„Dlaczego jesteś smutny i dlaczego twarz twoja jest ponura? Przecież gdybyś postępował dobrze, miałbyś twarz pogodną; jeśli zaś nie będziesz dobrze postępował, grzech leży u twych wrót i czyha na ciebie, a przecież ty masz nad nim panować.”
Tylko od Boga zależało, czy spojrzy na ofiarę z płodów roli złożoną przez Kaina. Nie poczynił tego, wejrzał jedynie na Abla i jego ofiarę. Dlaczego? Odpowiedź wydaje się być banalna: nie byłoby tej opowieści, jednej z kluczowych, w Starym Testamencie. Taka nas jednak nie zadowala i aż ciśnie się na usta, aby Bóg zechciał dostrzec w równej mierze ofiary obydwu synów Ewy i Adama. Ale wtedy koniec, zamyka się problem i tylko dlatego, że nie powstał. Prawda jednak ujawnia się wówczas, gdy pojawia się do rozstrzygnięcia zdarzenie. Jedynie wtedy dzieje się to co dobre, lub złe. A rzecz przecież nie ma się już w Raju, a po wygnaniu na skutek oddzielenia duszy od ciała, jak mówi Ewangelia Filipa, działania ego, byśmy powiedzieli.
Decyzja Boga o zauważeniu jedynie ofiary Abla przypomina mi nieco anegdotę, którą opisywałem w książce Gwałt na prawdzie, w otwierającym eseju Autorytet. Diogenes z Synopy polecił młodzieńcowi, który chciał się u niego uczyć, aby niósł za nim śledzia, którego mu wręczył. Ten poczuł się urażony i pomyślał, że filozof z niego kpi. W ten sposób do nauki nie doszło, bo młodzieniec odrzucił śledzia, a Diogenes stwierdził, że takie nic jak śledź zanegował ich przyjaźń.
Takie nic jak brak spojrzenia ze strony Boga na ofiarę złożoną przez Kaina jest powodem i skutkiem obrazu obecności człowieka na ziemi. Ależ jakie to nic? To przecież o zauważenie przez Boga chodziło. Kain mógł poczuć się urażony na skutek tego jawnego aktu niesprawiedliwości. Dlaczego Bóg zainteresował się tylko ofiarą Abla? Spojrzał nie tylko na złożone przez niego „pierwociny ze swej trzody i z ich tłuszczu”, ale wcześniej i na niego. Natomiast na płody roli, które ofiarował Kain, nie, nie mówiąc już o nim samym. Pierwszy z nich był pasterzem trzód, drugi natomiast uprawiał rolę, a zatem ofiary obydwu były stosowne do wykonywanych przez nich prac i stąd jednakowo wartościowe. Trudno, wydaje się, pojąć skąd ten, powtórzmy, jawny akt niesprawiedliwości; i co to ma wspólnego z anegdotą o Diogensie z Synopy i młodzieńcu, który chciał się u niego uczyć?
Racjonalnie rzecz ujmując postawiony „zarzut” wobec Boga jest uzasadniony. No bo dlaczego? Tym niemniej nie poruszamy się tu w świecie samego ciała, a powiązanej z nim duszy i to ta sfera nas przecież będzie najbardziej interesować. Jak wspomniałem wcześniej, to co dobre, a co złe zjawia się wtedy, gdy dzieje się konkretne zdarzenie. Jest nim tu wejrzenie Boga na Abla, jego ofiarę i brak tego jeśli chodzi o Kaina. Czy można mieć do Boga o to pretensję? Przecież nie powiedział On drugiemu z braci: twoja ofiara jest mało wartościowa, jest Mnie nie godna, czy cokolwiek innego w tym stylu. Żeby tak było musiałby On wcześniej spojrzeć na płody roli Kaina. Tak się nie dzieje natomiast pyta go Bóg w słowach, które zacytowałem na wstępie i które są dla nas tu kluczowe. „Dlaczego jesteś smutny i dlaczego twarz twoja jest ponura?” Co spowodowało takie twoje zachowanie, taki twój stan ducha? Natychmiastowa odpowiedź by brzmiała: no bo Boże nie spojrzałeś na moją ofiarę. To fakt, ale czy to oznacza że ta ofiara była gorsza od tej, którą poczynił Abel? Nic z tych rzeczy. Ba, można nawet posunąć się do stwierdzenia, iż Abla mogła być gorsza, bo w istocie nie ma to tu żadnego znaczenia. Jednak Kain jest smutny i ponury. Myślę, że w tym momencie czuje się jak ów młodzieniec, któremu Diogenes podaje śledzia i każe nieść za sobą. W jednym i drugim przypadku mamy bowiem do czynienia z sytuacją na pozór paradoksalną. U Kaina poczucie niesprawiedliwości, podobnie u młodzieńca, że niesprawiedliwie osądza go Diogenes, nie zaczynając nawet uczyć, stwierdza, że on się do tego nie nadaje. I obydwoje się mylą. Nic bowiem takiego z ust filozofa nie padło, a wręcz przeciwnie, po czasie gdy go spotyka mówi: „Śledź przeszkodził naszej przyjaźni”. Natomiast Wszechmocny pyta: „Dlaczego jesteś smutny i dlaczego...?” Przy czym, o ile w pierwszym przypadku anegdota się kończy, to w drugim Miłosierny nie pozostawia Kaina bez, by tak rzec, odpowiednich słów do zastanowienia: „Przecież gdybyś postępował dobrze, miałbyś twarz pogodną”. A zatem już w tym momencie Bóg „zauważa”, że postępek Kaina jest zły. Ale przecież, póki co, on jeszcze niczego złego nie poczynił? Pozornie. Brak akceptacji zaistniałego zdarzenia, brak pokory wobec tego co się wydarzyło to potencjał, który zło powoduje. Przecież brat Abla mógł „wiedzieć”, że przez niego złożona ofiara wcale nie jest Bogu mniej miła, że może nawet bardziej i dlatego Najwyższy spogląda właśnie na jego brata. Kain nie docenił sam siebie. Podobnie nie docenił swych możliwości młodzieniec Diogenesa. Obydwu zjadła pycha, ich własne ego. A one najbardziej dotykają tych, którzy nie są pewni własnych sił. W istocie są słabi. Stąd też pojawia się dalej ostrzeżenie: „jeśli zaś nie będziesz dobrze postępował, grzech leży u twych wrót i czyha na ciebie, a przecież ty masz nad nim panować.” Bóg, jak widać, nie pozostawia słabych bez racji bytu. By można powiedzieć, że zło w tym momencie się jeszcze na dobrą sprawę nie ucieleśniło. Mamy jego potencjał, a kinetyka leży w obrębie możliwości panowania nad ego u Kaina. Przedstawiając rzecz racjonalnie ma dwie drogi wyjścia: odebrać w sobie to co rzekł do niego Bóg lub zrobić to, co zrobił. Prześledźmy obydwie skupiając się przede wszystkim na tej pierwszej.
Kain jest smutny i jego twarz jest ponura. Ileż to razy byliśmy lub będziemy w takiej sytuacji. Czujemy się nie docenieni, nasze działania nie są zauważane. Nie mówiąc o szefach, nawet przez najbliższych. Nasze poczucie wartości staje się coraz mniejsze, mniejsze... W końcu stwierdzamy, że nie warto. Tylko dlaczego? Czy aby już w tym momencie nie grzeszymy? „Przecież gdybyś postępował dobrze, miałbyś twarz pogodną”; co to oznacza? Czy postępek Kaina w postaci złożonej ofiary był czymś nie godnym Boga, był nieodpowiedni, zły? Nic bardziej mylnego. Nic takiego się tam nie pojawia. Najwyższy jedynie nie zwrócił uwagi na niego, a na Abla. Wyróżnił jego brata, bo tak chciał. Czy Kain nie powinien się z tego cieszyć? To byłoby możliwe, ale pod jednym warunkiem. Brat Abla uznaje swoją ofiarę za równie wartościową. Jest z niej zadowolony i nie jest to zadowolenie pozbawione racji bytu. Wręcz przeciwnie, jest tą racją naznaczone. Skąd to naznaczenie? Podstawą tego sposobu myślenia jest brak negacji na jego ofiarę ze strony Boga. Już sam ten fakt daje konieczne przesłanki ku temu, aby Kain nie był smutny i jego twarz ponura. Przesłanki konieczne, ale nie wystarczające. Te bowiem leżą już po Kaina stronie. Są zależne tylko od niego. Czyż to nie piękny obraz prawdziwej wolności? Lecz, o jakie tu chodzi? Otóż o spowodowanie wewnątrz siebie braku zależności między ofiarą a reakcją Boga. Kainowi nie powinno zależeć na tym, czy Bóg spojrzy na niego i ofiarowane mu płody roli, czy też nie. Nie po to przecież to czynił, aby być zauważonym, pochwalonym, itp. Czyż nie? Inaczej jego ofiara jest pretensjonalna i nie ma żadnego znaczenia. Nie jest też naznaczona prawdziwą wolnością, a co za tym i miłością. Jak Bóg mógłby więc ją przyjąć? Ta logika myślenia była jednak Kainowi obca. Szkoda.
Powód tej obcości jest łatwy do zidentyfikowania. Brat Abla jest „dotknięty” przez własne ego i to tak silnie, że w konsekwencji prowadzi to do zabójstwa. Ze smutku i ponurej twarzy, obrazu dotkniętego własnego ja zrodziła się nienawiść, najbardziej okrutna i pierwsza doradczyni, gdy dusza oddzielona od ciała umiera w doczesnym świecie, gdyż nie ma już dla niej mieszkania na tej ziemi. A przecież, powtórzmy, ofiara złożona przez Kaina nie była zła, Bogu nie miła. Ba można też powiedzieć, że nie była również obojętna, o czym ten ofiarodawca winien wiedzieć. Jeśli nie przed tym jak twarz jego spochmurniała, to z pewnością po: „jeśli zaś nie będziesz dobrze postępował, grzech leży u twych wrót i czyha na ciebie, a przecież ty masz nad nim panować”. Jeżeli nie rozchmurzysz twarzy konsekwencje mogą okazać się katastrofalne i to dla ciebie, by można sparafrazować. I stało się, drugie „dotknięcie” ego w Starym Testamencie.
Dlaczego drugie? Z pierwszym mamy do czynienia w ogrodzie Eden. Tam, gdzie następuje rozdzielenie duszy od ciała, a zerwanie owocu jest tego symbolem. Przy czym wtedy, na co warto zwrócić uwagę, brak jest możliwości jakiejś „naprawy” czynu. Owoc został zerwany, stało się, zapadła klamka. Inaczej przecież być nie mogło. Gdyby bowiem wtedy Bóg wygłosił coś podobnego do tego co dzieje się w przypadku opowieści o Ablu i Kainie, czyli: „Przecież gdybyś postępował dobrze, miałbyś twarz pogodną; jeśli zaś nie będziesz dobrze postępował, grzech leży u twych wrót i czyha na ciebie...”, to wtedy mogło by nie być mowy o Grzechu Pierworodnym, czyli czyhającym w nas naszym ego. Bo wyobraźmy sobie sytuację: Bóg mówi o zakazie zrywania owocu z drzewa pięknego pośrodku Raju. Po czym następuje to, co się stało. A dalej Najwyższy ostrzega, tak jak ma to miejsce w omawianej przypowieści, np. jeżeli zerwiecie jeszcze jeden owoc z tego drzewa czeka was wygnanie, co wtedy by poczynili symboliczni Ewa i Adam? Przede wszystkim trzeba zwrócić tu uwagę na mało zauważalny, a dość istotny fakt. Jak reaguje Kain? Jak reagują Pierwsi Rodzice? Piszę ich z dużych liter na znak, że jeszcze dusza nie rozdzielona jest z ciałem. Kain jest smutny, a jego twarz ponura. On już wie, że jego reakcja jest zła. Pierwsi Rodzice natomiast są raczej zakłopotani, nie wiedzą co ich czeka. Są nadzy i w tej nagości dostrzegają jakąś niestosowność. Przecież nie dostrzegali jej wcześniej, a zatem czy to to? Nie wiedzą. Tak reagują, bo nic innego nie maja do dyspozycji. Nic poza własną nagością, „nie chcą” wtedy już wiedzieć, że istota dzieje się gdzie indziej. Nie w ich nagości, ale w samym fakcie sprzeniewierzenia. Zwróćmy uwagę, że symbolicznemu zerwaniu owocu nie towarzyszy żadna reakcja twarzy Ewy. Nic o niej nie wiemy. Natomiast jeśli chodzi o postać Kaina tak. Ewa nie wiedziała, bo wiedzieć nie mogła. Szukała winy w własnej nagości, bo nic innego jej do głowy przyjść nie mogło. Bo co? Kain natomiast, byśmy powiedzieli, miał możliwość wyboru, bo z Grzechem Pierworodnym został, by tak rzec, obznajomiony.
Zanim dalej,chcę jednak chwilę się tu zatrzymać. Jak wspomniałem nagość Ewy i Adama nie ma warunku przyczynowego ich sprzeniewierzenia się Bogu. Ten warunek mieści się, by tak określić, w samym fakcie. Ich nagość jest tylko (albo aż) szukaniem wewnątrz siebie powodu, dla którego tak się stało. Postrzegamy, że jesteśmy nadzy, gdy zauważamy,że nasze działania są niezgodne z tym co wiemy, że oczekuje od nas Bóg. Wtedy to pojawia się nasz wewnętrzny wstyd. Jakaś niezgoda. Nie ma to nic wspólnego z nagością jako taką. Nie ma to nic wspólnego za naszym erotyzmem, czym karmić nas się starano. Czystość nie tędy prowadzi drogą. A dobry pomysł, by duszami zawładnąć wieloma. Ale nie o tym tutaj. To pomysł na inny esej.
A zatem sytuacja w jakiej znajdują się Pierwsi Rodzice a ich dziecko, Kain, jest zgoła inna. On już zaznajomiony jest z istotą Grzechu Pierworodnego. Wie, że to się zdarzyło i jakie były tego konsekwencje. Rodzice z pewnością mu o tym mówili. Mało tego, Bóg „zauważywszy”,że stworzony przez Niego człowiek „nie całkiem poddaje się jego zamiarom” stara się mu pomóc. „Czyniąc opowieść” o Ablu i Kainie ma tego drugiego na uwadze, wbrew pozornie temu, co ona sama mówi. Smutny Kain i ponurość jego twarzy zdają się jednak temu przeczyć. Pojawia się jego pytanie: dlaczego? Ego, ego jak echo jawi się odpowiedź. Kain nie zwraca uwagi na przeszłość Rodziców i nie dochodzą również do niego słowa samego Boga, który już teraz ostrzega. Kain ma dylemat, którego jednak nie bierze pod uwagę, tyle że nie wie co to śmierć. Jakie rodzi konsekwencje. Woli zobaczyć, niż zawierzyć Najwyższemu i Jego ostrzeżeniu. Nie bierze pod uwagę faktu, że zobaczyć to gorzej niż zawierzyć, czego dowodem są jego rodzice. Ostrzeżenie Boga nie jest dla niego argumentem wiążącym jego obecność na ziemi. Czy więc wydaje mu się, że gdy zabije Abla poczyni lepiej? Pewnie tak. Tak wtedy mu się wydaje. To będzie jego sprawiedliwość i wyrównanie domniemanych strat.
Jakie jednak są to straty? I czy faktycznie są? Brak spojrzenia ze strony Boga? Gdy czytelnik prześledzi wcześniejsze moje wywody może mieć przynajmniej już wątpliwości, czy to faktycznie strata. Przede wszystkim, powtórzę: Bóg nie powiedział, że dary złożone przez Kaina są gorsze, że nie warte są aby na nie spojrzał. A poza tym: co by dał poklask ze strony Boga. Czy niesie to faktyczne wartości? Jakie? By był zadowolony tylko wtedy, gdyby Bóg go zauważył i jego ofiarę? Czy dlatego ją czynił, czy z innych pobudek? Czy dlatego, bo tak chciał? I to jest wyznacznikiem. Czy Kain był zniewolony, czy wolny?