I
a więc przybywamy z rozbitych samotności
albo z czereśniowych impresji
ze słonecznych wojaży
do zbyt jasnych nocy
zbyt szybko płaczących listopadem
przybywamy jak szept zroszonego poranka
zatopionego w świetle obietnicy
albo jak wiatr
co płoszy nadany bieg duszy
II
a więc jesteśmy przechodniami na tej ziemi
albo cieniem własnych infantylności
czarą wciąż do połowy pustą
albo złodziejami czasu
tych od drugiego policzka
dziećmi Byrona
co chcą wytrącić miecz Ekspansji
jesteśmy łowcami tego króliczka
albo poszukiwaczami mrozu
w ciepły letni dzień
III
a więc zmierzamy do snów dziecięcych
zwanych proroctwami
albo do prywatnych edenów
kupionych za cudze noce nieprzespane
do samotnych piaskowych bram
albo-efemerycznych ogrodów
zmierzamy do zbyt powolnych wciąż ekspresów
goniąc słoneczny wiatr
albo za nieistniejące nigdy
brzegi miłości