Świt jak tramwaj na torach niebieską blachą
Dzwoni – przecież Słowo ciałem się stało!
Czuwać znaczy niekiedy zapomnieć kluczy,
Porzucić ciepłe, żółte piaski firanek,
Jak królowie ze Wschodu zstąpić do miasta,
Które teraz nie może pozostać samo.
Tu od mrozu ulice sztywnieją w zmarszczki
(Drętwy uśmiech kończy zbyt długą ucztę).
Palce śniegu rachują włosy na głowie
Ludziom, którzy zdążają na swe przystanki.
Ciemne siano wypełnia stalle kościołów.
Coraz trudniej w kawiarni o wolny stolik.
Nie ma wołu i osła, nie ma proroka,
Stąd tyle książek, gazet, piosenek, filmów;
Stąd ten pośpiech, by zdążyć nanieść na mury
Kolorowe inskrypcje – już dym wyrzuca
Pękaty komin: naszej ery Wezuwiusz.
Miasto wolno opuścić tą samą drogą
Dzisiaj jeszcze. Od jutra psy na rogatkach,
Będą węszyć, czy nikt z nas nie pachnie dzieckiem.
Które się urodzi. Wiem to przechodząc
Pod lampami - z nich każda może być gwiazdą.