obudziłem się, wyszeptałem: zimno tobie w nóżki?
nie miałem dłuższej kołdry, a miękkie jak bawełna
serce nie chciało jeszcze spać. spod kwiatów za oknem
wyłaziła ziemia, spod kołdry piętki, nad palce wykręcone
jak sześć i sześć, jak ta słynna autostrada. na ścianie ślad
po lipcowym rzucie w komara i truchło osy na parapecie.
to miała być przygoda, rozumiesz; szarża i śmierć
twoje małe stópki i mój wielki strach.