1.
Zbigniew Bieńkowski zauważył, i był w pewnym sensie jego krytycznoliteracki testament, stwierdził mianowicie, że przyszłość należy do liryki dialogu. Trudno z tym się nie zgodzić dzisiaj, wystarczy przypomnieć Dialogi Platona, czy bliżej naszych czasów: Martina Bubera, u nas ks. prof. Józefa Tischnera „filozofię dramatu”; jest w tym istota prawdziwego spotkania człowieka z człowiekiem (personalizm). W sumie to nurt zapoczątkowany przez Ferdinanda Ebnera na początku XX wieku. To chyba najważniejszy kontekst dla poezji Beaty Mączewskiej, dobrze opisuje jej świat wewnętrzny, to droga do budowania ładu i tej mitycznej, upragnionej harmonii – do niej właściwie dąży ludzkość od samego prapoczątku.
Autorka rozmawia sama ze sobą, nie jest to chorobliwe, raczej przenikliwość mistyczna, w człowieku bowiem kryje się Całość, więc poznanie siebie to droga do poznania świata. Autoświadomość w walce o słowo. Autorka chce nie tylko opisać widzialny świat, ale w ten sposób umacnia też własną tożsamość
Poetka wyznaje:
„Życie biorę garściami
Moja krew pulsuje szybko
Mój głos jest świeży i dźwięczny”
(z tomu: Amy, 2019)
Ten prosty i dziecięcy język charakteryzuje autentycznych poetów, którzy odrzucili wszelką grę z czytelnikiem, pustą sofistykę. Droga do poznania tajemnic bytu to intuicja, w takim świecie buduje się nowa metafizyka, za którą tęskni dzisiaj filozofia, którą zniszczył scjentyzm i racjonalizm. Prawdziwa rozmowa to nie tylko słowo, to również porozumienie pozawerbalne: spojrzenie, dotyk, czucie. Wiedział o tym dobrze Mickiewicza, że „mędrca szkiełko i oko” nie da odpowiedzi na ból istnienia. To przekonanie, że nigdy nie poznajemy do końca tworzy współczesnego poetę i filozofa.
Mączewską tak jak Dostojewskiego męczy Bóg. Właściwie przez każdy wiersz prześwieca dramatyczne pytania o sens ostateczny. Każdym z nas targają wewnętrzne sprzeczności: „jestem silna i krucha zarazem”. Ten język paradoksów – jak zauważył Stanisław Barańczak – jest typowy dla liryki metafizycznej: „Szczęściem jesteś, które/ przekleństwem stać się może/ Wznosisz na wyżyny -/ by zdruzgotać upadkiem/ Obiecujesz niebo, które/ piekłem stać się może” ( z tomu: jestem silna i krucha zarazem, 2008). Między wzlotem a upadkiem krąży dusza poetki. W tym sensie światem poetyckim rządzi nieprzewidywalność i niespodzianka. Odczuwamy na każdym kroku „dziwność istnienia”, intuicja ma nie tylko walor poznawczy, ona określa złożone porozumienie z całą Naturą, Ziemią, Kosmosem.
2.
Mówimy często za dużo, nie szanujemy słowa, kiedy właśnie poezja uczy nas mądrego milczenia czy przemilczenia. Za dużo w naszym życiu zgiełku, krzyku, walki, jak przekonuje poetka „Nieraz warto zatrzymać się w pół zdania…/ By ocalić ptaka -/ By ocalić siebie”. Z tej twórczości przebija wyraziste przekonanie, że nasza cywilizacja zapomniała o prawdzie Bogoczłowieczeństwa: każdy z nas „zdradził” równocześnie i Boga, i człowieka. Cała sfera naszego istnienia została uprzedmiotowiona, modna dzisiaj konsumpcja zasłania naszą duchową pustkę. Mamy swoje mamony, bożków, którym oddajemy hołdy, można rzec, że te wszystkie galerie handlowe to rodzaj świeckich świątyń.
Największym zagrożeniem dla człowieka jest sam człowiek: „Bóg jest ludzki, a człowiek jest nieludzki”, co widzimy tak okrutnie w naszych czasach, kiedy na Wschodzie toczy się wojna, nie ma litości nawet dla bezbronnych kobiet i dzieci. Stąd odnajdziemy tutaj znamienne wyznanie: „Złudna postać co szczęściem się zowie/ Zamieniła się w czarny krzyż…/A ty Panie u stóp mi go kładziesz…/ Każesz dźwignąć i dalej z nim iść…”. Każdy ma swój krzyż, na swoją miarę, choć tak lubimy narzekać, że nasze cierpienie jest największe. Zamknięci na drugiego człowieka, toczymy nieustanne walki ze światem. Trudno nam o afirmację istnienia ze wszystkimi blaskami i cieniami. Odpowiedzią na chaos życia i niebezpieczeństwa duchowe winien być „mocny fundament świadomych wyborów”.
Każdy wybiera za siebie, bo na Sądzie Ostatecznym, jak zauważył Herbert, rozliczani będziemy pojedynczo, żaden kolektywizm nie jest odpowiedzią na bolesne pytania człowieka. Wszystkie próby stworzenia totalitarnych systemów kończą się klęską. Pisanie, poezja, sztuka to wołanie o indywidualizm, który umacnia jednak więź z drugim człowiekiem, z całą naturą. Ta więź kosmiczna wyróżnia omawianą tutaj twórczość, bo nie wpisuje się ona w żadne modne poetyki, stąd przemilczanie Mączewskiej; jest zbuntowaną kobietą przeciwko męskiej dominacji, ale równocześnie wrażliwa i otwarta chce kochać i być kochaną.
3.
Tej liryki nie zabija sztuczny patos czy gra z drugim człowiekiem, jest tutaj wzniosłość i powaga codziennej walki, ale też czułe poczucie humoru, rytm i rym światła przenika groźne ciemności, jak widzimy to w zabawnym wierszu „Psikus” (z tomu: Porozmawiajmy na temat…, 2010):
„Czemu wysłałeś mnie Boże
Na te górskie dróżki…
I nie załatwiłeś żadnej podwózki
Lata już nie młode
Siwizna na głowie
W kolanach mi strzyka
A w głowie mam bzika
Chcę udawać młodzika”
Można rzec, że u poetki ten „bzik metafizyczny” wchodzi w dialog z dramatem codziennych poszukiwań Nieba, które jest dla poetki ostatecznym celem, nadrzędnym sensem. Jeśli pisze wiersze to zawsze ku chwale Boga, ale też jest to próba zrozumienia drugiego człowieka, jego grzeszności i miłości. W najlepszym chyba jak do tej pory tomie Odsłona trzecia (2012) autorka z „nutką ironii”, a więc mądrym dystansem patrzy na „boże igrzysko”, gdzie w jednej chwili możemy utracić materialny dorobek życia, ale też możemy odkryć wartość naszego duchowego świata, naszego wnętrza… Jesteśmy jak bohaterka tej poezji nieustannie w drodze. Odbija się tutaj myślenie zarówno amerykańskich beatników, jak i bieszczadzkich zakapiorów, droga bez końca, „w oparach piwa /i nędznej wódy/ musimy przetrwać/ podróży tej trudy” (W drodze).
W tej poezji jest zarówno wrażliwość i obsesja „erosa-thanatosa” Haliny Poświatowskiej, ale też rodzaj męskiej odwagi, mówiąc słowami Paula Tilicha: „męstwo bycia”, nie ma tutaj rezygnacji, desperacji, raczej autorka płynie zawsze „pod prąd” wszelkich przeciwności losu. Pomaga w tym wiara stałość Boga. Może powtarzać też za „Małym Księciem”, że „nawet w obliczu śmierci przyjemna jest świadomość posiadania przyjaciela”. Bóg jest tutaj tym najważniejszym Przyjacielem, który dał nam jedno wyzwanie: pielęgnowanie naszej Miłości do świata, ludzi, zwierząt. To przeslanie na dziś i na jutro. Fundament nowej metafizyki, która pozwoli odrodzić się ludzkości, stąd nowy etap tej twórczości: ekstatyczna afirmacja dobra i piękna. Warunkiem godności człowieka zawsze pozostaje wolność, ten bezcenny dar, który każdy otrzymał na początku drogi:
„Jestem ciągle ciekawa świata…
Ciągle we mnie te same żądze
Ale wolności wyboru
Nie oddam za żadne pieniądze”
(wiersz „Czas” z tomu: Zanim zgaśnie płomień świecy, 2016).
Z pewnością poetka zgodzi się ze współczesnym filozofem, że nasz ludzki świat nie może się obyć bez metafizyki, a więc tego wszystkiego co przekracza naszą cielesność i fizyczność. Fundament hermeneutyki Mączewskiej leży w doświadczaniu Piękna, wydobywa ono „przejawy dobra, celowości i intelektu, które możemy kontemplować” (J. Grondin, Piękno metafizyki, przeł. M. Marczak, PIW Warszawa 2021).
Autorka urodzona w 1962 roku, żyjąca gdzieś poza salonami, choć związana z krakowskim Teatrem Stygmator (Violetta Zygmunt), pozostaje w drodze i jej droga pozostaje otwarta, a cel wyprawy wciąż niezmienny: więź z Absolutem i każdym istnieniem.