O burty nieistniejącej barki
kopią fale snu
Wisła w oczach podbija – uciekaj
a jednak zapewniony powrót
uskrzydlony do parowej
w krótkich spodenkach
i matki głos – ubierz burkę
po rosnące już bazie
Świecie w świeceniu wspomnień
kruchych ulic od małego rynku
po Marianek kuszenie
status nascendi – mówią wielcy
pokrzydła jednak
w melodiach browarnych
i delikatne Teresy dłonie
spinają spacer przez most
Tam i sądowej głos
bym myślał
o barwie diabelic
proszących o stos bez winy
nad obłokami
sztab twarzy zapomnianych
Swietłanie
Zima, śnieg czernił się od twoich włosów
wiosenne słońce przegrało pragnienia
by letni czas zapakować głęboko pod skórę
zaistniałaś z pierwszym czerwonym liściem
po trasie ode mnie
do oczy klejnotem wschodzących
odległa zamknięta szczelinie słowem
podnosisz powieki na jakiś poraniony monument
dziś chciałbym by twoje rzeki w jadeitowej wazie
zawsze oblewały mój dotyk
nie omijając czasu ponownych narodzin
Uderzenie snu
O burty nieistniejącej barki
kopią fale snu
Wisła w oczach podbija – uciekaj
a jednak zapewniony powrót
uskrzydlony do parowej
w krótkich spodenkach
i matki głos – ubierz burkę
po rosnące już bazie
Świecie w świeceniu wspomnień
kruchych ulic od małego rynku
po Marianek kuszenie
status nascendi – mówią wielcy
pokrzydła jednak
w melodiach browarnych
i delikatne Teresy dłonie
spinają spacer przez most
Tam i sądowej głos
bym myślał
o barwie diabelic
proszących o stos bez winy
nad obłokami
sztab twarzy zapomnianych