Kalendarze są bezlitosne. Za nic mają wielkość człowieka, tytuły, sławę, honory, ordery, nagrody, uroczystości. Tak też było z kalendarzową informacją: Profesor Jerzy Nowosielski zmarł wieczorem 21 lutego 2011 r. w Krakowie, w swoim domu przy ul. Narzymskiego. Czarne, bezlitosne litery nekrologu. Tak bezlitosne jak złodzieje, którzy niebawem obrabowali dom artysty. Ograbili anioła, świętego człowieka, o malarstwie którego poeta i przyjaciel malarza Tadeusz Różewicz napisał:
Malarstwo Nowosielskiego to malarstwo rozpięte na ramionach miłości „niebiańskiej" i miłości „ziemskiej". Rozdarty przez te dwie miłości malarz przypomina czasem anioła, a czasem nietoperza wiszącego w podziemiach opuszczonej świątyni. Z tego cytatu zrodził się tytuł książki Krystyny Czerni, będącej biografią Jerzego Nowosielskiego Nietoperz w świątyni.
Bez zbędnych wstępów powiedzmy od razu, że jest to książka wspaniała, bez zarzutu, napisana z czułością, którą zgodnie potwierdzają recenzenci, jak np. krakowski poeta i redaktor, Wojciech Bonowicz: Ta książka to wielka sprawa: biografia napisana tak odważnie i jednocześnie z taką czułością. Z kolei Dariusz Czaja na łamach „Tygodnika Powszechnego" nr 17 stwierdza: Tej biografii się wierzy. Jest w niej jakaś elementarna pokora. Autorka nie stara się zdominować bohatera swojej opowieści, ani błysnąć formą. Jej atutem jest prostota serca i języka. I może jeszcze: czystość intencji.
Krystyna Czerni zdawała sobie sprawę z niebezpieczeństwa pisania biografii Nowosielskiego. Łatwo popaść w banał. Czerni przypomina we wstępie takie zdarzenie: gdy ukazała się pierwsza, skromnie ilustrowana monografia artysty pióra Jerzego Madejskiego (WL 1973), zbulwersowany prof. Ryszard Przybylski w liście do redakcji „Tygodnika Powszechnego" dokonał ostrej krytyki publikacji, demaskując zawarte w książce absolutnie fałszywe teorie i wręcz banialuki, a przede wszystkim – ignorancję i niedostatki wiedzy religijnej, bez której nie można interpretować malarstwa artysty wyjątkowo wykształconego.
Prawda o człowieku jest zazwyczaj bardzo złożona, daleka od encyklopedycznych przekazów. Tworząc wszechstronny portret Nowosielskiego, Krystyna Czerni dotarła do nieznanych archiwów, przeprowadziła dziesiątki rozmów ze świadkami życia artysty: przyjaciół i współpracowników, uczniów, sąsiadów, inwestorów i kolekcjonerów. Wiadomości trzeba było weryfikować, bo ludzka pamięć była wybiórcza i zwodnicza. Czerni uczciwie wyznaje, że ze względów edukacyjnych cały wielki blok materiałów dotyczących obszernej twórczości religijnej i monumentalnej artysty został wyłączony do odrębnej, naukowej publikacji, bo polichromie i adaptacje wnętrz sakralnych Nowosielskiego na to bez wątpienia zasługują.
Krystyna Czerni w swoim dziele nie retuszuje życiorysu Nowosielskiego. Z mądrą wyrozumiałością pisze o jego alkoholizmie, kobietach, krótkotrwałym ateizmie i pomniejszych potknięciach życiowych.
Wspomniany na początku Dariusz Czaja pod koniec swych recenzyjnych uwag trafnie i dowcipnie pisze, zapytując: Kim jest Nowosielski dla pokolenia internetu i facebooka? Mam wrażenie (chciałbym się mylić), że jego sztuka znajduje obecnie słaby odzew. Malarstwo religijne? Teologia prawosławna? A sztoż takoje? Ikona? Wiem, wiem, obwieścił mi radośnie parę lat temu dorastający syn, kiedym mu coś o Nowosielskim usiłował klarować: „to takie, co na ekranie w komputerze jest". Faktem jest, że Zachód nie zachwyca się ikonami Nowosielskiego, a i w polskim Kościele zdarzały się niezbyt budujące protesty...! Artystyczna prawda życia często bywa dla twórców bardzo bolesna i o tym problemie pisze ze znawstwem Krystyna Czerni, plasując się ze swoją książką na szczytach biografistyki. Uczciwej, naukowej, bez retorycznej nadwyżki, bez przemilczeń i upiększeń.
Dowodem na to jest rozdział pt. Rodowód. Wokół narodowości J. Nowosielskiego narosło wiele mitów i nieporozumień. Sam artysta żartował: Nie mam w sobie nic krwi polskiej, był synem Łemka i spolonizowanej Austriaczki. I poważnie dodawał: Jestem Polakiem, ale troszkę Ukraińcem, troszeczkę Niemcem. Kocham ten kraj i boleję nad tym, że jest on ukształtowany jednostronnie przez potrydencką mentalność rzymskokatolicką. A to jest kalectwo kultury tego narodu. Jedną z przyczyn frustracji Nowosielskiego była niechęć Cerkwi i Kościoła wobec jego wizji sztuki sakralnej. Jego ikony stają się dla niego krzyżem. Chce być orędownikiem wiary, bo jest przecież głębokim myślicielem, filozofem. Uważa, że sztuka nie ma być dekoracją, lecz pomocą w życiu duchowym i miejscem objawienia się Łaski. Mimo cierpień i upokorzeń przyjmuje kolejne zamówienia sakralne z pokorą, imponuje dyscypliną i dobrą wolą, jest tytanem pracy, gdy trzeba, wielokrotnie zmienia projekty, jeśli tylko nie ingerują zbytnio w jego wizję artystyczną – pisze K. Czerni. W samokrytycznym osądzie wyznaje, że: malując ikony unieszczęśliwiał wiernych. Ja to długo robiłem, bo czułem, że to jest jakieś moje powołanie, mój obowiązek, ale ile się z tego powodu nacierpiałem, tylko Bóg jeden wie! Niech im Pan Bóg odpuści. Jeżeli tylko z jakiegoś powodu zostanę usprawiedliwiony na Sądzie Ostatecznym, to z powodu tego, że tyle przecierpiałem... Ja się czuję niepotrzebny, czuję się z tego kościoła wygnany.
Krystyna Czerni: Nietoperz w świątyni – biografia Jerzego Nowosielskiego, Wydawnictwo Znak, Kraków 2011, ss. 444
- Emil Biela
- "Akant" 2011, nr 9
Emil Biela Jerzy Nowosielski – wielki artysta i tragiczny człowiek
0
0