Mamo, zwątpiłem.
Patrzę do góry i widzę tylko samoloty i kruki,
dymy kominów, kilka gwiazd.
Patrzę na siebie i widzę tylko mięso,
myślące i czujące. Mogące zgnić lub spłonąć;
nie natchnione żadną wiarą w wieczność.
Choć pamiętam to wszystko doskonale -
prowadziłaś mnie za rękę co niedzielę.
Mówiłaś, kiedy uklęknąć; że woda w tym naczyniu
naprawdę jest święta. A Pan Jezus na pewno mieszka
w małym schowku z lampką.
Teraz nie potrafię już złożyć rąk,
wyznać grzechów, przeprosić i
zrobić znaku krzyża, ani go ponieść.
I choć umiem wciąż pacierz -
przestałem umieć Boga.