W dziecku, jak w czystym lustrze odbija się kształt i barwa tego świata, jego piękno i brzydota, harmonia i pokraczność. W tym miejscu muszę zaznaczyć, że jestem zwolennikiem poglądu iż harmonia została światu nadana przez Boga, co m.in. można zaobserwować w dziecku w jego pierwszych latach życia, a pokraczność została dodana przez człowieka, co również można zaobserwować w dziecku, ale już w dalszych latach jego egzystencji.
Takim przejawem dysharmonii odczłowieczej stała się u Sebastiana manieryczna odpowiedź, gdy coś nie chciało mu się zrobić lub po prostu nie potrafił, a nie chciał się przyznać do tego tak jak niegdyś się przyznawał, mówiąc po prostu: - „Pomóż”!”
Teraz, czy to logiczne w danej sprawie uzasadnienie, czy nie, powtarza za nami:
- Nie mam czasu!
Gdy trzeba było wykonywać jakąś nudną czynność, na przykład posprzątać po zabawie lub ułożyć kilka warstw ubranek, często przesadnie nań wkładanych przez nadopiekuńcze kobiety, to mówił po prostu: „Nie mam czasu”, zwalając tym samym, podobnie jak my, dorośli to czynimy, tę czynność na innych.
Wiek XXI to wiek rozchwiania czasu (za dużo bodźców, pokus i zdarzeń na raz), któremu ulegamy i które – poprzez swoją zachłanność na nowość, co również jest symptomem tego wieku – sami wywołujemy. Nic też dziwnego, że zawołanie „Nie mam czasu” ze wskazaniem na coś, co jest niezbędne, ale mało atrakcyjne (np. żmudne, powtarzalne) wydobywa się z naszych ust oraz częściej i na wprost, ale też, choć raczej rzadko, w karykaturalnym odbiciu odzwierciedla się w zwierciadle dziecka, budując jego kościec psychiczny.
Nie chcę być prorokiem - amatorem, ale jeśli ujrzę Sebastiana za dwadzieścia, powiedzmy, lat to będzie to człowiek zaganiany, rozkojarzony i… lepsze kąski z potrawy swego życia wybierający. Będzie to typowy XXI-wiecznik i to nie dlatego, że urodził się w pierwszym roku (2001) tego stulecia, ale że stulecie to rysuje się jako okres totalitarnej wręcz uniformizacji człowieka pod wpływem globalnego młynka medialnego, inflacji wszelakich dóbr, w tym duchowych oraz absurdalnego tempa zmian. Z zaniepokojeniem bowiem obserwuję że życie dziś składa się z szeregu nużących i męczących czynności i kto nie nauczy się ich wykonywać z uśmiechem pogodzenia się na twarzy temu nie będzie dobrze.
A ja, chciałem, żeby Maluchowi nie było w życiu łatwo, bo to jest niemożliwe, ale dobrze, w sensie godności i sensu i dlatego też na jego wykrętne Nie mam czasu, odpowiedziałem:
- Masz czas, tylko ci się nie chce. Coraz więcej ludzi, dla ratunku przed zupełnym uzależnieniem się od technokratycznego świata drąży w tym śmietniku cywilizacji prywatne, izolacyjne kanaliki i zamyka oczy oraz uszy, dusze tudzież, na drugiego człowieka. „Deficyt obywatelstwa” jak mądrze nazywają socjologowie taką postawę polega na braku zainteresowania się życiem publicznym, niewiarą w udane życie, wspólnotowe, poszukiwaniem takiej pracy, która nie ogranicza życia prywatnego. Paradoksem jest to, że do tych krecich kanalików i tak wciskają się media i inne uniformizujące czynniki.
Póki co zwalczam więc uzależnienie się Sebastiana od XXI-wiecznej uniformizacji w postaci pozbywania się trudów, zmuszaniem go właśnie do tych trudów. Po prostu włączam go w system twórczej zabawy, sam zresztą w tym uczestnicząc. Bo werbalizm zamiast przykładu, jest niewydolnym środkiem wychowawczym. Powiedzieć „rób” czy „nie rób” to jest za mało, aby wywołać pożądaną reakcją. Dziecko w samej swej naturze nastawione na współdziałanie a zarazem poprzez swa słabość i niedoskonałość zależne od drugiego człowieka, pragnie współuczestnictwa. Ileż to razy, gdzieś tam barłożąc, wyrzucałem sobie, że nie jestem w danej chwili z Sebastianem, że nie współuczestniczę w jego życiu, narażając go tym samym na „deprawujące” poprzez swą jałowość kobiece werbalizmy, skądinąd zrozumiałe, bo moje kobiety bardzo często rzeczywiście nie mają czasu na współdziałanie.
A ja mam czas. Muszę mieć czas dla drugiego, uczącego się życia człowieka.