do pisania, differentia specifica wyróżnia długopis spośród innych przyborów do pisania. Teraz definicja popędu według R. Godlewskiego: popędem nazywamy mechanizm tkwiący w niektórych organizmach. Dziemidowicz zarzuca mi brak poprawnej definicji popędu. Jest to zarzut gołosłowny, gdyż nie wskazuje on, gdzie leży błąd. Błąd leży w tym, że R. Godlewski nie rozumie pojęcia definicji, nie zna jej struktury, i nie podał definicji, tylko zdanie semantycznie puste.
Z popędów opisanych przez teorie współczesne nie można utworzyć etyki (z wielu powodów). Klasycznej etyki normatywnej nie można zredukować do twierdzeń o popędach, gdyż zatraca się normatywność moralności i sprowadza się człowieka do poziomu zwierzęcia. Jak poradził sobie z tym problemem R. Godlewski? Uchylił teorię popędów i zlikwidował ograniczenia metodologiczne. Pisze on: idea popędów ogólnozwierzęcych jest w ogóle mylna. Ponieważ przeciw redukcji etyki nadal stoi metodologiczna zasada emergencji, R. Godlewski pisze: Pojęcie emergencji jest sprzeczne wewnętrznie. Teraz już bez przeszkód może odebrać etyce charakter normatywny i zmienić człowieka w zwierzę, a wychowanie dziecka utożsamić z tresurą. To o takiej sytuacji Leszek Kołakowski pisze, że jest zagrożeniem dla cywilizacji.
Faktem jest, że człowiek współczesny chętnie grzęźnie w swojej zwierzęcości, w kulturze pornograficznej, wynosząc się ze swoją głupotą. Człowiek stadny nie ma perspektyw czasowych, nie ma intuicji wieczności i nieskończoności. Światopogląd człowieka prymitywnego to tu i teraz, to obfitość dóbr, odpowiednie miejsce w stadzie i nieskrępowana seksualność. Dla takiego człowieka współczesnego Etyka znaturalizowana jest akuratna. Aby stworzyć taką etykę, trzeba najpierw założyć, że w świecie nie ma żadnego celu i sensu. Wówczas życie jest gonitwą za łupem i za samiczką. Trzeba się najeść i napić do syta, zaspokoić seksualnie, wykorzystać wszystkie możliwości, aby sobie dogodzić, zanim się umrze (bo tam już nic nie ma).
W rzeczywistości sens ludzkiego życia jest w metafizyce, poza jedzeniem i piciem, i poza popędami, poza atomem. W Etyce znaturalizowanej w ogóle nie ma metafizycznego sensu. Jest cynizm: Nawet najwznioślejsze postępowanie jest niczym innym jak realizacją popędów. [...] Po co w ogóle czynić komuś dobro? Powód jest oczywisty. Po to, aby dostać od innych co mogą nam dać. To zaś w celu zaspokojenia rozmaitych naszych popędów [...] Potężnego warto kochać dlatego, że wtedy odpłaci nam dobrem [...] a lepiej mieć go po swojej stronie [...] Potrzeba miłości wynika z naszej potrzeby otrzymywania dóbr, postawę miłości kierujemy zatem ku osobom, które mogą nam coś dać („Akant" 2010, nr 10). Oto jest naukowa i racjonalna moralność R. Godlewskiego. Można nad nią ręce załamywać i płakać (jeśli ktoś wcześniej nie umrze ze śmiechu).
Aby się odtruć, sięgam do Traktatu o moralności Eugene Dupreela: Podnietą do czynu moralnego nie jest korzyść sprawcy. Czyn wydaje się tym lepszy i przysparza sprawcy tym większej zasługi, im większa lub bardziej prawdopodobna strata występuje jako normalny skutek jego spełnienia. Albo – albo: albo popędy, albo etyka. Gdzie jest zaspokajanie popędów, tam nie ma etyki.
R. Godlewski uważa, że humanistykę można zmatematyzować, bo nie rozumie, czym jest humanistyka. Psychologia powinna być sprowadzona do badania ruchu atomów w ciele człowieka: Twierdzenie, iż aczkolwiek człowiek zabudowany jest z atomów, to jego właściwości nie dadzą się wyjaśnić przez własności atomów jest sprzeczne wewnętrznie. Zadanie to wymaga bowiem olbrzymich komputerów – pisze ze znajomością rzeczy. Całą humanistykę może zmienić w chmurę atomów, a po drodze zakasuje metodologów i filozofów poznańskich, którzy nie zdołali zredukować humanistyki do psychologii. Przy okazji nie wie, czym jest psychologia, błędnie też wyjaśnia psychologię behawiorystyczną, nie rozumie pojęcia sprzeczności wewnętrznej, nie zna metod badania zjawisk złożonych i skomplikowanych poza redukcją, źle sformułował falsyfikator, nie rozumie pojęcia emergencji, nie rozumie teorii ewolucji, ale wszystko może puścić z dymem atomów.
Słowo o światopoglądzie. Światopogląd nigdy nie jest sumą wiedzy i doświadczenia naukowego, nie jest też wynikiem myślenia logicznego. Uzasadnienia naukowe, logiczne, historyczne, moralne itd. są zawsze wtórne i drugorzędne, ponieważ paradoksalnie pojawia się bez żadnego uzasadnienia, z procesów subracjonalnych i intuicyjnych. Wiedza naukowa, podobnie jak doświadczenie życiowe, nie sumują się, nie tworzą wielkiej Sumy. Nie sumuje się też światowa wiedza naukowa, i nie tworzy logicznego wniosku osobista wiedza człowieka. Światopogląd zawsze jest osobistym rozwiązaniem pytania o sens świata. Światopogląd człowieka rodzi się w intuicji, w sumieniu i w uczuciach. Do tego nie potrzeba logiki. Człowiek nie wie, w jaki sposób uzyskał swój światopogląd, nie jest w stanie odtworzyć procesów poznawczych i emocjonalnych, które go doprowadziły do decyzji sumienia. Nie wie, bo nie jest mu to do niczego potrzebne. A jednak ma swój osobisty obraz świata i spostrzega świat jako sensowną całość. W związku z tym, że światopogląd nie jest rozwiązaniem równania logicznego, nie podlega on ocenie (chyba, że ma charakter przestępczy i demoralizujący). Mit światopoglądu naukowego skończył się z chwilą upadku neopozytywizmu. Neopozytywiści (znakomici filozofowie i uczeni) próbowali udowodnić, że światopogląd prawdziwy jest sumą wiedzy naukowej. Światopogląd naukowy okazał się fikcją ideologiczną. Ateizm także wywodzi się z intuicji i sumienia, i nie jest, i nie może być sumą wiedzy. Pisałem o tym dokładniej w „Akancie" (2011, nr 7).
Przytoczę na ten temat zdanie profesora logiki i filozofii, Józefa M. Bocheńskiego: Akt przyjęcia światopoglądu poprzedza rodzaj hipotezy wyjaśniającej, porządkującej całość doświadczenia człowieka [...] taka hipoteza nie jest intersubiektywnie sprawdzalna, między innymi dlatego, że pole doświadczenia każdego z nas jest inne. Nie jest więc w naszym rozumieniu racjonalna. Światopoglądu udowodnionego w znaczeniu naukowym nie ma i być nie może. To, że są jeszcze filozofowie przyjmujący taką możliwość, świadczy tylko o tym, jak bardzo filozof może być zacofany (Sens życia i inne eseje, 1993).
Na zakończenie swojej repliki R. Godlewski wynotował z mego tekstu kilka zdań, których nie rozumie, między innymi zdanie o tym, że człowiek jest mikrokosmosem.
Roman Godlewski nie zrozumiał nie tylko owych czterech zdań, ale nic nie zrozumiał. Z potoku słów napisanych w replice wyłania się obraz świata atomowego, w którym nie ma już żadnego sensu. Redukcja ludzkiego świata do popędów i atomów, a także ateistyczny fanatyzm mający stanowić kryterium prawdy naukowej, zamknęły drogę do rozumienia świata.
- Czesław Dziemidowicz
- "Akant" 2012, nr 2
Czesław Dziemidowicz - Etyka znaturalizowana, czyli w bieg w worku
0
0