Nie muszę tęsknić za bliskimi,
wzdychać do wierzb płaczących w maju,
widzieć z daleka, w wersji mini,
bo jestem tutaj, w swoim kraju.
Gdzie jest koślawa demokracja,
bo ktoś, kto mieni się uczonym,
twierdzi – to słuszna jest kuracja,
choć sam powinien być leczony.
Tu słabszy umysł ktoś zniewoli,
choć daje prawdy ledwie ćwierci
i gdzie, gorliwy wręcz, katolik,
wciąż wznosi modły, życząc śmierci.
Tu gdzie niezłomny, jest bezwolny
i spełnia każdą wręcz zachciankę,
nie chcę by kraj mój, wreszcie wolny,
był nie przedmurzem, lecz zaściankiem.
Obiecywali rajski ogród,
bo wielu wciąż się nie przelewa,
lecz gdy przejdziemy sami ten bród –
w ogrodzie – zakazane drzewa.
Ten który krzyczy – precz z komuną,
często bolszewii ma rozumek.
Nieprędko nam te mury runą,
bo mają z sobą ślepy tłumek.
Gdy adwersarzy grupa liczna,
chcą zemsty (za co?) i rozliczeń
Często ich praca organiczna
sprowadza się do…ograniczeń.
Dajcie w spokoju spożyć płody,
bo w kraju mamy dóbr obfitość
i zbędny litr święconej wody –
chodzi o zwykłą…przyzwoitość.