Archiwum

Ewa Klajman-Gomolińska - Wydobyć światło z mroku. „Bydgostia” Tadeusza Oszubskiego

0 Dislike0
Gwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywna
 

„Dusza przez dzień albo dwa od zgonu trzyma się ciała, a potem ulatuje tam, gdzie jej miejsce (…). W kościach jednak, a nawet w szpiku i mięsie, zapisane jest to, co człowiek widział i czego doznał za życia" („Bydgostia”, s.66).                      

Druzylla Liwia Strigae (Słuchająca Umarłych). Dwie wykluczające się możliwości wyboru dla ludzkiej egzystencji, by uczynić ją łatwiejszą a nade wszystko satysfakcjonującą. Władza, seks i pieniądze stanowią najsilniejszy wabik od zamierzchłych czasów, którym ulegali, ulegają i ulegać będą.

Ale nie on, nie Sław Bydgosta – bohater powieści Tadeusza Oszubskiego. Sław jest niczym król Itaki – Odyseusz; podąża długą drogą pełną niebezpiecznych przygód, jest waleczny i odważny, przebiegły i pomysłowy.

„Mam obowiązek cierpieć za was, przyjaciele”(A. Mickiewicz „Dziady” cz. III). Jego Penelopą jest Miła – genialne imię stanowiące przeciwwagę dla Liwii, beznadziejnie zakochanej w bohaterze jak sama nimfa Kalipso. Liwia Druzylla – postać historyczna, cesarzowa rzymska, ostatnia żona cesarza Augusta znana z bezwzględności i okrucieństwa, licznych zbrodni i morderstw, o której cesarz Kaligula powiedział „Odyseusz w kobiecych szatach”. Podobne przyciąga podobne; Bydgosta i Druzylla są w swej konsekwencji, uporze w dążeniu do celu, w tym także do władzy, w umiłowaniu królowania i dokonania wszystkiego/poświęcenia dla realizacji swoich priorytetów bardzo podobni. Choć stanowią starcie Dobra ze Złem to pomiar ich inteligencji jest zbliżony, bo Zło nie byłoby Złem, gdyby było głupie.

„Bo jak zapisało wielu świętych mędrców, zło jest ścieżką lewej ręki. Określenie to było nie tylko metaforą, ale też opisem faktów. Wszystko bowiem, co widać po lewej stronie, może być ukryte pod mrocznym zaklęciem, ale wystarczy przyjrzeć się uważnie stronie prawej, by ujawniła się prawda o naturze badanego zjawiska" (op. cit., s.57,58).

Strigae (nazwa łacińska) inaczej w liczbie mnogiej Striges, według mitologii rzymskiej demony żeńskie ze skrzydłami. Żywiły się najchętniej krwią dzieci, chociaż mogły przeżyć jakiś czas również na zwierzęcej. Na tej ostatniej żyją nawet wampiry z sagi „Zmierzch” Stephenie Meyer, co człowiek jest w stanie zaakceptować samym małżeństwem z taką istotą.

„Ale zgodnie z boskim prawem człowiek musi wyrazić zgodę na obcowanie z diabłem, na to, by ten mógł wziąć go w niewolę, sycić się jego krwią i duszą" (op. cit., s.65).

Striges u naszych Słowian to strzygi, a wiara w te stwory pochodzi od ludów bałkańskich. Strzygi stały się bardzo popularne za pośrednictwem pióra Andrzeja Sapkowskiego i jego sagi o wiedźminie.

Tadeusz Oszubski połączył zatem słynnego demona ze słynną cesarzową, połączył historię z fikcją dając, moim zdaniem, bohaterkę najbardziej barwną, dynamiczną i niejednoznaczną w percepcji moralno-etycznej. Upadły anioł, kobieta przeklęta, którą jak wiele upiorów, można powstrzymać przed wyjściem do ludzi święconą kredą – tu solą osypał autor jej kurhan.

„Sól odstrasza istoty pokroju Strigae, bo choć ich nie zabija to zgodnie z przedwiecznym prawem stanowi barierę, której nie można przekroczyć. Przez minione stulecie krąg solny wokół kurhanu z różnych przyczyn bywał przerywany, ale lud okoliczny pilnował, by diabła więzić i na nowo barierę usypywał" (op. cit., s.64).

Jest piękna i koszmarna, do szpiku kości zła i do granic możliwości i niemożliwości zakochana. W imię miłości chce zrobić dla Sława absolutnie wszystko, ale ma w tym też inny cel – chce zakończyć swe nieszczęsne wieczne przebywanie na ziemi. Życie to jedno kruche, ale przy boku ukochanego mężczyzny jest więcej warte niż wieczność. Jest połączona z całym złem świata, z obrazami niepodobającymi się Bogu, przekracza nieprzekraczalne i czyni trudne łatwiejszym, ale pożera istnienia w okamgnieniu, sięga łapczywie nie tylko po zwierzęta, ale i niewinne dziecko. Porusza się jak dziewczynka z „Ringu” i jak wszyscy opętani bohaterowie znanych horrorów oraz ucieleśnione byty z tamtej mrocznej strony. Przy niej nie ma Boga. Z nią nie ma Boga dla Bydgosty. Ona należy do Lucyfera. Tego z „Raju utraconych” Johna Miltona. A wszystkim znanego z Biblii. Owszem, chciał przejąć władzę nad światem, ale stracił całą miłość Boga przez niespełnioną miłość do ziemskiej kobiety. Jakby nie wypada współczuć Lucyferowi, ale trudno zachować w sobie temperaturę bliską absolutnemu zeru, gdy on po stu latach wbiega na ziemię i dowiaduje się, że jego ukochana już nie żyje. Z miłości wzięło się tak naprawdę całe dobro i zło. Miłość uskrzydla i pokazuje nam, jacy możemy być a jej brak rzuca na kolana i boleśnie utwierdza nas w przekonaniu, jacy nigdy nie będziemy.

Bydgosta jednak kocha bezwarunkowo Miłę, swoją przyszłą żonę. To dla niej wykorzystuje i oszukuje Liwię Druzyllę udając neofitę, ale będąc odpornym na jej wdzięki jak Odyseusz na boginię Kirke. Na koniec ona otrzyma od niego to, co całe swoje życie dawała światu – zło. Boi się jedynie ognia, więc ginie zgodnie z podaniem o strzygach, przez spalenie. Dokonuje tego Sław Bydgosta, więc dyskusyjnym pozostaje, czy zabił ją ogień, czy też ten jedyny, którego pokochała. Ostatecznie unicestwia ją Bóg – siła wiary w Niego i siła modlitwy. By kogoś całkowicie zniszczyć, trzeba być z nim całkowicie blisko. Żaden wróg bowiem nie ma takiego dostępu. „Któż jak Bóg” czyli pierwsze wystąpienie przeciw Lucyferowi Archanioła Michała, którego także wspomina Oszubski w swej powieści. Archanioł Michał strącił nogami Lucyfera do piekła.

„Dla chrześcijanina były one podobiznami demonów. „Pewnie do nich modli się ten diabeł udający kobietę”, pomyślał Bydgosta. „Muszą to być wizerunki tych, co u początków świata zbuntowali się przeciw Bogu. To szatańskie podobizny, więc postąpię z nimi, jak archanioł Michał z Lucyferem, wodzem upadłych aniołów” (op. cit., s.60).

Sław Bydgosta rozprawił się ostatecznie ze złem realnym pogańskim i tym, co jedynie energią i duchem drzemie w oparach lęków, koszmarach sennych oraz z innymi na dnie rzeki topielcami i wodnikami.

Bydgoski Odyseusz ma w sobie poza miłością do Miły - Penelopy i miłością do ojczyzny „Wszystko dla ojczyzny – nic dla mnie” (J. Słowacki „Kordian”), ten niebywały spryt pomysłodawcy konia trojańskiego i w podobny sposób wykorzystuje wosk pozbawiając siebie oraz innych wojowników słuchu na ten czas konieczny. Symilarny do przeprowadzenia statku przez Odyseusza koło wyspy syren.

„Wyjaśnił wojownikom co robić, by osłonić umysł przed czarnoksięskim śpiewem wodników. Otóż, gdy staną na brzegu Brdy wszyscy mają, wzorem Odyseusza, zatkać sobie uszy. W tym celu kazał zebrać cały pszczeli wosk, jaki był we wsi, czy to w postaci świec, czy kawałków do nacierania cięciw łuków. Nakazał z tego materiału ukręcić gałki i rozdać je wojsku” (op. cit., s.109).

Sław Bydgosta traci w bardzo młodym wieku ojca, życie jego najbliższych staje się zagrożone. By ożenić się z Miłą z błogosławieństwem brata – księdza Wojciecha, a także sprawować władzę nad Bydgostią i Wyszogrodem, musi połączyć miłość i pasję z mądrością, odwagą i bezkompromisowością. To typ bohatera bajronicznego – cierpi z powodu relacji z Druzyllą, miotają nim wyrzuty sumienia, że w imię sprawy godzi się na tzw. zło mniejsze. Ma poczucie winy z powodu pozornego odwrócenia się od Boga i symbolicznego zdjęcia krzyżyka z szyi. Jego życie na zawsze pozostanie naznaczone zbrodnią, bo nie można wziąć udziału w wojnie i nie ubrudzić się krwią. Wreszcie staje ponad przyjęte normy społeczne i obiecuje małżeństwo strzydze. Swoje cierpienia przezwycięża myślom o ostatecznym celu, jakim jest małżeństwo z Miłą i szczęśliwe panowanie na bydgoskiej ziemi sprzed ponad tysiąca lat. Docenia przyjaźń z Jurą, który jest tu osobnym symbolem, bardzo ważnym w szerszym aspekcie, a nie tylko na tu i teraz kart „Bydgostii”, co jest zresztą wielką umiejętnością pióra Tadeusza Oszubskiego.                          

Pomijając czeskie pochodzenie imienia „Jura”, to również nazwa trwającego 55 milionów lat okresu mezozoiku. Coś, co wydawało się jednak trwałe i wieczne, przeminęło z dinozaurami, nieodwracalnie i ostatecznie. Jak ta męska i prawdziwa przyjaźń dwóch chłopaków, co przez równie prawdziwą ludzką zazdrość i zawiść doprowadza do największej tragedii w 999 roku przez zdradę Jury i jego układ z Sawą. Może ta tragedia nie była zagładą całego świata, o której głosi Jan Ewangelista, przywoływany przez Tadeusza Oszubskiego, ale byłaby zagładą tego kawałka świata, tej bydgoskiej ziemi. Stąd zręcznie podane tony lęku i strachu przed zagrożeniem, jakie niesie ze sobą spowita przyszłość z tymi, którzy Boga nie przyjęli i czarcich mocy, demonicznych krzywych zwierciadeł odkrywanych po dziś dzień w czarnej magii.

„Widok ten przypomniał Bydgoście czytane mu przez Wojciecha wersy „Nowego Testamentu”, fragment „Objawienia Świętego Jana”. Najmłodszy z apostołów opisał tam zwiastunów końca świata, czterech jeźdźców apokalipsy. Czy święty Jan miał na myśli stwory, które teraz widział rycerz?” (op. cit.,s.77).

Apokaliptyczność gatunkową „Bydgostii” stanowią także jej symbole, liczne przesunięcia w obszar nierzeczywisty, mityczny, jednak z istotą wiary. Transcendencja jest torem tej powieści, nawet gdy Bóg się bezpośrednio w zapodanych wersetach nie pojawia. Tak jak nie ma ciemności a tylko brak światła, tak nie ma samego naczelnego słowiańskiego boga Peruna. Obecność Peruna jest dowodem na odczuwalny brak Boga. Brak jest silniejszy niż obecność. Wreszcie młodszy brat głównego bohatera - Wojciech, jak ten meteor – klasztor zawieszony pomiędzy niebem a ziemią. Najbardziej poetycki passus całej książki.

„Ksiądz zamilkł. Twarz miał skupioną, oczy pełne ognia, jakby zaglądał do innego świata. Stał w bezruchu, ale nie pozostawał w tym samym miejscu. Moc świetlistego promienia ciągnęła go w górę. Wojciech zaczął powoli się wznosić. Płynął ku chmurom, a żelazne więzy podążały za nim. Wkrótce kapłan zawisł ponad mrocznym pejzażem. Pewnie uleciałby wyżej, gdyby nie kajdany na nogach umocowane do łańcucha długiego na sto kroków. Ogniwa były naprężone do granic wytrzymałości. W górę ciągnęły je modlitwy Wojciecha, w dół zaś ciężar Rytego Kamienia. Diablica chciała zrobić sobie zabawkę z człowieka, ale ten wymknął się z bożą pomocą. I choć młodziutki Wojciech Bydgosta wciąż był więźniem, to wodniki nie miały do niego przystępu” (op. cit.,s.47).

 Emanujący byt Wszechświata, nadprzyrodzona moc, o jeden zmysł więcej do pokonania Szatana. Wiara, która nie upada i że tylko droga za Chrystusem jest tą właściwą. Nie ma żadnej innej. By oddzielić się od chaosu świata, dysfunkcji porządku nadrzędnego prawa natury, potrzebna jest izolacja od tego, co zagłusza doskonały dźwięk ciszy. Ona zagra naturze do jej porządku i stanie się jej preludium za cenę alienacji Wojciecha jako brata i księdza. Między ziemią a niebem znajduje on przestrzeń swoich żarliwych modlitw, które stanowią oręż do walki dla Sława.

Odlatując już z Łysej Góry, niekoniecznie na miotle i bez wody święconej, która lekiem na całe zło, pozostawiając Sława i Wojciecha – braci słynnych za sprawą Tadeusza Oszubskiego dla Bydgoszczy jak dotychczas Byd i Gost, posłuchajmy głosu samej „Bydgostii” – „Bo jest sposób, bym mogła wrócić między żywych. Jest sposób, by zdjąć ze mnie klątwę i bym stała się śmiertelnym człowiekiem z nieśmiertelną duszą – rzekła. – To miłość.” (op. cit., s.67).

 


Tadeusz Oszubski, Bydgostia, FNTNP Legendaria, Bydgoszcz 2017, ss.144.

 

Wydawca: Towarzystwo Inicjatyw Kulturalnych - akant.org
We use cookies

Na naszej stronie internetowej używamy plików cookie. Niektóre z nich są niezbędne dla funkcjonowania strony, inne pomagają nam w ulepszaniu tej strony i doświadczeń użytkownika (Tracking Cookies). Możesz sam zdecydować, czy chcesz zezwolić na pliki cookie. Należy pamiętać, że w przypadku odrzucenia, nie wszystkie funkcje strony mogą być dostępne.