W 2004 roku ukazała się książka Mariana Stali Przeszukiwanie czasu, w której krytyk pisał, że Jan Polkowski poniósł klęskę milczenia, że zostawił poezję dla polityki. Jednakże dzisiaj wiadomo, że po 18 latach milczenia poeta wrócił do uprawiania poezji i co jakiś czas ukazują się jego nowe książki. Jan Polkowski jest poetą ważnym dla sporego grona osób związanego z opozycją lat 80. Moje poznawanie jego poezji związane jest z jednymi ćwiczeniami w trakcie studiów na filologii polskiej, podczas których omawialiśmy z prowadzącym jeden wiersz poety, tekstami o niej Mariana Stali, a także samodzielną lekturą „Cantus”.
Jak wielu moich rówieśników dowiedziałem się o Janie Polkowskim dopiero w latach 90. dzięki polemicznym wierszom Marcina Świetlickiego pt. „Dla Jana Polkowskiego” i „Nie dla Jana Polkowskiego”. Wtedy w ogóle nie zastanawiano się, czy miał rację autor „Zimnych krajów”, czy jej nie miał, kiedy sprzeciwiał się światopoglądowi Polkowskiego. Przyjmowano po prostu, że młodszy poeta wyraził bunt swojego pokolenia wobec środowiska opozycjonistów. A wiadomo, że jeszcze jakiś czas temu nastawanie po sobie co kilkanaście lat nowych pokoleń poetyckich było czymś ogólnie przyjętym. Pamiętam opracowania literackie dla maturzystów z lat 90., w których pisano o miałkości poezji stanu wojennego.
Jako, że nie byłem opozycjonistą w latach 80., ani tym bardziej nie należałem do PZPR, dla mnie jako czytelnika poezji ważniejszy jest jej poziom, jakość języka, tematyka jaką porusza poeta, niż jego zaangażowanie polityczne. A jest coś co w jego poezji mnie porusza szczególnie, ponieważ wraz z rodzicami przeprowadziłem się do Nowej Huty w 1983 roku z ul. Siemiradzkiego w Krakowie, 10-15 minut od krakowskiego Rynku Głównego. Rzadko można spotkać się z tematyką nowohucką, nie tylko w polskiej poezji, ale nawet krakowskiej. A ta dzielnica jest warta wspominania i opisywania w literaturze. W Nowej Hucie rozwijała się scena jazzowa i rockowa, w Teatrze Ludowym pracował Józef Szajna. Kiedy inne teatry w Krakowie wystawiały stare lektury szkolne, to w Nowej Hucie do głosu dochodziła awangarda, nowatorstwo i eksperyment. Poza tym krakowskie elity nauczycielskie, pracownicy szpitali i przychodni dostali mnóstwo miejsc pracy w Nowej Hucie.
Zaledwie w jednym wierszu z tomu Pochód duchów O J. Polkowski pisze o Nowej Hucie. Tym wierszem jest „1953”. Na pewno to data, którą wielu starszych ode mnie Polaków doskonale pamięta, gdyż wiąże się ona z nadzieją na zmiany w Polsce po śmierci Józefa Stalina. Dla poety jest to też bardzo ważna data w wymiarze osobistym, gdyż to rok jego urodzin. Twórca próbuje sobie wyobrazić swoje pierwsze miesiące życia, kiedy matka nauczycielka zabierała go z sobą do pracy i zostawiała w pokoju nauczycielskim. Opisuje doświadczenia z bezdrożami i błotem Nowej Huty: „Kiedy skończyłem dwa lata/ugrzęzłem w błocie szturmówek/tłumnych błot Nowej Huty/Pewnie dlatego już zawsze kochałem bezludne bezdroża/i łopot czystych obłoków”. Sam pamiętam błoto, wielkie zaspy śnieżne z pierwszych lat po przeprowadzce do Nowej Huty, a także to, że pójście do sklepu, czy do kiosku było wyprawą. Jednak to wszystko pozostanie niedługo wspomnieniem, gdyż zachodzące procesy urbanizacyjne we współczesnej Polsce także zmieniły tą dzielnicę, dzisiaj okrojoną do jej najstarszej części. Zanim powstały chodniki osiedlowe, chodziło się w Czyżynach (dawna część Nowej Huty wysunięta na zachód, dzisiaj osobna dzielnica) ścieżkami. Podczas deszczu przechodziło się przez duże kałuże przez leżące w nich jakieś deski lub przyniesione skądś płyty chodnikowe.
W innych wierszach poeta pisze o swoich wypadach poza miasto, wędrówkach ze swoimi psami, śmierci znajomych, także zajmuje się tematyką religijną, której ilość we współczesnej poezji mnie nieco drażni, gdyż wielu poetów związanych kiedyś z opozycją nieco z nią przesadza. Religia katolicka nigdy mi nic ciekawego nie zaproponowała, a tylko kojarzy mi się z wyciąganiem kasy na kościół na Osiedlu Dywizjonu 303.
Bardzo ciekawy w Pochodzie duchów jest jeden z wierszy przyrodniczych. W koronach brzóz, ukazujący poetę dokarmiającego zwierzęta w lesie. W trzeciej strofie wiersza można przeczytać: „Tu nie ma demokracji/twarda dyktatura dębów odbiera mi głos/delegalizuje samotność”. Interesujący jest opis lasu dębowego przez skojarzenia polityczne. Mechanizmy działające w dyktaturze, której Polkowski był przeciwny w latach 80. i w której dobrze radzili sobie silniejsi, sprytniejsi, twardsi, bliskie są prawom przyrodniczym opisywanym przez Karola Darwina. Poeta nie lubi jednolitych lasów, źle mu się kojarzą takie leśne ostępy. Ludzie narzucający dyktaturę byli jak te dęby, nie na poziomie ludzkim, ale biologicznym – zdaje się mówić poeta. A wiadomo, że w lesie w walce o światło i deszcz trudno wygrać innym drzewom z tak mocnymi drzewami jak dęby.
Jan Polkowski, Pochody duchów, Biblioteka „Toposu” 2018.