1 stycznia
Nowy Rok jak każdy rok. Zdarzenia za zdarzeniami, zadania za zadaniami... Czym się różni zdarzenie od zdarzenia? To pierwsze mniej zależy ode mnie, to drugie więcej, bo ja je w końcu przyjmuję i wykonuję. Ostatnio trochę więcej zadań. Wyraźna ucieczka w uregulowanie, w większą pewność. Niemniej duża aktywność, która nuży. Siedząc po południu na kanapie ze szklanką herbaty w ręce nie mogę usiedzieć. Kiedyś mogłem. Delektowałem się herbatą i chwilą, która często przeradzała się w rozleniwienie.
2 stycznia
Z Ukrainy przyszła dramatyczna wiadomość, że dowództwo armii zwróciło się do prezydenta państwa o pół miliona żołnierzy. Taka jest realność frontu, o czym pisałem już kilkakrotnie i widziałem na własne oczy. Jest broń ale nie ma kto jej używać.
Potrafi wyglądać i mówić, może się podobać. Wołodymyr Zełeński. Mówił o zwycięstwie, o kawie, którą będzie pił na Krymie... Teraz mówi o zachowaniu jedności, bo naród ukraiński jest rozbity; 8 milionów Ukraińców przebywa za granicą i ani myśli wracać. Mówi: „Wojna zwycięstwo, porażka, stagnacja, zależy od wielu decyzji, ale przede wszystkim od nas samych. Nie jesteśmy jednak gotowi poddać naszego kraju”.
- Ukraina żyje i ma się dobrze - równo rok temu, w grudniu 2022, zapewniał prezydent Wołodymyr Zełenski w czasie swej pierwszej od wybuchu wojny, zaskakującej wizyty w Waszyngtonie (i w ogóle pierwszej zagranicznej). Podczas triumfalnego pobytu, gdy każdy amerykański polityk chciał się z nim sfotografować, podarował Kongresowi sztandar z Bachmutu, bronionego przed zajadłymi rosyjskimi atakami. Wkrótce ukraińska armia straciła Bachmut i pobliski Soledar. Inspirowana przez Zachód, długo oczekiwana, wielokrotnie zapowiadana kontrofensywa utknęła w ciężkich walkach na tzw. linii Surowikina, nie doprowadzając do niczego poza stratami. Na początku czerwca Rosjanie wysadzili w powietrze zaporę kachowską, na Dnieprze, topiąc wszystko w dolnym biegu rzeki, zabijając setki mieszkańców oraz swoich żołnierzy, niszcząc miasteczka i wioski. Ale zabezpieczyli sobie tyły przed nadciągającym ukraińskim atakiem, do którego oczywiście nie doszło.
Teraz ukraińskie oddziały cofają się z najbardziej wysuniętych pozycji zdobytych podczas kontrofensywy na umocnienia przygotowane na zimę. Brygady wyszkolone na Zachodzie i wyposażone w zachodnie uzbrojenie (głównie broń pancerną) już się wykrwawiły. Tymczasem zachodnia pomoc zanika. Zachód nie tylko nie obiecuje nowej broni, ale i zrywa grafiki dostaw już obiecane. Amerykanie wahają się...
Ukraińska armia rozpoczęła ubiegłoroczną kontrofensywę, mając do dyspozycji kilkadziesiąt nowoczesnych, zachodnich czołgów, gdy potrzebowała setek. Gołosłowność pomocników, hura - optymizm Ukraińców.
W sumie cały mijający rok wojna w Ukrainie miała już charakter pozycyjny - od ostatniej ofensywy w obwodzie charkowskim jesienią 2022. Zastygnięcie frontu, konieczność przejścia do tzw. obrony strategicznej i mobilizacji wszystkich zasobów ujawniło jednak w Ukrainie mnóstwo problemów. Postrzeganie W. Zełeńskiego na świecie też się zmieniło z tego powodu, że ukraińska wojna zamieniła się w powolną, peryferyjną wojnę. Wraz z nią prezydent stał się peryferyjnym bohaterem
Mimo to ukraińska armia w ciągu ostatniego roku odniosła błyskotliwe sukcesy na odległość. Wojna została przeniesiona na teren wroga, gdzie zaczęły spadać ukraińskie drony. 3 maja 2023 roku taki pocisk trafił jedną z kopuł moskiewskiego Kremla. Po nim poszły naloty na biznesową dzielnicę Moskwy i siedzibę rosyjskiego wywiadu wojskowego. Na Morzu Czarnym zmasakrowano rosyjską Flotę Czarnomorską, topiąc lub uszkadzając jedną piątą rosyjskich okrętów. Pozostałe musiały uciekać z baz na okupowanym Krymie, tracąc kontrolę nad zachodnią częścią morza. Dzięki temu udało się odblokować handel z ukraińskich portów, mimo zerwania przez Moskwę jeszcze w lipcu 2023 roku „umowy zbożowej”. Ukraina na tym zyskała, ale najwięcej żydowscy, amerykańscy, holenderscy i niemieccy latyfundyści.
Czarnomorskie sukcesy, a także terrorystyczne, a jakże, atakowanie dronami rosyjskiego Biełogrodu oddalonego 30 kilometrów od granicy, nie zmieniają jednak sytuacji na froncie. Są jakby elementem hybrydowej partyzantki, którą przyjdzie Ukraińcom wkrótce uprawiać przez wiele lat. Tak jak Polakom podczas II wojny światowej. Andrzej Adamski nazywa to psoceniem się, tylko, że takie psocenie rozwija nienawiść i wywołuje żądzę odwetu.
Prezydent W. Zełenski dobrze i ładne mówi, tylko że to jest literatura. Bezsilna wobec materii i faktów. A jeśli do tego dodać kostiumy, w które się ubiera, i miny, które robi, to mamy już coś z teatru, którego siła czeźnie, gdy z sali teatralnej wychodzimy na ulicę. Retoryka nigdy nie zastąpi mechaniki.
3 stycznia
Za oknem równo siąpi deszcz. Odblaski ulicznych latarń są martwe, zmatowiałe mimo połysku wody, bez blików. Granatowo-czarne niebo bez nadziei na brzask.
Czy tak wygląda piekło? Piekło to niekoniecznie żar czy lód, to także takie trwanie bez jakiejkolwiek perspektywy.
3 stycznia
Powracają do mnie refleksją i obrazami dni sprzed Świat Bożego Narodzenia. Oprócz rozgardiaszu i szalonego tempa przedziwna, zwana często magiczną, atmosferą. Odczułem ją przede wszystkim w hallu Filharmonii Pomorskiej, gdy – oczekując na współtowarzysza – obserwowałem przychodzących słuchaczy. Pewna nerwowość, napięcie, ale przede wszystkim oczekiwanie. Na co? Był to koncert kolęd. W dobrym, nowoczesnym, głównie instrumentalnym opracowaniu Feliksa Małeckiego. Nawet pospolite twarze kobiet czy brutalne męskie były ciekawe, właśnie oczekujące.
Inna refleksja to ta, że rzeczywiście święta Bożego Narodzenia są coraz bardziej zlaicyzowane. W życzeniach nie mówi się o Bogu i Jego błogosławieństwie, tylko o świętach jako takich. Święto jako świętowanie, tylko czego? Siebie? Z podziwem słuchałem gorliwej modlitwy wyznawczyni jednej z denominacji ewangelikalnych, która mówiła o czasie spotkań, wielokrotnie, jakby chciała sama w nie uwierzyć, powtarzając słowo spotkania. Bo ona żadnych świat nie obchodzi , gdyż doktryna jej wyznania to zakazuje. Inny młody człowiek życzył mi nie uniesień duchowych tylko wypoczynku. Jakbym na wczasy jechał.
4 stycznia
Coraz więcej ludzi kradnie. Ostatnio któryś z przechodniów ukradł mi rolkę papieru ręcznikowego, którą na moment zostawiłem na schodach, aby pójść do samochodu po kolejne rzeczy. Wynika to po części z nadmiaru przedmiotów i łatwej ich dostępności. Inflacja powoduje spadek moralności. Paradoks? Nie. Skoro coś jest dostępne, to biorę, po co mam kupować, drugiemu nie ubędzie, tyle przecież towarów jest do nabycia. Jedna rzecz więcej, jedna rzecz mniej... Tępy obłęd mnogości.
5 stycznia
Przychodzą nerwowo drukowane z końcem roku książki. Sporo grafomanii spod piór seniorów, głównie seniorek. Wyraźnie nie maja co robić. Jeśli już chcą pisać to niech piszą pamiętniki. Tego typu dokumentów z czasów przecież przełomowych nigdy nie będzie za wiele. Nawet jeśli są to dokumenty bardzo subiektywne, odbiegające w swym zapisie od faktów. Są przecież zapisem określonej świadomości, a świadomość przecież jest częścią rzeczywistości, choć niematerialną, ale faktyczną. A rzeczywistość to przecież materia i fakty.
6 stycznia
Czytam dzienniki Andrzeja Bobkowskiego Szkice piórkiem. Francja 1940-1944. Wreszcie coś porządnego wydanego przez Instytut Literatury, instytucję która na polu literatury miała zbudować „nowe państwo”. Jej sztandarowa edycja – kwartalnik „Nowy Napis” bardzo szybko obsiedli sprawni gawędziarze i ględziarze oraz żartująca sobie z literatury młodzież, pisząca byle jak, byle oryginalniej i na przekór, wulgarnie nawet. W zasadzie bez żadnej myśli i idei. A przecież piewca „literatury prawicowej” Maciej Urbanowski tak poważnie do swego zadania politycznego podszedł (nota z 6 listopada 2023 roku).
Wracając do A. Bobkowskiego i zestawiając go z moimi Dziennikami widzę ogromną różnicę. On pisze swobodnie, z dystansem, ze szklaneczką wina w ręku, mimo że pisze o wojnie, a ja się męczę, chcę coś więcej niż swoje przygody opisać, coś tam też udowodnić. Nie znaczy to wcale, że on nie wyciąga wniosków. Wyciąga, ale jakby mimochodem...
Zazdroszczę.
7 stycznia
Zmuszony przez awarię redakcyjnego sekretariatu zacząłem sam obrabiać internetową pocztę. Jakież to nudne i męczące, ale wciąga. Takie klepanie dla klepania, zajecie rytmiczne. Nie zaskoczyli mnie więc korespondenci, którzy natychmiast po mojej klepanej reakcji dziękowali za moje podziękowanie za ich życzenia noworoczne. Widać, że nic nie robią, tylko siedzą przed ekranami i klawiaturą. Klepią. Drugi świat!
8 stycznia
Rozmawiam z Rosjaninem, który wrócił z Pietrozawodska. Mówi, że większość Rosjan popiera W. Putina. Nie zwracają uwagi na wojnę, tylko na działania wodza, który wie co robić, walcząc z przeciwnikami Rosji. A są nimi Europa i Ameryka. Przedziwny skrót myślowy, bez swego udziału w tej układance, bo ów udział jest oczywisty, jeżeli wódz tak każe... Otępiająca rosyjska mentalność narodowa.
Wydaje się, że ten moloch żądny walki dla walki zaczyna przerażać Europę i Amerykę, gdzie coraz częściej mówi się o konieczności zakończenia wojny. Bo jeśli moloch ruszy dalej...
9 stycznia
Udało się napisać opowiadanie. Natychmiast odżyłem. Jak alkoholik po wypiciu rankiem kieliszka szampana.
10 stycznia
- Nie wiedziałam, że on jest taki głupi – stwierdziła znajoma.
- A ja wiedziałem. Od początku – odpowiedziałem, ujrzawszy w pamięci jego twarz sprzed kilku lat.
- Najgorzej, że Polska też jest głupia – stwierdził przysłuchujący się naszej rozmowie kolega.
Zamilczałem.
11 stycznia
Zastanawiając się dlaczego czasopisma konfesyjne, różnych wyznań zresztą, nie cieszą się powodzeniem u osób średniomyślących, nie mówiąc już o tych wysoko, dochodzę do wniosku, że one nie dają czytelnikom nic do myślenia a tylko do wierzenia. Podobnie jest zresztą z tymi prawicowymi, oczywiście w polskim a więc para-konfesyjnym wydaniu. Nawet najbardziej atrakcyjne tematy, w nawet najbardziej kolorowych periodykach są sprowadzane do czarno-białych schematów. Sprytna jest „Gazeta Wyborcza” , też jednostronna, ale ona czasem jakby podważa swoją „wybiórczą” linię. Jeden artykuł na dziesięć, ale mimo wszystko daje trochę satysfakcji, przez co człowiek siłą rzeczy czyta też artykuły, które są „do wierzenia”. Ja przynajmniej staram się krytycznie.
12 stycznia
Ukraina walczy i bawi się (otwarte restauracje, kluby i dyskoteki), traktując tę zabawę jako wyzwanie wobec przeciwnikowa a Niemcy jak zwykle robią interesy. Produkują w ukraińskojęzycznych opakowaniach różne produkty konsumpcyjne i upychają je w sklepach z „artykułami wschodnimi” porozrzucanymi po całej Europie, w których zakupy traktowane są przez naiwniaków jako gest pomocy walczącej Ukrainie. Mam przed sobą Pticzje mołoko so wkusom sliwok ot Marusi wyprodukowane w Leon GmbH, Steinmannweg 5D, 53488, Troisdorf, które wdzięczne stare Ukrainki podarowały na Nowy Rok naszemu nauczycielowi języka polskiego Romanowi Sidorkiewiczowi. Przesłodzone, te czekoladki, nijak się mają do smaku polskich ptasich mleczek. Kupiły ten produkt w sklepie pod wdzięcznym szyldem Ukrainoczka, pod którym upycha się różne, także polskie towary. A pachnie w tym sklepie bardzo wschodnio wędzonymi rybami i kwasem chlebowym. Aby zdziwienia nie było dość informuję, że owym starym Ukrainkom, które uciekły do Polski przed gorszym losem, także przed mężami oraz niewdzięcznymi dziećmi, i aby za darmo się wyleczyć (nota z 3 listopada 2023 roku), język polski służy jako pretekst do wyjścia z domu, a raczej hostelu, w którym są poupychane na piętrowych łóżkach. Bo do pracy nie chodzą, gdyż albo im się nie chce albo ich nikt nie chce. Inna rzecz, że uczą się pilnie, lepiej niż młodzież, którą też edukujemy.
Medytując tak nad niemieckim Pticzjom mołokom doznałem olśnienia, dlaczego centrala polskich sklepów z towarami ze wschodu mieści się przy zachodniej a nie przy wschodniej granicy. Po prostu bliżej do Niemiec.
13 stycznia
Najpierw żyj a potem pisz książki. Nie odwrotnie i nie w zamian. Inaczej nie będzie dobrej literatury.
Zaskakująca skłonność do aforyzmów. Zachwyt na pięknem lepszy jest niż posiadanie piękna. Jest po prostu czulszy.
Spotkanie z politykiem z górnej półki prawicy. Dlaczego oni są tak śmiertelni poważni, że ponurzy nawet? Czyżby byli przekonani, że dźwigają jedyną prawdę? Przypominają mi moich starowierców.
14 stycznia
Łysy facet w okularach i brązowej skórzanej kurtce, podniosłszy na mnie wzrok, machnął ręką i zawrócił na piecie. Szedł za okutaną w sztuczne czarne futro babą. Zagubili się wracając w kościele od Stołu Pańskiego, poszli o kilka ławek - jak się okazało – za daleko.
Tak już jest gdy się daje kobiecie prowadzić, ale dlaczego ja mam na tym tracić?
15 stycznia
Skupiając się na ludzkim, o ile w tym przypadku można użyć takiego określenia, wymiarze wojny w Ukrainie zastanawiam się, co sprawia, że ludzie tracą grunt pod nogami swojego życia i wówczas jedyną możliwością, jaką widzą jest wizja śmierć? W przypadku Ukraińców są dwa typy: jeden heroiczno-ofiarny, drugi egzystencjalny. Ci pierwsi pozytywnie reagują na dramatyczne pytanie wypisane na wielkich bilbordach: „Chcesz wejść do historii?”. Ci drudzy nie widzą przed sobą żadnych perspektyw dobrego życia, bo przed Ukrainą jako taką nie ma w zasadzie takich perspektyw; nawet gdyby wojna jakimś cudem się skończyła, to i tak będą oni niewolnikami wielkiego kapitału „odbudowującego” Ukrainę. W przypadku Rosjan ten drugi typ przeważa, bo ten molochowaty kraj nie stać na stworzenie przyzwoitego życia swoim obywatelom, a tylko stwarza iluzję wielkości. W Rosji zwykłym ludziom nigdy nie było dobrze. Ogrom tego kraju, ogromne jego możliwości nie pozwalają tak się zorganizować, aby dobrze wykorzystać to, co się posiada. A tak, pójdą na front i albo wrócą w chwale albo skończy się wreszcie ich udręka. Tylko, że życie zazwyczaj wytycza inną drogę: trwałe inwalidztwo, bez ręki i nogi z puszką na jałmużnę w moskiewskim metrze, odłamkiem pod prawym żebrem, którego chirurg nie chce wyjąć, bo czemuś tam zagraża. Lepiej zginąć, ale jak zginąć, skoro życie wybiera inną drogę. Życie? Jakie życie? Bóg? Jaki Bóg? Bogiem jest Putin, on jeden wie co robić.
16 stycznia
- „Mam dziś bogaty życiorys i uregulowany, całkiem interesujący, czynny tryb życia. Obserwuję jak ludzie, którzy szamocą się w życiu chcą się o mnie oprzeć. To chyba niebezpieczne, bo ta szamotanina może i mnie się udzielić” – powiedział mój znajomy.
Nie zareagowałem, tylko zacząłem zastanawiać się nad swoim życiorysem i swoim trybem. Szamotaniny w niej na pewno trochę jest, ale staram się o nikogo nie opierać.
17 stycznia
Nie inspirowany przez mnie Andrzej Adamski potwierdza, o czym już wielokrotnie pisałem, że dzisiejszą „religią” ludzi, a szczególnie młodych jest samorealizacja. Oderwanie się od innych, od wspólnoty, od dobra wspólnego i skupienie się na sobie – swoich dyspozycjach, pragnieniach, celach. Prowadzi to do egotyzmu, egoizmu, samotności wreszcie.
Sebastian dodaje, że drugą „religią” współczesności jest ekologia. Jak każda religia ma ona swoich fanatyków, do których należy moja żona Dorota, goniąca mnie nawet za to, że do pieca centralnego ogrzewania w naszym domu wrzucam opakowanie z celofanu.
18 stycznia
Ściśnięty jak imadłem gęstą ciemnością przypominam sobie budzenie się jasności w styczniu poprzednich lat. A przecież podobno nie pamięć tylko myślenie o przyszłości buduje. Tak, ale gdyby nie znało się z autopsji tego kołobiegu pór roku, to w styczniu można byłoby się załamać. Tym bardziej, że porzekadło, iż na Nowy Rok przybywa dnia na barani skok sprawdza się dopiero w trzeciej dekadzie miesiąca. Paradoks – przyszłość z przeszłości. A może tylko rozpoznawanie dzieła Wielkiego Zegarmistrza?
19 stycznia
W ramach porannego rozruchu z kawą w ręku poczytuję Akant”. Udał się nam ten numer styczniowy. Bardzo krwiste i szarżujące ale nie tak kabotyńsko jak w „Nowym Napisie” wiersze młodych. Precyzyjna, bo taka musi być (Ulisess już się przeżył) proza. Coś buduje, coś wnosi. Zaskakujący tekst Jerzego Grupińskiego o mojej pisaninie. Że też ją śledzi, że odkłada do jakiejś teczki różne wycinki! To się dopiero nazywa pisarska solidarność, której dziś tak mało!
Za oknem dzwony wzywające na ciemno-poranną Mszę Świętą. Będąc dzieckiem kulącym się pod pierzyną w pokoju, w którym piec dawno wygasł współczułem bratu Bronisławowi, który musiał (sic!) z komeżką na rękach biec do kościoła na Mszę Świętą o godz. 6.00.
20 stycznia
Jak głęboko i daleko stalinowska nieufność wobec człowieka wniknęła w mentalność kulturowa narodów byłego Związku Radzieckiego, świadczy fakt, że młoda ukrainka, która wygadaniem i bezczelnością łączoną z szerokim uśmiechem zajęła wyróżnioną pozycją w korporacji, wprowadziła codzienne raporty pracownicze. Pod koniec dnia, a jeśli nie starczy czasu, to poza godzinami pracy trzeba wpisać w tabelę wykonywane czynności z ich minutowym harmonogramem. Jeśli się tego nie zrobi na czas, to po kilku upomnieniach dojdzie obcięcie zarobków, a potem do zwolnienia. Ta młoda Ukrainka, która za nic w świecie nie chce wracać do swego kraju, zatruwa tym stalinowskim „genem kulturowym” atmosferę społeczną w Polsce, w której i tak poziom zaufania społecznego jest jeden z najniższych w Europie. To ona powtarza za komunistami, że kobietom trzeba ufać, ale też trzeba ich sprawdzać. Na tej kanwie swego czasu do niebotycznych rozmiarów rozrosły się w ZSRR służby specjalne.
21 stycznia
Popularność manifestacji ulicznych w Polsce wynika z mitu solidarnościowego, obrazów telewizyjnych z całego świata, dążenia do wspólnoty w tłumie oraz z potrzeby sprawstwa, które grzęźnie w sieci przepisów prawnych i w bagnie internetowym. Ubiorę się, wyjdę na ulicę, pokrzyczę, może coś z tego będzie.
22 stycznia
Wszystko i nic. Gdy jest wszystko to nic nie jest wyróżnione, ważne. Rozmowa, w którym nie słowa mają znaczenie ale sama rozmowa. Ale ona też nie ma znaczenia. Obecność. Tylko obecność i aż. Wszystko i nic.
23 stycznia
Jeszcze nie jestem gotów... A tu nagle okaże się, że trzeba, że już nie ma wyjścia. Samo się okaże, bo człowiek nigdy nie jest sam gotów.
24 stycznia
Przedstawia mi swoją nową żonę.
- A co z poprzednią? – pytam, potrafiąc już od pewnego czasu mówić wprost, w kłopotliwych sytuacjach bez tchórzliwego względu na rozmówcę. – Odeszła? – w tym pytaniu jest już trochę lęku, liczenia się z interlokutorem.
- Nie, ją odszedłem – odpowiada jakby z dumą.
Nie wiem dlaczego, ale straciłem do tego faceta resztki szacunku.
- Czujemy się ze sobą jakbyśmy znali się od zawsze, zgadujemy swoje myśli i odczucia, mówimy milcząc, lubimy patrzeć sobie w oczy – tłumaczy, ale tego już nie słucham.
25 stycznia
W saunie Sebastian znów twierdzi, że tylko 25 procent ludzkiej pracy ma obecnie jakikolwiek sens. A jest to tylko praca mężczyzn: inżynierów ustawiających maszyny produkcyjne, energetyków, budowlańców i śmieciarzy, no i niektórych naukowców od nowych technologii.
Nie zgadzam się tylko z tymi ostatnimi.
26 stycznia
Wszystkie inne sprawy – myśli, uczucia, przeczucia są wobec bytu, jestestwa, faktu jak przymiotniki wobec rzeczowników.
27 stycznia
Wydawać by się mogło, że w klinice internetu można wyleczyć kompleksy niedowartościowania i niższości oraz zaspokoić potrzebę przynależności i więzi społecznej, tudzież sprawstwa. Nic błędniejszego. Mnogość potencjalnie potęguje dolegliwości, nasza choroba nabiera większego rozmiaru. Jak można być lepszym, skoro wszyscy są lepsi, a raczej chcą być lepsi? Niektórzy internauci i facebookowcy to dostrzegają i już się nie wypinają, tylko robią wszystko, aby nie wypaść z obiegu, a więc walą i walą różne informacje o sobie, czasem nawet kompromitujące. Nie ważne co mówią, ważne, aby nazwiska nie zmieniali, a raczej wizerunku na ekranie.
28 stycznia
Aż dziw bierze jak fala neopagaństwa zalewa cały świat. Na liście, którą otrzymałem z Łotwy świąteczny znaczek pocztowy z rysunkiem gałązki jodłowej i dwoma skrzatami – gnomami ze złotymi dzwonkami w rękach.
Skoro już jesteśmy przy Łotwie, to chwała niesamowitemu Henrykowi Tokarzowi, który z własnej woli wysyła tam nasze wydawnictwa ze „Światem Inflant” na czele. Jest to jedyne czasopismo, które od 20 lat, co miesiąc zajmuje się historią i teraźniejszością północno-wschodniej Europy.
29 stycznia
Nie ma co sie dąsać, gdy ktoś przychodzi do ciebie aby z czegoś skorzystać lub nawet ciebie wykorzystać. To znaczy, że jesteś jeszcze w obiegu a obieg to relacje wzajemnych korzyści i zobowiązań. Ileż wokół mnie ludzi spoza obiegu, aż żal spoglądać w ich otępiałe z przerażenia bezruchu oczy, aż chce się uciekać w inny lepszy, rozsłoneczniony świat a nie ten zapchany ludzkimi manekinami.
30 stycznia
Niepokojące informacje o wyludnianiu się w Polsce średnich miast. Pozytywny bilans migracyjny mają Kraków, Warszawa, Wrocław, Gdańsk, a więc trwa proces powstawania molochów cywilizacyjnych. Już samo miasto nie jest magnesem, tylko miasto szumne, ogromne, w którym można się zatopić.
31 stycznia
Jakże szybko skończył się pierwszy miesiąc.