„Na początku słowa" to tytuł pierwszego poetyckiego zbioru Bogdana Piotra Kozłowskiego. Tom zawierający 40 najważniejszych dla autora wierszy podzielony został na 5 części i wzbogacony fotografiami.
W pierwszych dniach marca 2011 roku w bydgoskiej Kawiarni Artystycznej Węgliszek odbyło się spotkanie z autorem. Prowadzący spotkanie Stefan Pastuszewski zwrócił uwagę na późny debiut poety, który wydaje mi się– był zaskoczeniem nawet dla samego twórcy. Odważę się nawet wysnuć tezę, że niespodziewanie zawładnęły nim słowa. Przygoda autora z pisaniem rozpoczęła się zaskakująco. W 2005 roku podczas pobytu w sanatorium poeta natknął się na ogłoszenie w lokalnej prasie o konkursie walentynkowym na najpiękniejszy wiersz o miłości. Za namową żony napisał wiersz i został jednym z laureatów.
Jako że poeta, człowiekiem wrażliwym jest, to Bogdana Piotra Kozłowskiego nie ominęły nastroje związane z chorobą i śmiercią papieża Jana Pawła II. Zupełnym przypadkiem 2 kwietnia 2005 roku autor trafił na warsztaty poetyckie z kilkoma utworami poświęconymi papieżowi. Jeden z przeczytanych wówczas wierszy został wydrukowany w majowym numerze „Akantu".
Ta przygoda autora z pisaniem, jak widać niezaplanowana – trwa do dziś.
Poezja Bogdana Piotra Kozłowskiego od samego początku jest próbą zdefiniowania rzeczywistości, próbą uchwycenia w codzienności tego, co najczęściej umyka. Autor niejednokrotnie akcentuje to, co z pozoru wydaje się błahe, do znudzenia zwyczajne– a jeśli pozwolimy sobie na chwilę ciszy i refleksji– pomoże nam dostrzec głębię.
Twórca jest wrażliwy na kwestie społeczne, nie przechodzi obojętnie obok spraw trudnych. Zatrzymuje się, zmaga ze słowem, a co więcej, dzięki tym zmaganiom zwraca uwagę czytelników. Warto przytoczyć tutaj wiersz, którego genezę powstania poznaliśmy podczas spotkania.
Spotkanie
Najważniejsze jest niewidoczne dla oczu
spotkali się
na granicy cienia
on z paletą kolorów pasji
oni zanurzeni w mroku
na głębokość białej laski
zobaczył chłód oczu
chłonących sercem ciepło słów
coraz odważniej dobierał farby
na sztalugach ciemności
wyobraźnia malowała obrazy
w pospiesznej notacji chwil
zobaczyli codzienność
ubraną
i tylko cień
zachował odcienie szarości
Wiersz powstał po spotkaniu poetyckim w Okręgowym Klubie Aktywności Twórczej i Kulturalnej przy Polskim Związku Niewidomych, które odbyło się w ramach Bydgoskiego Trójkąta Literackiego. Spotkanie z niewidomą publicznością, którego poeta trochę się obawiał (bo jak opisywać niewidzącym kolory, kształty?) zrobiło na poecie tak duże wrażenie, że przybrało postać powyższego wiersza.
Pod koniec spotkania w Węgliszku poeta poczęstował publiczność garścią limeryków i fraszek własnego autorstwa. Dostało się nawet prowadzącemu
„ Stefan Pastuszewski – rodzaj ikony.
Poeta z Akantem i... drzazgą w dłoni…„
I to nawet dwa razy,
„I znowu Pastuszewski – olej, złote ramy,
a w nich... Wielki Mistrz ze swymi Inflantami."
Zdaniem autora limeryki najlepiej pisze się w autobusie, śledząc nazwy mijanych miejscowości, bo łatwiej i bezpieczniej pisać występując w roli pasażera. Nazwy tych mijanych miejscowości są często najlepszą inspiracją do napisania kolejnych limeryków.
Żeby było sprawiedliwie i nikt nie poczuł się skrępowany Bogdan Piotr Kozłowski przeczytał również fraszkę na swój temat
„ Kozłowski – gips. Portrecik nieduży.
Oj!... teraz go o b t ł u k ą niektórzy."
„Na początku słowa" nie jest jednak pierwszą książkową publikacją Bogdana Piotra Kozłowskiego. W 2009 roku ukazał się zbiór artykułów pt. „Pisarze w brązie, marmurze, granicie…", który był zwieńczeniem cyklu publikacji pn.„Pomniki pisarzy" w miesięczniku literackim „Akant". Ten niezwykły zestaw powstał w wyniku licznych podróży autora, zainteresowania życiem pisarzy i zagłębiania się w ich biografie. Kiedy więc redakcja „Akantu" zaapelowała do czytelników o nadsyłanie tekstów dotyczących miejsc pamięci związanych ze światem literackim, Bogdan Piotr Kozłowski regularnie wypełniał przestrzeń tego cyklu dzieląc się z czytelnikami także pamiątkowymi fotografiami miejsc upamiętniających życie polskich literatów..
Bogdan Piotr Kozłowski: Na początku słowa, Instytut Wydawniczy Świadectwo, Bydgoszcz 2010
Bez znieczulenia
„Morfina" to debiutancka książka Melisy Kuźniar. Kiedy myślę o autorce, a tak się składa, że miałam przyjemność spotkać się z nią kilka razy– moje pierwsze z nią skojarzenia to gitara i teatr. Dlatego książka ciągle jest dla mnie zaskoczeniem.
Kiedy natknęłam się na pierwsze wzmianki o „Morfinie" lekko zdziwiła mnie informacja wydawnictwa, iż jest to „monolog wewnętrzny nastolatki". Wystarczy kilka razy porozmawiać z autorką, by nabrać pewności, że „Melisa" już dawno nie mieści się w granicach owej definicji, co udowadnia także w dojrzałych przemyśleniach na kartach swojej książki.
Choć nie brak w niej również nastoletniego buntu i niedbałego języka. Autorka wyszła z przekonania, że pewne rzeczy należy ująć dosadnie i czasem nawet wulgarnie.
Książka liczy zaledwie 72 strony, lecz nie jest to opowieść łatwa. Przeczytałam dwa razy od deski do deski. Kilka razy fragmentarycznie i nadal nie jestem pewna, czy doczytałam wszystko zgodnie z intencjami autorki. Wielokrotnie wracałam bo straciłam pewność czy bohater jest płci męskiej czy żeńskiej..
Kolejne strony zaskakują, zadziwiają wręcz. Czasami można się pogubić. Czasami odnaleźć jakąś cząstkę siebie sprzed lat. „Morfina" to opowieść specyficzna. Niby nic szczególnego, ale zaciekawia, skłania do refleksji.
Z reguły takie opowieści mnie męczą, w tym przypadku chciałam spróbować zrozumieć jak najwięcej, znaleźć jakąś, choćby drobną niekonsekwencję, by odkryć czy autorka potraktowała tę książkę jak pamiętnik, czy raczej jest to tylko fikcja literacka, bo czy to możliwe, by w tak młodym wieku mieć za sobą taki bagaż doświadczeń?
Na szczęście bohaterka ma swoje pasje. Twórcze zainteresowania, którym poddaje się bez opamiętania, które z kolei przynoszą jej zapomnienie, chwile wytchnienia od życia, które nie zawsze jest łatwe i proste.
Powszechnie wiadomo, że morfina jest związkiem chemicznym o działaniu odurzającym, działa depresyjnie na ośrodkowy układ nerwowy i co najgorsze– uzależnia. Zapewne Melisa Kuźniar nie uzależni czytelników swoją „Morfiną", ale zapewne zaciekawi swoim widzeniem świata i stosunkiem do otoczenia.
Jednego tylko nie rozumiem– wydawca na okładce napisał: „Jest to relacja szczera i bezkompromisowa, ujawniająca dramat bohaterki i jej niezwykle pogmatwany stosunek do matki." Bohaterka nie ma łatwego życia, to fakt, że relacja wydaje się być szczera i bezkompromisowa. Nie przeczę. Jednak nijak tego pogmatwanego stosunku do matki w książce znaleźć nie mogę, z wyjątkiem jednych z ostatnich stron. Być może czegoś nie dostrzegam.
Choć zdecydowanie zgadzam się z wydawcą, który na tejże okładce dopisał: „To jedna z tych książek, które dzielą czytelników – albo się ją kocha, albo nienawidzi".
Melisa Kuźniar: „Morfina", Wydawnictwo „Novae Res", Gdynia 2011