Beatrycze wychodzi wyrzucić śmieci
z workiem błękitnym
by oczyścić mieszkanie ze spraw zbędnych
i minionych
przed klatką z pojemnikami na niebyt
stoi nieznajomy
i snuje opowieść o odwracaniu płomieni
„Chaplin ty łobuzie” — mówi — „Żołądek
przyrośnięty do mózgu”
„Lśniące Światowidy” — powiada
a potem krzyczy „Panie mój!”
i szepcze… „O Horacy”…
Dziewczyna stoi z workiem błękitnym
u drzwi klatki z pojemnikami na niebyt
i słucha brodatego mężczyzny
który przekonuje ją że był
niegdyś poetą — autorem
Przypowieści o samotności
„Brudne łapki — rączki lepkie — kulki lepię”
recytuje nieznajomy by nagle
krzyknąć wniebogłosy
głosem składającego meldunek żołnierza
„Trzask — trzask — trzask — armia
— nieustający tupot nóg
Trzask — trzask — trzask — armia
— nieustający stukot protez”
Przekonuje Dziewczynę że był poetą
ale zostały w nim
już tylko resztki napisanych dawno wierszy
niechlujnie oparty o zardzewiały rower
objuczony szarymi pudłami rozpłaszczonymi
na bagażniku i związanymi brudnym sznurkiem
wygląda jak kartonowy ptak — Ikar z kartonu
Don Kichot z tektury
Jakby czytał w myślach Beatrycze mówi
„Jeszcze nas paru takich Don Kichotów”
i odjeżdża na skrzypiącym Rosynancie objawiając
że „więzienia mają woń samogwałtu”
Nagle zatrzymuje się i wraca
wyjmując wygrzebaną
gdzieś w kontenerze z błękitnymi workami
fotografię ulicy nieznanego miasta
na Bliskim Wschodzie
— Proszę spojrzeć — tu intrygująco nic nie ma
— podnieca się stary — Poza linią burtnika
— Przyczyna i skutek są nieistotne
gdy robi się coś dla chwili
Powtarza zamyślony ten który kiedyś był poetą
ale w głowie pozostały mu jedynie
miraże zdarzeń i fatamorgany
słowa uleciały