Ziemia na początku wyglądała jak główka małego dziecka. Była ciepła, gładka, miała tylko kilka kępek zielonych włosów.
Pewnego dnia na małą, prawie łysą planetkę przybył Ogrodnik na srebrzysto-białym gołębiu, wielkim jak rakieta. Przywiózł ze sobą szpadel i mnóstwo małych drzewek. Założył Ogród. Drzewka, które Ogrodnik nazwał Pierwszym Zasiewem, rosły bardzo wolno. Bez przerwy do siebie szeptały, powtarzając słowa. Były to wiersze a może bardzo długie pieśni.
Ogrodnik zaczął się nudzić. Potrzebował Eliksiru, który rozgrzałby jego ciała i do serca wlał radość. Drzewa wytwarzały mało Nektaru, był on mdły i pachniał deszczem.
Ogrodnik postanowił wprowadzić do Ogrodu więcej ruchu, walki i zabawy. Drugi Zasiew biegał i skakał, miał zęby, kły i pazury. Jego Eliksir był nieco gorzki i pachniał metalem, ale Ogrodnik miał teraz obfitsze posiłki i trochę przytył.
Upłynęły tysiące lat ziemskich i Nektar Drugiego Zasiewu przestał całkiem smakować Ogrodnikowi. Stał się tak gęsty, że trudno było go przełknąć, miał brzydki brunatny kolor, nie mówiąc już o zapachu (Ogrodnik, który był Podróżnikiem na żadnej odwiedzanej planecie nie pił nic tak obrzydliwego).
Ogrodnik posmutniał, zrobił się taki chudy, że przypominał węża.
Pewnego poranka, kiedy do osobnych dzbanów wlewał Eliksir Pierwszego i Drugiego Zasiewu, usłyszał śmiech. Wziął ogromną Lupę i wśród drzew szukał źródła wesołości. Pod wielką jabłonią znalazł dwie dziwne Istoty. Miały białą, gładką skórę i włosy o barwie miodu, które falami spływały do ziemi. Ubrani byli w szaty z dębowych liści. Goniły się wokół drzewa chichocząc radośnie. Ogrodnik przez Lupę obejrzał dokładnie jasne istoty. Były inne niż Drugi Zasiew, nie tylko z powodu wyglądu. Wokół nich unosiła się mgiełka słodka i pachnąca.
Ogrodnik z nadzieją obserwował szczęśliwe Istoty. Z każdym ziemskim rokiem było ich coraz więcej. Małe dzieci miały tłuściutkie rączki i nóżki i mówiły w śmiesznym języku Gu-gu. Eliksir, który wszyscy rozsiewali, opadał rosą. Był pyszny.
Ogrodnik pił go każdego wieczoru w wielkim kielichu z rożka księżyca. Czuł się doskonale.
Lecz kiedyś o zmierzchu, kiedy nalał do kielicha ulubiony Eliksir, poczuł w nim jakąś zmianę. Napój był niesmaczny. Jakby ktoś dodał kroplę dziegciu.
I tak z roku na rok (liczony w latach ziemskich) Eliksir tracił smak i aromat. Pachniał złością i podstępem.
W końcu Ogrodnik nie miał ochoty go pić. Opuścił Ogród i udał się na swoim gołębiu na poszukiwanie nowej planety. Dobrej i niewinnej jak dzieci.