brak deszczu
nadmiar płynów
nie ustajesz
w tej swojej rutynie.
los kusi
bo jest nie-ustanny
tę prawdę
może jednak skłammy.
bo wiedza
nas nie ułaskawi
weszliśmy
bowiem w stary nawyk.
brak słów
nadmiar do-słowności
sens jego
nie chce się uprościć.
afryka
tutaj buduje nowy klimat
w którym
wiosna po lecie a przed latem zima.
już słychać
jak zza równika się wynurza
bez-deszczowa
zimno-oka burza.
2007
Momenty bez-zwrotne
skwir jaskółek, będzie deszcz
wzdłuż przestrzeni, wzdłuż (i wszerz)
pod mostami, starych gwiazd
gdzie nie sięga nowy czas
cieknie światło, mówi pejzaż
w lesie błądzi, zła piosenka
mowa gestów, będzie jeszcze
dłużej żyła, niźli wiersze –
chwile jawy, z jawą sprzeczne
nowoczesne, jak sto nieszczęść
ryk silników, będzie droga
dalsza niż trwoga, do boga
uskrzydlona ptasio, jakby
mało się udało, (naszej) wyobraźni
za wyjątkiem, technicznych nowinek
z których najbiedniejszy kraj, kiedyś zasłynie —
po co komu, wietrzny śnieg
jak rozpłynie się, ten wiek
i jaskółki lot, i dreszcz
neutronów, wpięty (w zmierzch)
mowy nie-zależnej, która
wspina się, po szklanych górach
tam wre praca, oraz skrzypi
technika, anty-liryki –
2007
Przeczytana obecność -
tutaj się idzie i idzie
K. Hoffman
Surowa powściągliwość
suchy rytm a-
rytmia za-ciśnięty wers ale i jego nie--
ukrywana swoboda
Rozpoznawalna przejrzystość
która nie-muzyczna jednak muzy-
cznieje
ani piórkiem ani światłem
poplamiona
Wie co milczy on po-
między słowami
biel czerń stokrotna
malarskość wysnuwająca
zapisany obraz
Odsłonięta dal
jej stygnąca faktura
zawiera kontrasty
zanim nie-skończony sonet się rozpadnie
niech słowo bez-słowie rozwarstwi
2007
***
toń nie tonie nigdy w kwiatach
a „jedynak" nie zna brata
lato nigdy nie skostnieją
zaś nienawiść się nie przeje
ręka w rękę czas nie spłonie
poziom będzie plonem w plonie
rzeczowników nie przeliczy
nikt choć-by to był leśniczy
zła idea może ożyć
w tle oceanicznej zorzy
gdzie nie topi się marzanny
pośród zjaw i mgieł porannych
toń się marszczy oleista
jak ta długoszyja wisła
kosmyk wieków i odnoga
z gliny s piachu z ręki boga
utopionych słów i znaczeń
sama nigdy nie zobaczy
spławna zbiegłych zdarzeń „siostra"
z gór zrodzona żyła morska
2007
Monotonne spadanie sekund -
Tek się
rozbraja wyobraźnię
żadnym krzykiem
słowem żadnym.
Tak się
przywołuje mit
każdy z każdym
z nikim nikt.
Tak się
na powrót nie wraca
w prywatne
wertepy świata.
Tak się
kurczy oczywistość
kanciasta kula
zawieszona nisko.
2007
Dedykacja dla T. Ch. (1920-2005)
upał milczy
a więc jesteś;
córka mówi
udało ci się przeżyć
bo chociaż przemijalność
jest
stanem koniecznym;
i tak pamiątki umysłu
pozbędą się ciebie
miasto wpłynęło
na głębinę
jakby było łodzią;
świt zaistniał
w bladej dosłowności
dotykalnie obejmują nas
minione chwile;
ja twoje widzę
a od własnych
już się nie uchylę
one spisują
cień po cieniu;
zza szkieł okularów
każda odległość i szczegół
wydają się bez miary
2007