Pan Bonifacy Górny chętnie powtarzał, że jest zwyczajnym, skromnym człowiekiem, będąc oczywiście pyszałkiem. Mówił na przykład tak: – Nie ukrywam, że prawie nic nie czytam, ale to wcale nie z głupoty. Wyznaję zasadę „nic nowego pod słońcem”, nie chcę więc trwonić czasu na jałowe potwierdzanie przez lektury tego, czego w swym bujnym życiu doświadczyłem. Nie kręcą Mnie ani książki optymistyczne, ani pesymistyczne. Chciałbym trafić na taką, która oderwie Mnie całkowicie od szarej, przewidywalnej rzeczywistości, jednak dziwactw zwanych poezją przyswajać nie zamierzam!
– Mam bajkę prozą, o smoku z dziesięcioma głowami, mogę ci sprezentować – zaoferowała się jego ekscentryczna znajoma Anais. – A więc uważasz, że jako człowiek skromny, muszę być tym samym skrajnie nieambitny??? – żachnął się Bonifacy. – Bajki dla przedszkolaków mam czytać? Gdybyś nie była leniwa, na pewno mogłabyś w swym bogatym księgozbiorze znaleźć coś godnego Mojej uwagi. Coś odrywającego czytelnika od rzeczywistości, ale jednak realniejszego niż poezja i bajki o smokach. Dodać też muszę, że nie stawiam na zwodniczy rozum, tylko na Swą cenną intuicję. Znajdź książkę, której sam tytuł powiedziałby mi, że to dzieło DLA MNIE!
Leniwa Anais wcale nie musiała trudzić się długim wyszukiwaniem. Dała mu książkę, na której widok nadął się radośnie i z uznaniem pokiwał głową. Tytuł książki brzmiał: CZŁOWIEK NADNATURALNY, a podtytuł: Kontakty z niewidzialnym. Jako nowoczesny humanista Bonifacy nie wątpił, że może zyskać moce nadnaturalne, poczuł jednak obawy, czy aby podtytuł nie sygnalizuje poglądów zacofanych. – W tych kontaktach z niewidzialnym nie chodzi przypadkiem o jakieś modlitwy dla wierzących w Boga? – spytał podejrzliwie. Anais rozwiała jego obawy, pokazując informacje z tylnej okładki: Szamanizm, bilokacja, mediumizm, psychika magicznych roślin, sofrologia, jasnowidzenie, techniki podróży astralnych. [W książce był też rozdział Zniewolenie umysłu, ale ten nie został wypunktowany na okładce].
Tyle tych cudów, że aż się w głowie mąci. Nawet człowiek nadnaturalny nie wie, od czego zacząć! Taki szaman to (jak słyszałem) musi trochę przyćpać, a Ja cenię ekologię i zdrowy styl życia. – No to zacznij od tego, co najłatwiejsze: Psychika magicznych roślin. Postaw sobie kwiatek i go zagaduj. Skoro jesteś ekolog, roślina wyczuje sprzyjającą aurę i dyskusję podejmie. Zyskasz rozmówcę w pełni cię akceptującego i zupełnie nieskłonnego na przykład do złośliwych polemik. – To może być trochę nudne – westchnął Bonifacy. – Cóż, nie da się zdrowo żyć, gdy chcesz w dzikim transie tkwić! – poinstruowała Anais. Bonifacy jednak z wyżyn swej wiedzy tajemnej zaprotestował: – Durna, nie chodzi o to, żeby dostać świra, tylko żeby zyskać wyższą świadomość kosmiczną! Zdołał się tak mądrze wyrazić, bo właśnie przeczytał z okładki kolejny fragment: „Każda istota ludzka ze swej natury wyposażona jest w umysł o nieprawdopodobnych zdolnościach, w ciało subtelne i w pamięć sięgającą początków czasu”. Po tej informacji podjął decyzję: – Z zaprezentowanych tu ofert wybieram wyjście poza ciało (bilokacja) i podróże astralne. Przeczytam tylko ten rozdział!
Nie musiał jednak nawet tego jednego rozdziału czytać w całości, bo już z początkowego akapitu dowiedział się, jakie ćwiczenia wykonywał autor książki, by zaledwie po miesiącu wyjść poza ciało. – Fajne to! Idę ćwiczyć, bo szkoda czasu! – Kawałek dalej jest napisane, że autor wyszedł poza ciało tylko trzy razy. Nie ciekawi cię, czemu nie więcej? – A co w tym ciekawego??? Po tej książce widać, że jest to facet, który łapie przysłowiowe „dziesięć srok za ogon”. Praktykuje i obserwuje wszystko, o czym usłyszy, to i nic nie zrobi do końca dobrze! Jest wtajemniczony jedynie na pół gwizdka. Jak JA się skupię na jednej tylko umiejętności, bez wątpienia zajdę dalej i zdziałam więcej!
Po kilku miesiącach znajomi (wskutek braku jakiegokolwiek kontaktu) zaczęli dopytywać sąsiadów, co u pana Bonifacego słychać. – Ano słychać jakieś ryki, wycia, łomoty, przewracanie mebli, ale tylko od czasu do czasu. Wiemy, że ten lokator jest abstynentem i żyje zdrowo, policji więc nie wzywamy (ma ona dość roboty przy libacjach). Na ogół panuje tam martwa cisza, bo pan Bonifacy zapewnia, że prawie wcale nie przebywa w swym mieszkaniu, choć od dawna nikt nie widział, by z domu wychodził. Krewni załatwili jakąś kobietę z opieki społecznej, która mu jedzenie zostawia pod drzwiami. Choć jest to jedzenie wegetariańskie, pan Bonifacy twierdzi, że ma teraz siłę za dwóch, jednak w skromności swej chyba krępuje się pochwalić, że jest to moc wskazująca nawet na KILKU w jednym!
Tak to dzięki determinacji poznawczej skromny pan Bonifacy przewyższył sławnego co najmniej w Europie autora książki, który (choć żył lat blisko 90) opuścił swe ciało tylko trzy razy i to na dość krótko (25 sekund, 2 minuty i 21 sekund oraz 4 minuty i 40 sekund). Niedoczytany przez Bonifacego fragment wybranego rozdziału książki brzmiał:
„Powracając do mojego osobistego przypadku, powiem, że podczas jednego z moich wyjść miałem nieodparte wrażenie, iż jakiś obcy umysł próbuje mnie zdominować. Mam jednak to szczęście, że jestem wyposażony w silną osobowość i niewzruszoną wolę, zwłaszcza jeśli chodzi o stawianie czoła niebezpieczeństwu. Na całe szczęście wszystko się dobrze skończyło, potrafiłem się obronić, ale później wolałem już nie próbować tego doświadczenia, tym bardziej że poprzednie dały mi już dostateczne rozeznanie (…)”.
Cały problem tkwił widać w „skromności” pana Bonifacego, który raczej nigdy nie przyznałby jak ten autor, że jego rozeznanie jest już dostateczne. Głód mocy wzbudził u niego „rozeznawanie” permanentne. Czy w takim przypadku CZŁOWIEK doprawdy nie BRZMI DUMNIE?