nie wystarczy słów, aby
były
białe, w czarnych obwódkach lub
odwrotnie;
chrzęści sucha proza, szeleszczą ciemne
metafory
gdzie spojrzysz tam niedosyt, pejzaż się sypie
jak łupież
spada po plecach barczystej przestrzeni, ma
dosyć
swoich miar, wag, uwag, nie-do-mówienia oraz prze-
milczeń;
co zostały po drugiej stronie pamięci; lingwizm
wierszy
manifest balcerzana, polny kwiat przybosia, jastrunowe
rymy
prywatne reflekcje krzysztofa g., karpowiczowskie
oksymorony
okres buntu i wypatrzeń, ślepe oczy losu, nowe
mironie-ironie;
za dużo znaczeń, aby się ziściły w słowach nie-
pokornych
pośród politycznych zaklęć i prostych
konfuzji
klasycy zaopatrzenia w przypisy, leżą na dnie
światła ...