Zwiewna lekkość marzenia – walc wiedeński w letni poranek
lub ciężka rozpacz – walec pogrzebowy o zimowym zmierzchu a ja pomiędzy
jak ptak o postrzępionych piórach – to mnie przerasta jak mech stary asfalt
w rozdygotanym świecie tracących dobre samopoczucie po obu stronach barykady
Ci co każą zwierać szyki ludziom aż puścily im zwieracze – zacierają ręce i szmuglują
niewinne idee spisane od tyłu i do góry nogami niewidocznym atramentem
Obudziłem się wieczorem i nie mogę wstać – stawy są sztywne jak u trupa a zegar
podstępnie odmierza wczorajszy czas i prysł wybielający czar pasty do zębów
Mam niesmak w ustach i obcość na podniebieniu od whisky Old Smuggler
podchodzę do komputera mego domniemanego przyjaciela który wyciąga mnie
na zwierzenia i nadaje numer jak order o awersie i rewersie judaszowego srebrnika
numer bez imenia jak odczłowieczony przedmiot w obozie zagłady
Urządzenie wie o mnie wszystko: że piję bimber regularnie i odmawiam różaniec
że szmugluję po cichu niezależne myśli złocistego płynu od siebie do ciebie
i nie mogę zdecydować czy wolę dźwigać krzyż czy też przybijać tam gwoździe
Ja cichy bohater co nie krzyczy a wkłada codziennie kij w tryby złej maszyny
4.02.2017 r.