wszelkie życie na Ziemi jest rozruchem w bezruch
(pośmiertny bezruch w rozruch tym razem pominę)
różnie nas rozruszano i cel w tym być musi
że ten jak mucha w smole, a ów jak torpeda
wśród swych „bliźnich" najwięcej znam spacerowiczów
którzy ruch rozumieją jako przemieszczanie
z punktu A jednostajnie po najprostszej linii
do punktu B i dalej… aż pewnego razu
zdrowy spacerek trafia szlag w punkcie Omega
oprócz spacerowiczów znam ja też sprinterów
i długodystansowców (z maratonem włącznie)
mistrzów „wyścigów szczurów", biegów z przeszkodami
(ostatni zawsze górą, metę mając później)
kult dla rozruchu w bezruch jest w masach ogromny
jeśli więc ktoś na przykład leży albo siedzi
na wyrzutni – uchodzi za asekuranta
wygodnisia, leniucha, tchórza, hedonistę
żadna z wewnętrznych orbit nie jest promowana
tym bardziej dodawanie gazu po okręgu
to zwie się zakręcenie, szajba, błędne koło
bo ponoć gdy przyspieszać – to tylko do przodu
dawno temu w dzieciństwie na jakimś odpuście
podziwiałam wyczyny trzech motocyklistów:
dwóch się na prostym torze ścigało na czas
a trzeci jeździł w beczce po pionowych ścianach
pewnie bym się w ekstazie gapiła do zmierzchu
lecz około południa im nie wypaliło:
ci z toru wylecieli przez chaszcze do rowu
ten z beczki poszybował parę metrów w niebo
tak właśnie przekazano mi odgórny sygnał
że mym rozruchem w bezruch
ma być WIR, nie prosta!
28 II 2013