Chociaż pytanie ILE? współczesnemu człowiekowi kojarzy się natychmiast z pieniędzmi, od razu uprzedzam, że o pieniądzach nie będzie w tym felietonie ani słowa. Zajmę się dziedziną, w której pytanie „ile?” w ogóle nie ma dla mnie sensu, jest jednak powszechne.
Mam szczęście pamiętać jeszcze czasy, gdy wszelkie dyskusje o pisarzach w szkole, na uczelni, podczas spotkań autorskich i w gronach prywatnych zaczynały się pytaniem, CO napisał? Bez odpowiedzi na to pytanie NIE BYŁO PODSTAW do żadnej wymiany opinii. Dziś rozmawia się głównie o tym, ILE ktoś napisał, a zwykle im więcej napisał, tym mniej wiadomo CO.
Nadzwyczajnie zaskoczył mnie pewien redaktor niezależnej telewizji, który powiedział: – Jakże wielki musi być upadek współczesnego pisarstwa, skoro taka na przykład Paulina Młynarska jest autorką AŻ dziewięciu książek! Dziewięć książek to dla niego dużo??? Nie zdziwiłabym się nawet, gdyby wydała dziewięćdziesiąt dziewięć, do jubileuszowej setnej książki na 30-lecie RP się przymierzając.
Pamiętam też piękne czasy, gdy spotkania autorskie wiązały się z prezentacją twórczego dorobku pisarza, a nie tylko jego ostatniej publikacji. Dziś spotkanie autorskie na ogół oznacza PREZENTACJĘ WYŁĄCZNIE KSIĄŻKI NAJNOWSZEJ. Nie wydał książki przed chwilą, to po co robić spotkanie??? To co wydał kiedyś, bezpowrotnie przepadło, a to co wydał niedawno, przepadnie dopiero za pięć minut, jest więc czas na promowanie i omówienie. Dla omawiającego to wielka wygoda, bo budzi uznanie gadając tylko o tym, co trzyma w ręku. Gdyby, znając całą twórczość autora, zaczął choć trochę o niej mówić, na pewno nie zostanie doceniony jako znawca, tylko skrytykowany jako nudziarz gadający nie na temat. Im bardziej prowadzący się ograniczy, tym większy dla niego szacunek. Oczywiście znów jest najważniejsze, by pamiętał, ILE książek prezentowany autor wydał, bo gdyby liczbę zaniżył, zostanie to odczytane jako motywowany zawiścią afront wobec autora, a gdyby zawyżył – zostanie posądzony o ironię nie na miejscu lub wręcz złośliwy dowcip.
Warto też wiedzieć, że aby spotkanie autorskie było udane, prowadzący musi słodzić, że ostatnia (czyli ta promowana) książka autora jest w jego dorobku najlepsza (bo to oznacza, że choć zawsze pisał świetnie, rozwija się nadal, i wprost trudno sobie wyobrazić, ILE jeszcze osiągnie, pisząc w miarę możności JAK NAJWIĘCEJ po kres swych dni). Każdy autor jest Sam z Siebie tego pewien i na przykład dyplomatyczne kręcenie, że ostatnia książka jest tak samo dobra jak poprzednie – uznane będzie za nietakt. Choć wiadomo, że (z nielicznymi tylko wyjątkami) typowy ilościowiec, który uwierzył w Swą wielkość, wydaje kolejne książki coraz gorsze, wypada jednak kłamać, że jest wręcz przeciwnie! Biblijna maksyma: Prawda was wyzwoli, nie dotyczy wyzwolenia z nałogu pisania! Po cóż więc bliźniego prawdą o jego dziele na grzech gniewu narażać?
Krytyka wprawdzie nie blokuje stanów maniakalnych, ale może spowolnić energetyczny napęd, a to byłoby akurat najtragiczniejsze w ilościowym wyścigu. Na każde spotkanie autorskie przychodzi „konkurencja”, głównie po to, by sobie termin własnego spotkania zarezerwować, jako że nową książkę co drugi będzie miał już jutro lub najpóźniej pojutrze.
W trakcie promocji książki (tym razem już bez wyjątku!) KAŻDY autor zmierzyć się musi z oczywistym pytaniem: – KIEDY NASTĘPNA KSIĄŻKA? Oznacza to, że współczesny czytelnik, przeglądnąwszy nową książkę jeszcze przed końcem promocyjnej imprezy, natychmiast czuje wewnętrzną pustkę i łaknie kolejnej lektury. ILE czasu tak chłonny czytelnik ma na głodzie bez strawy duchowej czekać???!