Buchająca zieleń ogrodu,
enklawa życia otoczona ziemią,
na której nic nie wyrośnie.
Nie zakwitną kwiaty, ludzkie uczucia,
zginą wtłoczone w beton i szkło
symbol nowoczesności,
desygnat zimna i obojętności.
Zmieniając świat,
czyniąc sobie ziemię poddaną
zapomnieliśmy o nas samych,
gdzie człowiek czuje się u siebie
odpoczywając wśród zieleni mgły.
Słucham przytłumionego oddechu ziemi,
pospołu wraz z nią,
oddaję to co otrzymaliśmy,
razy od obutych w grzech ludzkich stóp.
Nocne ptaki mówią do mnie nawoływaniem.
Księżyc zajaśniał smętną przypowieścią,
wypowiedzianą między konarami
zastygłych i oniemiałych w zachwycie,
cichym a czujnym śnie drzew.
Zakwiliły w śnie królewskie pawie,
które w biały dzień po kolorowej tęczy
maszerowały dumnie do nieba.
Wtem przemówił z odmętów nocy Norwid,
stojący przy gmachu KUL w Lublinie,
wprost, po drugiej stronie Alei Racławickich.
Wychodząc na nocną przechadzkę,
z błota i cierni przeciwności losu,
przyciskając do piersi pergaminowy palimpsest
szepnął mi niespodziewanie do ucha:
„Bo ciernie deptać słodziej i z ochotą
Na dzid iść kły
Niż błoto deptać, ile z łez to błoto
A z westchnień mgły…”.
Gliwice, dnia 02.06.2015 r.