Możemy oczekiwać rzeczy wielu, tego choćby że przybliżymy się do konkretnych rozwiązań dotyczących naszego życia na ziemi, a jednak towarzyszyć nam będzie ta jedna myśl, że śmierć może zawitać w każdej chwili. Nie zapyta o stan naszego umysłu, czyli jak dzieje się nasze ego w korelacji ze światem, jakie problemy zostały podjęte lub nie. To ją nie zainteresuje. Zawita i godząc je wszystkie postawi na swoim. Nie mamy co do tego wątpliwości, tym niemniej staramy się tak zagospodarować powierzony nam czas, by ją odsuwać na coraz to plan dalszy. To zdanie samo w sobie nosi pewien paradoks, który jest siłą, bowiem: źródłem życia jest śmierć. Coś dzieje się w nas takiego, które jej wciąż mówi nie. I dopóki, tak podejrzewam, będziemy ją odsuwali od siebie, będzie z nami się zgadzać, czekając na swą kolej. Bo przecież musi mieć, że pozwolę sobie na żart, może czas by przeczytać taki na przykład wiersz Czy:
czy śmierć to jest taki sen
gdy się nic nie śni?
czy wręcz przeciwnie
dzieją się rzeczy tak jak na ziemi
a w perspektywie innej?
wtedy by musiał być Bóg
który nam skąpi wiedzy o tym
nad ranem kiedy nagle przebudzeni
z twarzą szczęśliwego anioła…
lub krzykiem
i trudno pozbierać nam fakty
a potworności były z piekła rodem
jeżeli chce nam coś przekazać
to wymykamy się jego kontroli
budząc się
jakby ten świat bez niego
mógł się rozwiązać
a władza jego była tylko w niebie
czy śmierć to jest taki sen
gdy się nic nie śni
Brak obecności, nieistnienie, nic, jakkolwiek by ten stan nazywać czas, który upływa jest poza zasięgiem naszej percepcji. Poza konkretem w dotyku pióra. A jednak najbardziej wybitni jego przedstawiciele wciąż ją mieli i mają, czyli śmierć na uwadze. Tworzyli wizje chcąc czuć się z nią za pan brat jak Miltona Raj utracony, czy Boska komedia Dantego. Poprzez słowo starali się dotrzeć do nawiązania z nią kontaktu. Usłyszeć głos, który stanie się nitką wiążącą życie ze nią właśnie. Nie było, nie jest i nie będzie nam to dane. To, jeżeli istnieje Bóg pozostawić musi dla siebie. Nie po to wysłał swego syna na ziemię i spowodował jego cierpienie na krzyżu, by dać ludziom wiedzę o tajemnicy śmierci. Tu twórcy Testamentu wykazali się znakomitą logika myślenia. Tym niemniej biorąc pod uwagę jego miłosierdzie, a bacząc jak człowiek stara się przez wieki dotrzeć do owej tajemnicy może może mieć chwile ludzkiej słabości, skoro z niego wszystko powstało, a wiec i człowiek, i dać tę odrobinę wiedzy w twórczej intuicji. Na przykład podczas snu-. Tego nie wiemy. I ta niewiedza staje się dla nas aktem wiary, która powoduje że przede wszystkim poeci wciąż problemem śmierci się zajmują, nieustannie ten temat wraca chyba u wszystkich w sposób bardziej lub mniej kluczowy.
Nasze życie to początek i koniec. Jak w spektaklu na scenie coś się zaczyna i coś się skończyć musi. I to właśnie obrazoburcze dla nas a mimochodem tu przedstawione porównanie jest powodem dla którego warto ten temat poruszać. Spektakl, czyli gra, coś co tylko przypomina prawdę. Czy czasem Bóg strzegąc tajemnicy śmierci nie spowodował równocześnie, że człowiek przestał żyć w prawdzie i począł rysować swoje życie jako zjawisko teatralne? Wygnanie pierwszych rodziców z raju stało się dla nich takim przeżyciem, że musieli „poszukać" innych zachowań niż te, które w sposób naturalny były dane im w krainie Eden. Gorzkie życie na ziemi stało problemem przeżycia, które wymagało wtopienia się w darwinowską teorię doboru naturalnego w obrębie nie tylko kontaktu z fauną i florą, a również gatunku homo sapiens. Czy czasem nie wtedy pojawiła się pierwsza kłótnia między Ewą i Adamem? A ciąg dalszy znamy. Ich synowie, Kain i Abel. Kain zabija Abla. To by nie działo się – w prawdzie, gdyby taka im była dana.
Problem śmierci znika, gdy człowiek zachowuje swą nieśmiertelność. Choć to wbrew naturze wyobraźmy sobie taką rzeczywistość. Jestem personą wieczną. Uzyskałem świadomość dzięki historii grzechu pierworodnego. Bóg był tak łaskawy, że mi ją dał pomimo, że nie uczynił mnie śmiertelnym. Będę żyć wiecznie, tyle że Raj muszę opuścić. Kara za przeciwstawienie winna się pojawić. I ta według niego jest wystarczająca. Znalezienie się w innym miejscu, o którym nic nie wiem. Ziemia jest bowiem dla mnie czystą kartą, którą by trzeba zagospodarować. Bo przecież zagospodarowany był Raj, gdy z Ewą w nim byliśmy. Gospodarzem był Bóg, teraz my, Adam i Ewa, musimy się w tym, w nowym miejscu znaleźć.
A tu obok nas cokolwiek jest, później traci życie. Ten kozioł, ten pies nagle nie porusza kończynami i wiemy dlaczego. Jest martwy. Dotykamy jego ciała, a ono nie reaguje. Wkrótce umiera nam ulubiony kot, który łasił się do nas i wiemy że umarł. Przemija i rodzi się natura, a my jesteśmy wieczni. Będziemy patrzeć na jej cykle życia i śmierci ciesząc się swoją nieśmiertelnością. Nie spełni się piękny i dramatyczny obraz, który zapamiętałem z eseju Zbigniewa Herberta Pakt, gdzie autor pełen solidarności pomiędzy wszystkimi istotami żywymi, a poprzez widok archeologicznych szczątków człowieka i młodego wilka pisze: „Szkielet uległ uszkodzeniu (zgnieciona miednica, na skutek osunięcia się ciężkiego kamienia). Zmarły spoczywał w tej samej pozycji co inni, podkurczone piszczele nóg, lewa ręka ułożona wzdłuż ciała, natomiast prawa spoczywała gestem pełnym czułości na doczesnych szczątkach pięciomiesięcznego szczeniaka. Nieobecna skóra zdawała się rozmawiać z nieobecną sierścią."
Wkrótce będzie nas, czyli ludzi coraz więcej a świat fauny i flory będzie żył i umierał. Będzie nas coraz więcej, my nieśmiertelni, potrzebujący pokarmu by żyć… I wkrótce nam będzie jego brakować, bo tylu nas, a jej w takiej relacji zmniejsza się ilość. Biologiczna równowaga na Ziemi by została zachwiana, po czym strącona w przepaść śmierci i to w sposób, którego tragiczny obraz wręcz trudno sobie wyobrazić. To najbardziej odrażający scenariusz do filmowego z gatunku science fiction horroru, w którym po ogołoceniu Ziemi ze wszystkiego co jest do zjedzenia dochodzi do kanibalizmu, aż do ostatniego człowieka.
Nie na darmo pojawia się obawa przed kuszeniem węża Pierwszych Rodziców wyrażona w słowach Boga: „Nie wolno wam jeść z niego, a nawet go dotykać ,abyście nie pomarli", które powtórzyli bezwiednie za swym Panem. Słowa szatana były więc z pewnością kłamstwem nawet przyjmując, że człowiek by miał pozostać nieśmiertelnym. W przedstawionym ujęciu śmiertelność człowieka jest wręcz jego wybawieniem, takie wnioski z pewnością byśmy wysnuli po obejrzeniu wspomnianego horroru.
Nowe miejsce, Ziemia, by musiała być dla Ewy i Adama obdarzona również nieśmiertelnością fauny i flory. Zatem raj, tyle że jego gospodarzem przestaje być Bóg, a staje się człowiek. Cóż to więc za kara? Ano taka, polegająca na zmianie miejsca – i jak się paradoksalnie okaże przekazaniu władzy. Inne tło wydarzeń i Pierwsi Rodzice, którzy dzięki pozostawionej im świadomości, w tym nieśmiertelności własnej oraz otaczającej ich przyrody mają dowodzić. Bóg pozostawił swe berło w niebie, od którego wcześniej byli zależni, a im pozostawił nasz glob. Większej szczodrości trudno od niego wymagać w kontekście ich nieposłuszeństwa. Lecz On wie, że jest jeden, a ich jest dwoje.
Poprzez świadomości Ewy i Adama, które są równie uprawnione zjawia się dylemat, kto będzie rządził. Czy ta która przeciwstawiła się Bogu, czy też ten który jej uległ, ale był pierwszy, a więc jakby bliższy samemu Bogu. Obydwoje mają takie samo prawo, choć ona może wnosić swoje „priorytety". To ona zerwała owoc i podała partnerowi i dzięki temu możemy „władać" planetą Ziemią i jesteśmy nieśmiertelni. On bardziej sceptyczny twierdzi: Ziemia jest w naszym władaniu, ale Bóg dał nam ją jako karę za przewinienie. Czyli ono nie jest z pewnością przywilejem, a sądzę że służbą, z którą mamy się zmierzyć… Tak myślę, Adamie – odpowiedziała pełna emocji w zaistniałym stanie rzeczy. Adam z pewnością się obruszył z powodu tych słów żony, która powstała z jego żebra. Zrodził się konflikt, władanie Ziemią zjawiło się priorytetem. Ktoś by miał rządzić. Tylko kto? Adam czy Ewa? Kto w nieśmiertelnym świecie by miał zdanie ostateczne? Kto z kłótni między nimi wyszedłby zwycięsko?
Obydwoje i Adam, i Ewa by mieli swoje priorytety, ten że był pierwszy, ona że w naszym tu rozumieniu jest powodem obecności świata bez śmierci. I tu pewnie „wygrywa" kobieta. Bowiem to ona spowodowała ten stan rzeczy. Zwycięstwo jest jednak pyrrusowe, bowiem rządzony nim człowiek w stanie świadomości wie że jest nieśmiertelny, a więc żadne normy moralne, sankcjonowane przez śmierć nie wchodzą w rachubę. Przekraczanie granic jest absolutne, ale i w swej negatywnej wartości znikome, bowiem nienawiści nie zabija nawet śmierć. Nikt jej się nie boi, gdyż wiedząc co to znaczy wie, że to nic nie powoduje. Nienawiść do drugiego człowieka nie jest niczym okupowana i nie zna granic. Zabiję cię – powiedziane w nadmiarze emocji nie ma żadnego znaczenia, jest pustą formą. Tu również by można spowodować film, któryby o tym opowiadał, a jego skutki by musiały być tragiczne i groteskowe. Nienawiść bez ujścia. Atak nie znajduje rezultatu w postaci śmierci istoty atakowanej. Narastająca wściekłość i nic. Bezsilność. Bezsilność atakującego, która nie ma celu.
Są możliwe tylko dwa rozwiązania. Albo atakujący powie dość, dalej atakować nie ma sensu, lub też jego zacietrzewienie będzie trwać tworząc groteskowy swej obecności charakter. Wieczna kłótnia, wieczne atak i obrona, działanie mające tylko na celu, kto jest wygranym, kto przegranym w tej farsie, a takich nie ma. Każdy ostateczny cios zwycięstwa odbija się od zbroi nieśmiertelności i nic nie znaczy. Ale co by było, gdyby ktoś powiedział dość nie godząc się na taki obraz? By musiał przyjąć pozę niewolnika w którą by z czasem wrósł, ale jego serce by wciąż marzyło o wolności. Marzyło do nieskończoności.
Bóg śmieje się z krainy nieba. Gdy nawet nieśmiertelni, nie potrafili znaleźć dobrych rozwiązań. Omamiła ich władza. Jeszcze do niej nie dorośli. Jeszcze tak naprawdę nie dostrzegli, że nieśmiertelność i ona to jest problem. Rzecz polegająca na tym, by być a jakby nas w ogóle nie było. Pozwolić dziać się życiu takim jakie jest i z odległości przyglądać się działaniom. Powodować tak, jakby się nie powodowało.
Postanowił więc, śmierć jest konieczna. I choć to nie było jak widzimy doskonałe rozwiązanie, jest z pewnością lepsze niż obraz wiecznej kłótni bez granicy ujścia w jej postaci. Wyobraził sobie Bóg ten horror bez końca trwających walk w szczególe i ogóle, ciągły jazgot bez chwili wytchnienia na Ziemi. Tragedię nieśmiertelności, gdy nikt się nie zatrzymuje a dalej trwa naznaczony tragedią władzy. Więc jak wspomniałem, tylko śmierć przyszła mu do głowy, by ten kołowrót zatrzymać. Wspomnę raz jeszcze, że to byłby dobry film. W końcowej fazie natłok istot żywych pożera się wzajemnie, a pożreć się nie może. Wszyscy są syci i wobec siebie wrodzy, że pożreć się nie mogą.
A zatem śmierć jest konieczna, by był nasz świat.
Janusz Orlikowski