Do portu Setubal w Portugalii wpłynęli w piątek po południu. Statek „Margott” zacumował prawą burtą do kei, dziobem zwrócony w stronę wyjścia z portu. Po zakończeniu manewrów kapitan powiedział do pilota:
- Dobra robota, pilocie. Good bye!
- Dzięki, master. Życzę ci miłego pobytu w Setubal. Masz szczęście, bo będziesz stał do poniedziałku. Cały weekend w porcie to się rzadko zdarza. Powodzenia!
- Powodzenia, pilocie!
Po zacumowaniu marynarze położyli trap na keję. Pilot zszedł ze statku, pomachał na pożegnanie kapitanowi i odjechał taksówką. Po chwili przyjechał agent z odprawą graniczną. Zgodnie z informacją uzyskaną od agenta wyładunek miał się rozpocząć w poniedziałek rano. Po zakończeniu odprawy na statku zapanowała atmosfera relaksu. Wszyscy już myśleli o tych dwóch dniach wolnych od pracy w porcie. Rzadko trafia się weekend w porcie, a jeszcze w takim jak Setubal. To dla załogi „Margott” był prawdziwy los na loterii, bo ostatnio przez dwa miesiące statek był w porcie po dwa- trzy razy. Postoje i przeloty były krótkie, nie było czasu na odpoczynek. Teraz trafiły się dwa dni postoju. Marynarze wiedzą, że w Portugalii porty nie pracują w czasie weekendów. Dlatego też załoga była bardzo zadowolona że tak się przytrafiło.
W piątek przed wieczorem na statku został tylko kapitan. Reszta marynarzy była na lądzie. Część załogi wróciła przed północą. Najpierw wrócił pierwszy oficer Borys Pietrow razem z mechanikiem Januszem Bednarskim. Potem wrócił kucharz Andrej Kriuk i marynarz z pokładu Jurij Gołowin. Nad ranem powrócił z portu drugi oficer Artur Wożniak i jego dwaj kompani Chorwat Mirko Dinić i Filipińczyk Ringo Morales. Wrócili pełni wrażeń, z ciężkimi głowami i pustymi kieszeniami, ale za to zadowoleni.
- Tak marynarze powinni spędzać wolny czas w porcie- powiedział Woźniak.
- Jeżeli marynarzy stać na takie wyjścia na ląd- odrzekł Borys Pietrow.
W dzień praktycznie nie było prac oprócz generalnego sprzątania statku. Trochę też pomalowali w łazienkach i tak minął czas do południa. Ci którzy nie mieli wachty, znowu poszli do miasta. Wieczorem wrócili, ale wtedy poszedł na ląd Artur Woźniak razem z motorzystą Diniciem i z marynarzem Moralesem. Wrócili w niedzielę rano. W tym dniu nikt nie pracował oprócz kucharza i wachtowych. Cała trójka nocnych włóczęgów odpoczywała do popołudnia. Wachty portowe na statku trzymał pierwszy oficer z drugim na zmianę. Jak oni załatwiali to między sobą to już nie obchodziło kapitana. Ważne żeby zawsze któryś z oficerów był na statku, chyba że za zgodą kapitana mogli zejść obaj na ląd. Po południu część marynarzy znowu zeszła na ląd. Wrócili przed wieczorem, ale wtedy poszedł znowu Artur z Diniciem i z Moralesem.
Kapitan zwrócił się do Borysa:
- Wachty macie między sobą ustalone, prawda? Bo widzę, że drugi oficer znowu poszedł do miasta. Nie moja sprawa, ale widzę, że on wychodzi na noc. Jak to jest?
- Bo Artur ma wachtę w dzień a ja w nocy.
- Niech tam sobie idzie, oczywiście. Ja nie mam nic przeciwko temu, ale jeżeli on wraca rano z portu, to jak on może pełnić wachtę? Przecież widziałem, że ty trzymasz wachtę za niego!
- Ja jestem na statku, nigdzie nie wychodzę, to mi wszystko jedno. Odpracuje mi przy okazji.
- Jeżeli będzie taka okazja. Rano wyładunek i to ty musisz pilnować. A każdy musi pamiętać, że ma na tym statku jakieś obowiązki- powiedział kapitan.
- Racja, master. Ale on jest młody i jeszcze inaczej myśli.
- Dobrze, tylko pamiętaj, żeby wszystko grało. Jasne?
- Jasne, master. Będzie wszystko w porządku.
- Dobrze. I jeszcze raz przypominam! Nie chcę na statku żadnych rozrób, żadnego pijaństwa, żadnych dziwek i tym podobnych spraw. Pamiętaj o tym, Borys!
- Nic takiego nie będzie, master. Zresztą rano wyładunek, to nie ma o czym mówić.
Kapitan poszedł do siebie. Nie miał zamiaru wychodzić na ląd, wolał pozostać na statku.
W poniedziałek rano zaczął się wyładunek. Wszyscy marynarze z załogi zdążyli wrócić na czas. We wtorek po południu statek wyszedł z portu. Potem była Francja, Anglia, Hiszpania. Krótkie postoje w portach, szybkie załadunki, szybkie wyładunki. Czas płynął naprzód. W końcu statek „Margott’ zabrał z Antwerpii ładunek celulozy w dużych pakietach do Kłajpedy i popłynął na Bałtyk. Wejście do portu przypadło w piątek po południu. Co prawda port Kłajpeda pracuje przez cały czas, nawet w weekendy, ale tym razem wyładunek miał się zacząć w sobotę przed południem i zakończyć w niedzielę pod wieczór. Potem w poniedziałek statek miał zabrać z Kłajpedy ładunek drewna do Anglii. Czyli praktycznie weekend przypadał w porcie. Marynarze ucieszyli się z tej informacji, bo ostatnio nie było czasu na odpoczynek. Krótkie przeloty, sztormowe pogody, to wszystko było powodem, że czuli się zmęczeni i teraz liczyli na to, że trochę odpoczną w czasie postoju w porcie i trochę się zrelaksują. Po zacumowaniu w porcie najpierw była długa odprawa, a potem agent przedstawił kapitanowi cały plan wyładunku i następnie załadunku statku. Potem wszyscy z lądu opuścili statek. Po kolacji część marynarzy chciała zejść na ląd. Przyszedł do kapitana drugi oficer Artur Wożniak:
- Panie kapitanie, czy można pojechać do Misji Marynarskiej? Chciałbym zadzwonić do domu, może też jakiś bilard albo piwo. Tak z kulturą. A potem wrócimy busem. Ci z Domu Marynarza zawsze rozwożą ludzi na statki.
- Jeżeli ma pan wszystko uzgodnione z Borysem ,to nie ma problemu. Tylko proszę wrócić na noc. Kto z panem jedzie? Ten Chorwat i Filipińczyk?
- Tak, oni dwaj ze mną jadą. Zrobimy przy okazji jakieś zakupy i przed północą wrócimy.
- Tylko nie chcę was widzieć pijanych, jasne? Jutro od rana praca.
- Nie, skąd panie kapitanie! Nie będzie żadnej plamy. Wszystko będzie tak jak trzeba, zobaczy pan. Znamy swoje obowiązki, a poza tym, chyba nigdy nie zawiedliśmy, prawda?
- No dobra, dobra. A jak chcecie tam pojechać? Taksówką czy busem?
- Busem. Tu pod statkiem stoi taki bus co wozi marynarzy. Pojedziemy tym busem a wieczorem spokojnie wrócimy na statek.
- To jest bus z tej Misji Marynarskiej?- zapytał kapitan.
- Ten akurat nie, ale to też taka firma co wozi marynarzy. W razie czego zostawię numer swojego telefonu. Gdyby coś, to zawsze można do mnie zadzwonić- powiedział drugi oficer.
- Dobrze, jedźcie tylko uważajcie. Kłajpeda to dosyć niebezpieczny port.
- Wiem, master. Ale nas jedzie trzech. Jedziemy razem i razem wrócimy.
- Dobrze, jedźcie bo szkoda czasu!
Kapitan patrzył z mostka na keję. Nieopodal statku stał bus ciemnego koloru z przyciemnionymi szybami. Kierowcy nie było widać wyraźnie, bo już zapadał mrok. Kapitan tylko zauważył, że kierowca miał założone ciemne okulary. Na bocznej ścianie busa namalowany był niebieski delfin w białym kole, znak firmowy. Poza tym żadnych napisów. Z trapu zszedł drugi oficer, za nim Chorwat Dinić i Filipińczyk Morales. Kapitan patrzył jak wsiadają do busa, który po chwili wolno ruszył spod statku w stronę bramy wyjściowej do miasta. Po chwili bus znikł za portowymi budynkami. Kapitan jeszcze sprawdził wpisy w dzienniku okrętowym, wysłuchał prognozy pogody i poszedł do swojej kabiny. Późnym wieczorem przyszedł do niego chieff oficer Borys.
- Dobryj wieczier master. Nie przeszkadzam?
- Nie, wejdź Borys. Co się stało? Wszyscy już na burcie?
- Nie, nie wszyscy. Brakuje drugiego oficera i tych marynarzy, którzy z nim pojechali. Artur ma nocną wachtę, za pół godziny moja wachta się kończy. A jego nie ma.
- Tak? A obiecał, że przed północą wrócą. Ale on zostawił numer swojego telefonu. Dzwoniłeś może do niego? Spróbuj zadzwonić, może oni zaraz tutaj będą.
- Dzwoniłem, master, dzwoniłem. Jego telefon nie odpowiada.
- Spróbuję zadzwonić do tej całej Misji Marynarskiej.
- Właśnie o to chciałem prosić, master.
Kapitan dzwonił kilka razy do Domu Marynarza, ale nikt nie odbierał telefonu. Co prawda według rozkładu godzin z ulotki, jaką zostawił agent na statku wynikało, że w piątki Misja Marynarska czynna jest do godziny 22.00. A teraz dochodziła północ, więc nic dziwnego, że nikt nie odbierał telefonu. Ale co się mogło stać? Na pewno poszli we trójkę gdzieś do lokalu i pewnie się bawią z miejscowymi dziewczynami. Kiedy wrócą? Pewnie dopiero rano.
- Niestety, nikt tam nie odbiera telefonu. Słuchaj, Borys. Ty idź spać, nie czekaj na drugiego oficera. Zostaw tylko marynarza na wachcie. Powiedz mu, że w razie czego ma zawołać mnie. A rano porozmawiamy z tymi trzema jak wrócą. Ja jeszcze nie idę spać, a ty od rana musisz być na nogach. Być może wyładunek zacznie się wcześnie rano, tutaj nigdy nic nie wiadomo. Miał się zacząć przed południem, ale agent mówił, żeby lepiej statek był gotowy z samego rana do wyładunku. Dobrze, idź spać a rano zobaczymy co dalej.
- O.K. master. Idę spać, dobranoc!
Ale drugi oficer Artur Wożniak i dwaj marynarze, którzy z nim pojechali do miasta nie wrócili na statek. Kapitan poważnie zaczął się niepokoić o nich. Może gdzieś zostali zatrzymani albo pobici? Zawiadomił agenta, próbował się dodzwonić do Misji Marynarskiej. Agent zaraz przyjechał na statek i poszedł do kapitana.
- Nu kuk master! Problem? Nie wrócili jeszcze?
- Nie wrócili, telefon drugiego oficera nie odpowiada. Nie wiem co o tym myśleć.
- Pewnie popili gdzieś i śpią. Ja tu już widziałem różnych marynarzy.
- No tak, ale oni mieli wrócić wczoraj przed północą.
- Niejedni mieli wrócić na czas, a nie wrócili. Nie przejmuj się, master. Wrócą.
Ale do wieczora nie wrócili. Na dodatek okazało się, że wczoraj w Misji Marynarskiej nikt ich nie widział. Kapitan w końcu się tam dodzwonił i okazało się, że wczoraj w Misji Marynarskiej było tylko dwóch marynarzy po południu i byli to jacyś Grecy. Marynarzy ze statku „Margott” nikt tu wczoraj nie widział. Agent zaraz przyjechał do kapitana, mimo późnej pory. Obaj byli bardzo przejęci tym co się stało.
- Master, dzwoniłeś na policję? Jeżeli nie, to trzeba ich powiadomić.
- Nie, jeszcze nie dzwoniłem. Ale zaraz to zrobię. A może też trzeba się skontaktować z tą firmą, do której należał bus którym oni pojechali. Miał namalowanego delfina.
- Delfina? Bus? O czym ty mówisz, master?- zapytał agent.
- Ten bus, którym pojechał nasz drugi oficer do miasta z dwoma marynarzami miał na bocznej ścianie namalowanego niebieskiego delfina w białym kole. Znasz taką firmę?
- Tutaj jest dużo firm, master. Ale myślę, że policja szybko ich znajdzie.
- Dobrze, to działaj. Ty jesteś agentem i liczę na twoją pomoc- powiedział kapitan.
Policja została powiadomiona, ale poszukiwania nic nie dały. Busa, który zabrał spod statku trzech marynarzy ani firmy do której należał też nie znaleziono. Nikt ich niegdzie nie widział, nikt o niczym nie wiedział. Trzech marynarzy zniknęło jakby rozpłynęli się we mgle. Po załadunku statek stał jeszcze trzy dni, dopóki armator nie przysłał trzech marynarzy na miejsce zaginionych. Kiedy „Margott” opuszczał port w Kłajpedzie, kapitan nie miał żadnej informacji o zaginionych marynarzach. Kiedy dwa miesiące później schodził ze statku, dowiedział się, że sprawa zaginięcia trzech marynarzy w porcie Kłajpeda nadal pozostała niewyjaśniona i nie wiadomo, czy kiedykolwiek uda się rozwikłać tę zagadkę.