Muszę przyznać uczciwie na początku szkicu; z książką zawierającą indywidualne – subiektywne – odniesienia do garści wybranych wierszy, stykam się po raz pierwszy. Co nie znaczy, że takich pozycji nie ma? Po prostu – co nawet pewne – moja wiedza i ogląd literatury są zbyt małe, sięgają jedynie kilkunastu półek… w bibliotece miejsko-gminnej. Ale dość skromności?!
Chcę państwu zaprezentować książkę Renaty Blicharz; opolanki – poetki, prozaika, malarki, (dodam; miłośniczki sztuk wszelakich), blogerki (ostatnio moda wśród ludzi pióra). Autorkę tomów poetyckich: Pocztówka z bajki (1997,II 2018), Kolekcjonerka (2006), Czarna aureola(2009), Kołderka z białego marmuru (2011), Czarownica z sypialni (2015), 189 dwójek (2019). – Książkę z bardzo intrygującym tytułem: Wiersze czytam po swojemu. Z okładką zdobną barwnym akrylem autorki z 2020 roku, zatytułowanym „ Trzeci horyzont”. Poetka przechadzając się Mostem Groszowym, zatopiona w cichym szumie Młynówki dzieli się z czytelnikiem - ale i z sama sobą w głębi duszy – ponad trzydziestoma utworamipoetyckimi. Pokazując świat wewnętrzny danego autora, ale i paletę własnych przeżyć ukrytych w zakamarkach jaźni omawianych liryków. Nie wstydzi się tego, czym zjednuje czytelnika, wprowadzając go w intymną ścieżkę/rozmowę z poetą tym z przed wieku, wydawałoby się kreującym inną (dawną) rzeczywistość i rówieśnikiem znającym internet, i drukującym na portalach.
Chwalebnym u Renaty Blicharz jest – rzadkość wśród piszących– docenienie i traktowanie innych poetów (niekoniecznie noblistów) jako mentorów i czerpanie z głębin ich źródła życiodajnego powiewu: odczuć, doznań, pamięci, smaku, nawet zapachu. Bo poezja jest sztuką najwyższą, potrzebną do życia każdemu człowiekowi – już czuję na krtani kły niezgody – przytoczę Witolda Gombrowicza piszącego w „ Dzienniku”: „ Sztuka jest arystokratyczna do szpiku kości, jak książę krwi. Jest zaprzeczeniem równości i uwielbieniem wyższości. Jest sprawą talentu, czy nawet geniuszu, czyli nadrzędności, wybitności, jedyności, jest także surowym hierarchizowaniem wartości, okrucieństwa w stosunku do tego, co pospolite, wybieraniem i doskonaleniem tego, co rzadkie, niezastąpione”. A więc człowiekiem z krwi i kości. Czytelnikiem!!! Poetą!!!
Na kartach książki przewijają się nazwiska w świecie szeroko pojętej kultury bardzo znane: Jan Sebastian Bach, Michaił Bułhakow, Vincent van Gogh, Jarosław Iwaszkiewicz, Elia Kazan, Czesław Miłosz, Pablo Neruda, Francesco Petrarka, Wisława Szymborska, Giuseppe Verdi, William Wordsworth to autorzy wierszy, postacie w nich występujące, bądź twórcy innych dziedzin sztuki do, których odwołuje się Renata Blicharz. Co ciekawe w niektórych szkicach komentuje (podpowiada/ dopowiada) czytany wiersz swoim lirykiem. Tutaj ma bezsporne prawo, Ona jest przewodnikiem, my tylko podążamy wytyczonym szlakiem. I od nas zależy ile z tej wędrówki po labiryntach poezji przyswoimy.
Sięgnę teraz do wierszy poetów znanych mi osobiście (wielu już odeszło) – klasyków pozostawiam czytelnikom – może jeszcze w świadomości nie utrwalonych – poza wyjątkami, - ale ciekawych, wartych przytoczenia i fragmentów szkiców czytania po swojemu. Mam nadzieję, dowiedzieć się coś o zawartości Biblioteki Aleksandryjskiej. Bo kto ją spalił? Wiem.
Rozpocznę od utworu „ Stary Sącz wieczorem”
Zachodzi słońce nad rynkiem i w liściach pokrzyw odbija się
niedoskonałość miasteczka. Gwiżdżą czajniki w domach,
jakby wiele pociągów jednocześnie wyruszało w podróż.
Płoną ogniska na łąkach i ich długie westchnienia
wędrują nad drzewami jak zagubione latawce.
Z kościoła wracają niepewnym krokiem ostatni pielgrzymi.
Telewizory budzą się ze snu i od razu wiedzą wszystko,
jak demony Aleksandrii o smagłych twarzach paserów.
Spadają noże na chleb, na wędlinę, na drewno, na ofiarę.
Ciemnieje niebo, w którym dawniej kryli się aniołowie
a teraz tylko sierżant policji i jego śp. motocykl.
Pada deszcz i jeszcze bardziej ciemnieje bruk.
Pomiędzy kamieniami otwierają się małe otchłanie.
I komentarza: „Kiedy czytam „Stary Sącz wieczorem” Adama Zagajewskiego myślę, że w tym utworze „zawartość poezji w poezji” jest… wielka. Niemalże stu procentowa! Rzadko się spotyka takie stężenie poezji w wierszu. Bo w każdym wersie tego — niedługiego w sumie — tekstu znajdujemy przenośnię, cudną metaforę, niezwykłe zestawienie słów, niewiarygodne porównanie, niepotoczny zwrot, opis poetycki albo obraz taki, który namalować słowem może tylko wybitny poeta, używając sobie tylko właściwych narzędzi artystycznych (…)”. Dodam tworzył wyłącznie wiersz biały i wolny. Definiując poezję jako sztukę przetwarzania i układania wyrażeń myślowych. Dla Pana Adama sens był najważniejszą cechą poezji, a nie kształtowanie języka. Z tajemnicą wpisaną w przeżywanie współczesności.
Kolejnym, który zwrócił uwagę i zachwycił Renatę Blicharz. Przeszywając jednocześnie dreszczem na wspomnienie słów Mariana Stali:
„Zachwyt łatwo jest wyrazić. Trudniej uzasadnić”. Jest „ Wieczór w Tatrach” Stanisławy Młyńczak-Pałczyńskiej.
Zmierzch się wykrwawia za horyzontem
i noc zatańczy zaraz z księżycem,
na chmur okrętach wspartych Giewontem
zewsząd spływają mgły bladolice.
Zmęczony wieczór syci się jointem,
zgasły latanie, śpią już ulice,
lecz nam zasypiać jeszcze się nie chce.
Wtuleni w siebie, w przyjazną przestrzeń,
łowimy dłońmi gwiezdne ławice.
„Każde słowo spełnia tu określoną rolę. W wierszu, opisującym „wielki spektakl na niebie”, wykorzystuję tu świadomie tytuł utworu zespołu Pink Floyd — „The Great Gig in the Sky”, mamy całe bogactwo artystycznych środków stylistycznych, m.in. metaforę, epitet, przenośnię, animizację, personifikację. To one sprawiają, że zwyczajny opis pejzażu staje się „spektaklem”, z wątkiem miłosnym w tle”.Stanisława to żona i muza malarza Pawła Pałczyńskiego, który w tle obrazu Don Kichot (FrantišekVšetička) I Sancho Pansa (Wojciech Ossoliński) utrwalił atrybuty kobiecości swojej wybranki jako góry.
Jeden z trenów Krystyny Wrońskiej:
VII
Pomóż mi
poproś Go
niech zabierze to cierpienie
bo słabnę
bo chyba właśnie stoję na wysokim moście
i nie ręczę za siebie
„ Kilka linijek, kilkanaście słów i jeden tylko, metaforyczny, obraz -<< chyba stoję na moście>> i
<< nie ręczę za siebie>>. Dramatyczna prośba. Niebotyczna”. Ale tak z ręką na sercu. Wypowiadana przez wielu z nas.
„Na początek wiersz – z tomu „ Przystań” Anety Kielan - „***(pomyślałam, że powiem)” — o miłości, o cudownej miłosnej rozmowie, która aż wywołuje tęsknotę. Ale to tylko moje odczytanie. Ten krótki utwór ma niebywale szerokie pole do interpretacji. Może dotyczyć przyjaciół albo rodziny, być może mówi o prawdzie albo o strachu i odwadze. Ten liryczny drobiazg jest świetnym przykładem na to, że poezja daje każdemu czytelnikowi możliwość odczytywania i odkrywania na swój własny sposób bogactwa znaczeń w tekście wiersza”.
***
pomyślałam, że powiem
powiedziałam, co myślę
usłyszał wszystko
to, co myślałam
i to, co powiedziałam
Mnie do głębi uwiódł erotyk Anety!
***
Przy lampce wina
roziskrzę swe oczy
byś nie musiał
gdy ciemność zapadnie
szukać po omacku
Nie przytoczę żadnego komentarza. Wyobraźnia niech zapracuje sama.
Teraz forma klasyczna – sonet. I utwór Jerzego Kozarzewskiego „ Trzy sonety o istnieniu”
Znów — jak zawsze — ta droga: w wybojach chodniki,
tynki domów pokryte głupią bazgraniną,
jakiś chłopak wulgarnie się droczy z dziewczyną
i ten nawet, kto chciałby kimś tu być, jest nikim.
I kroki tu nijakie jak dni, które płyną,
trzymając w zadomieniu zastałe nawyki —
zwykły żywot człowieczy z miejskiej statystyki,
w której ciepła nijakość nie może być winą.
I oto na tej drodze bez zjawy anioła
przychodzi przeogromne i żywe wzruszenie,
że żyje się w cudzie, cud trwa dookoła,
a łaską jest tu także codzienne strudzenie.
I nawet jeśli chwila ta przetrwać nie zdoła,
niechaj w górę się niesie moje dziękczynienie.
Nysa, 22, 24 i 28 maja 1991
„Najważniejsza jest tu pewna łagodność i czuła mądrość, którą tak wyczuwalnie przekazuje nam autor. Taką serdeczność czuje się nawet w sposobie opisywania wybojów, szarych tynków, ścian pokrytych brzydkim graffiti czy niewybrednych zaczepek młodych ludzi.(…) Najważniejsza jest płynąca z ducha tego wiersza i z jego lirycznej aury, otucha, że żyć i kochać możemy zawsze, w każdym miejscu na świecie, i że nasza codzienność, jaka by ona nie była i gdzie by ona nie była, zawsze może być i — co ważne — jest, cudem!”. Tak. Cudem! Cudem było wstawiennictwo Juliana Tuwima u Prezydenta Bieruta i zamiana (łaska) podwójnego wyroku śmierci na 10 lat ciężkiego więzienia. We wrześniu 2021r. przy nyskim magistracie stanął pomnik ławeczka Pana Jerzego, autorstwa prof. Mariana Molendy. Można usiąść i „ porozmawiać” z poetą szczerze. Tak jak szczera jest jego „ Egzekucja”.
Zostawiłem sobie na sam koniec wiersz naszego noblisty pt. „ Kuźnia”
Podobał mi się miech, poruszany sznurem.
Może ręka, może nożny pedał, nie pamiętam.
Ale to dmuchanie, rozjarzanie ognia!
I kawał żelaza w ogniu, trzymany cęgami.
Czerwonymi, już miękki, gotów do kowadła,
Bity młotem, zginany w podkowę.
Rzucany w kubeł z wodą, syk i para.
I konie uwiązane, które będą kuć,
Podrzucają grzywami i w trawie nad rzeką
Lemiesze, płozy, brony do naprawy.
U wejścia, czując bosą podeszwą klepisko.
Tutaj bucha gorąco, a za mną obłoki.
I patrzę, patrzę. Do tego byłem wezwany:
Do pochwalania rzeczy, dlatego że są.
Miejsce to magiczne, dziś już ocierające się o mitologię, pełne potu i szorstkości dłoni jest częścią mojego życiorysu do 1989 roku. Wprawdzie miech (wentylator) napędzany był silnikiem elektrycznym. Ale braki prądu w minionym systemie były tak częste, że korba nie wychodziła z użytku. Podwórze pełne furmanek na przednówku i jesienią – jak w dzień targowy – było widokiem naturalnym.
„ Wiersz zaczyna się opisem kuźni, po prostu, nic więcej. A więc jest miech, rozżarzony ogień, żelazo rozpalone do czerwoności, kowadło i młoty, jest także podkowa wrzucana do wody, która wrze, syczy i paruje. Gdzieś obok stoją konie, jeszcze dalej rolnicze narzędzia leżą w kolejce do kowala. Ot, zwyczajny opis kuźni. I niemal nic się nie dzieje, obrazek prawie statyczny — i tu, myślę sobie, no jak to, to co to za wiersz, co to za poezja? Tu w ogóle nie ma poetyckości, bo tylko opisywanie, co w kuźni się kuźni i co się tam kowali, więc gdzież liryka, wyrafinowane metafory, te przenośnie, porównania, epitety?”. Renata Blicharz przy drugiej zwrotce doznaje olśnienia – jak chyba wszyscy – mówiąc: „ widzę chłopca, który na bosaka, w krótkich spodniach, przygląda się zafascynowany kowalskiemu misterium, ale jednocześnie — niejako w tym samym miejscu — nakłada się na to obraz mężczyzny, będącego tym chłopcem. I ten dorosły, dojrzały bohater wie, jest świadomy własnego życia i jego celu, swoich zadań i powinności. Został stworzony po to, by — właśnie — opisywać, tworzyć, chwalić dzieło — ludzkie, boskie, właściwie to obojętne czyje. Aby dawać mu świadectwo, gloryfikować życie, dopóki ono jest, dopóki on, autor-podmiot-bohater, istnieje i dopóki dzierży narzędzie do tego opisywania. Narzędzie, jakim jest poezja…”
Mój świat doznań, emocji, metafizyczności liryki jest bardzo zbliżony do czytania po swojemu Renaty Blicharz. Dlatego nie ma tu wywodów, złośliwych mądrości, tylko ściszonym głosem dopowiedź, króciutka informacja nie mącąca osobistych, acz fachowych wypowiedzi autorki.
Renata Blicharz, Wiersze czytamy po swojemu, Wyd. Ridero, Kraków – Opole 2021 s. 106.