Dział Handlowy i Księgarnia Port Literacki oraz wrocławskie wydawnictwo Biuro Literackie, a wszystko pod patronatem „Tygodnika Powszechnego" na specjalnej zakładce tak „zachwalają" najnowszą książkę Andrzeja Sosnowskiego: „Kameralna wieża Babel języków i stylów: od starożytnych guseł po /od/głosy współczesnego świata, z naciskiem na romantyczny «triumf życia» w upiornej scenerii. «Dziady»? Nie, «Poems», nowa, wirtuozerska książka Andrzeja Sosnowskiego, wciągająca czytelnika w wielopoziomową grę słów, melodii, rytmów i tropów". Dość pokrętna ta „agitka". Czytelnik wolałby po prostu zapewnienie, że poematy Sosnowskiego przyniosą po prostu nowe, ożywcze i budujące wyobraźnię treści. Właśnie – treści! Tych przede wszystkim szukamy w poezji! A tu poeta oświadcza:
obiecałem ci wiersze i co z tego wyszło
co było nam pisane monotonna muzo
pani chce robić biopsję „mego" głosu
pani ma hipernowoczesny sprzęt
a ja mam ciemny nieżyt krtani johasiu
wymawiam głoski jak obrzękłe nuty
wyciągam wiersze jak żelazne druty
Te „druciane" wiersze poeta usiłuje nobilitować obcojęzycznymi koronkami, nowotworami neologizmów w rodzaju: so-lavie di-le-jo kipiel wir i lej helivencodestudniaszybilej lub wstawkami rodem ze starożytnego dramatu. Trudne to wszystko razem i bardzo ciężkostrawne. I to ma być spełnienie motta, którym opatrzona jest cała książka: „you promesed me poems" (ty obiecałeś mi poematy). Jest stare przysłowie, które mówi, że obiecanka cacanka. No właśnie, czytelnik spodziewał się „cacanki", a otrzymał porcję bardzo trudnej, ambitnej (??) poezji, na wskroś nowoczesnej i awangardowej.
Lwią część tomiku „Poems" zajmują poetyckie spekulacje o tym, co będzie ze światem, co będzie z człowiekiem w roku 2222 lub 3001. Wizje rozedrgane, mało optymistyczne. Jakby poeta chciał powiedzieć: dobrze, że wtedy nie będzie już nas, czytelników „Poems" na tym świecie. Autor jakby kpi sobie z nas, z pokrętnej doczesności:
całe życie na krzyż i do morza
całe życie na krzyż i do nieba
do pierwszego nic!
poza ostatnim coś!
ha ha
Odnosi się wrażenie, że jest to polemika z panem Cogito stworzonym przez Zbigniewa Herberta. Doktor Caligari wymyślony przez Andrzeja Sosnowskiego nie budzi takiej sympatii jak Cogito, z którym mogliśmy się utożsamiać, od którego mogliśmy brać wskazania na realizację przyszłości. Jeżeli doktor Caligari zamierza robić sekcje światu, usuwać jakieś „narządy", to pytanie istotne: jakie? Poeta uchyla się od odpowiedzi. Mamy jej szukać w mętnych wodach naszego intelektu...? Czy remedium ma być przywołanie w pewnym momencie herbowego zawołania Jana Pawła II: Totus Tuus w „Zabawach wiosennych"?!
W tymże samym wierszu znaleźć można prawdziwą liryczną perłę (na szczęście!):
nikt nie wiedział ile poezji mamy w życiu
póki nie zaczęliśmy spieszyć się i kochać
To arcypiękne spostrzeżenie psuje jednak dokumentnie inny wyimek z tego utworu: „pieprzyć twój daleki głos w słuchawce – pieprzyć krople rosy na gałązce bzu". Cytat ten upewnia mnie w przekonaniu, że nikt nigdy nie będzie się uczył wierszy Andrzeja Sosnowskiego na pamięć. Gdy jest to czynione, to wiadomo, o czym to świadczy.
Andrzej Sosnowski, Poems, Biuro Literackie, Wrocław 2010, ss. 38.
- Emil Biela
- "Akant" 2010, nr 11
Emil Biela - Wiersze jak żelazne druty
0
0