Trzydzieści lat temu Stanisław Barańczak w „Etyce i poetyce" pisał, że poezja powinna być nieufnością, bo tylko to usprawiedliwia jej istnienie. Młody i zdolny poeta Tadeusz Dąbrowski odpowiedział mu niedawno...
(„Tygodnik Powszechny" nr 7/ 2009): „Poezja jako nieufność? Pod warunkiem, że jest to przede wszystkim nieufność wobec samego siebie". Lektura najnowszego tomu wierszy TADEUSZA CHABROWSKIEGO pt. „Mnisi czyli nierymowane strofy o cnotach" przywołała te dwie nieszablonowe opinie. Ich autor (ur. 1934) mieszka na stałe w USA od roku 1961 i dał się dobrze poznać jako twórca bardzo oryginalnej poezji, drukowanej w Polsce i Ameryce, będącej w opozycji wobec myślowych szablonów, pełnej wyżej przywołanej nieufności.
Dotychczas opublikowane książki Tadeusza Chabowskiego: „Madonny", „Lato w Pensylwanii", „Drzewo mnie obeszło", „Wiersze", „Drewniany rower", „Nowy drewniany rower", „Panny z wosku", „Miasto nieba i ziemi", „Zakwitnę wieczorem", „Gałąź czasu", „Kościół pod słońcem", „Zielnik Sokratesa", „Muzy z mojej ulicy", „Dusza w klatce" i teraz „Mnisi czyli nierymowane strofy o cnotach" – to osobiste schody poety do nieba poezji.
„Mnisi..." zawierają zwielokrotniony, jakby też powiększony i w pewnym sensie uniwersalny portret zakonnika. Liryki zawarte w tomie kapitalnie ilustrowanym finezyjnymi rysunkami Zbigniewa Jóźwika, skłaniają do odnajdywania w sobie... mnicha! Stąpając po schodach tej poezji, wkracza się w prawdziwy świat niełatwej metafizyki, odkrywa się prawdy, których się jedynie nieśmiało domyślamy. Dusza konstatuje, że potrzeba jej szerszego oddechu, że musi rezygnować z pychy myśli i raczej milczeć, niż ginąć w niepotrzebnych słowach. Nie trzeba koniecznie być zakonnikiem na Jasnej Górze lub pustelnikiem z Athos, aby wejść na królewską drogę wewnętrznej wolności dostępnej jedynie w stu procentach eremitom. I wtedy jest naprawdę inaczej: od spojrzenia do zdumienia, od zdumienia do wdzięczności, od wdzięczności do radości, od radości do szczęścia pod baldachimem modlitwy, która jest w rzeczywistości rozmową z Bogiem. nie możemy żyć zaplątani w przeszłość, zapatrzeni w przyszłość. Trzeba żyć chwilą obecną – oto główne przesłania pięknych i mądrych wierszy Tadeusza Chabowskiego. Odnaleźć w sobie mnicha... Ideał niekoniecznie idealny. Po prostu ludzko-boski.
W „Mnichu..." jest wiele rad i wskazówek, ich nadmiar dowodzi, że nie ma jednej i uniwersalnej, która byłaby na wszelkie egzystencjalne dolegliwości. Czy poniżej przytoczona z wiersza „Za połowę wstydu" byłaby wystarczająca?
Dla wielu, żeby zwalczyć krnąbrną naturę,
trzeba wziąć w cugle rozbrykane myśli,
wolę naszą nagiąć do czynienia dobrego, a zło
unicestwić w sobie niczym schorowany żylak.
W wierszu „Kaznodzieja Teofil" poeta opowiada, że zbędny jest nam Platon i Tomasz z Akwinu, bo natura oddała nas w niewolę dwóch tyranów i okrutnych władców: przykrości i przyjemności. Ta para wyznacza nam rytm życia, skłania nieustannie do dobrego i złego. Te niepodobne do siebie... bliźniaki są zaborcami naszej psychiki i samostanowienia.
I tak można byłoby wiersz za wierszem analizować, przymierzać do siebie, odkrywać w sobie mnicha, wspinać się wzwyż, aż do pełnej radości istnienia. Siła poezji Chabowskiego tkwi właśnie w uświadomieniu tej szansy. Ktoś powiedzieć może, że twórczość autora „Mnicha..." jest kontrowersyjna, areligijna. Niech powie, ale niech spojrzy na ostatnie sześć wersów sygnalizowanej książki:
Niebo jest mi świadkiem, że nigdy nie wpiszę się na listę
Syzyfów próbujących podważyć dogmat, popychających
głaz coraz to nowszych wątpliwości; solennie wierzę,
że wobec Wszechmogącego Boga nigdy nie mamy racji,
że Kościół jest inspirowany przez Ducha Świętego
i Wszystkich Świętych.
(„Wycinanki z białego papieru")
Tadeusz Chabowski: Mnisi czyli nierymowane strofy o cnotach, Wydawnictwo „Norbertinum", Lublin 2008, ss. 97.