Rozmowa z Magdaleną Walusiak, czołową promotorką slamu w Polsce i półfinalistką Ogólnopolskich Mistrzostw w Slamie Poetyckim 2023.
Paweł Krupka: Jak postrzegasz rozwój polskiej sceny slamerskiej, odkąd jesteś na niej obecna?
Magdalena Walusiak: Jestem częścią społeczności slamerskiej od pięciu lat, to zaledwie jedna czwarta historii slamu w Polsce, ale rzeczywiście widzę zmiany i to duże. Na różnych poziomach.
Zacznę od najwyższego, czyli slamowych mistrzostw Polski, których 7. edycja odbyła się w sierpniu 2023 r. w Poznaniu. Kiedy uczestniczyłam w nich po raz pierwszy w 2019 r., była to skromna impreza towarzysząca dużemu festiwalowi poetyckiemu. Od dwóch lat nasze coroczne slamerskie święto jest profesjonalnie organizowaną samodzielną imprezą odbywającą się w jednej z najważniejszych sal widowiskowych stolicy Wielkopolski, przy pełnej widowni i z wydarzeniami towarzyszącymi nie tylko w trakcie finału, ale również w dniach poprzedzających pojedynek o laur mistrzowski.
Widać też profesjonalizację na scenie. Pięć lat temu przeważało czytanie performatywne na różnym poziomie, w tym roku większość reprezentantów największych miast Polski prezentowała teksty z pamięci i w większości były to mini spektakle na świetnym poziomie.
Ludzie slamują w coraz większej liczbie miejscowości. W 2022 r. do mistrzostw Polski dołączyły Katowice i Lublin, w 2023 – Szczecin, w 2024 będziemy witać Białystok. Ale turnieje pojawiły się też w wielu mniejszych miejscowościach, m.in. Kołobrzegu, Legnicy, Bytomiu czy w małej wiosce niedaleko Spały, gdzie organizowany jest od dwóch lat letni festiwal multikulturalny i od pierwszej edycji odbywają się tam nie tylko slamowe turnieje, ale również warsztaty i spektakle spoken word.
I to kolejny znak rosnącej popularności slamu i literatury mówionej w ogóle: obecność na festiwalach i przeglądach, na imprezach plenerowych, w domach kultury, a nawet w teatrach i... planetariach! Slamowy turniej poetycki zaczyna też być wykorzystywany jako forma edukacyjna w szkołach i domach kultury.
W 2020 r. wydawało się, że pandemia zniszczy slamowe środowisko i możliwości, tymczasem obudziła tęsknotę za tym, co w slamie jest najpiękniejsze: za spotkaniem z innymi wrażliwymi osobami i możliwością swobodnego wyrażania ekspresji. Za współodczuwaniem. Ogromną zaletą slamu jest także jego egalitarność – na scenie może wystąpić każdy, bez względu na wiek, płeć, wykształcenie czy umiejętności. To trochę ryzykowne, ponieważ zdarzają się teksty przypadkowe, ale bywa też cudownie ożywczo i zaskakująco, bo utworów ciekawych i świeżych jest zdecydowanie więcej, a przecież przed większością slamów nie ma żadnej preselekcji.
Jesteś typową poetką liryczną, ale na polskiej scenie święcą triumfy także autorzy form typowo prozatorskich, choć nominalnie jest to slam poetycki. Czy nie należałoby wprowadzić rozróżnienia między slamem literackim i poetyckim, czy uważasz, że każde żywe słowo jest poezją bez względu na cechy gatunkowe?
Świetne pytanie, dziękuję, chętnie zmierzę się z tymi prowokacjami (śmiech).
Po pierwsze: nie uważam się za poetkę liryczną, napisałam zaledwie kilka dobrych wierszy. Większość moich tekstów to piosenki, które gadam, a ich miejscem docelowym nie jest kartka papieru czy ekran monitora, ale scena. Pół żartem przedstawiam się ostatnio jako wajdelotka albo bardessa. A moje gadane piosenki to najczęściej ballady, jeśli więc mamy używać terminologii teoretycznoliterackiej, piszę i wykonuję utwory fabularne, zatem nie zajmuję się liryką, lecz epiką. Czy jest w tych utworach poezja? Mam nadzieję, choć szukałabym jej nie tylko w tekstach, ale także w wykonaniach. Bo poezję znajdujemy przecież w różnych dziedzinach sztuki – malarstwie, muzyce czy teatrze. Poezja to dla mnie to, czego nie da się wprost wyrazić słowami, dlatego trzeba użyć języka sztuki i sięgnąć po metaforę, porównanie czy symbol.
Po drugie: utożsamianie liryki z poezją to nowożytny wymysł. Przecież początki literatury to właśnie poezja – pieśń, a przez długi czas poezją nazywano każdy przejaw sztuki słowa, także dzieła dramatyczne.
I po trzecie: slam jako część oratury, czyli literatury mówionej, jest powrotem do źródeł literatury, czyli do poezji. Do bezpośredniego kontaktu twórców z odbiorcami. Nie ma slamu bez poetek i poetów, nie ma go też bez publiczności. W stronę tych korzeni zmierzam w swojej działalności artystycznej. I w stronę początku poezji, czyli pieśni. Jestem wędrowną opowiadaczką historii tworzonych mową wiązaną. Używam rytmu i melodii, które były w poezji od początku.
Żeby dotrzeć do odbiorców, by zatrzymać ich uwagę, trzeba umiejętnie zbudować opowieść. Można korzystać z różnych środków, które serwują nam poetyka i retoryka. Czy tekst będzie poezją, czyli literaturą, zależy od formy i celu, w jakim został stworzony. Jeśli jest czymś więcej niż użytkowym komunikatem, bywa poezją. A slam poetycki i slam literacki to dla mnie synonimy.
Od kilku lat jesteś obok Dagmary Świerkowskiej najbardziej aktywną promotorką slamu w Polsce. Prowadzisz regularnie slamy w stolicy i redagujesz główną ogólnopolską slamową stronę na FB. Jak oceniasz efekty tych działań?
Nie wiem, o czego zacząć. Może od tego, że nie postrzegam siebie jako promotorki, czuję się przede wszystkim poetką performatywną, całkiem niezłą, mówiąc nieskromnie, a porównywanie się z innymi praktykuję na slamach, zdając się na werdykt widowni. Działamy z wymienioną przez Ciebie Dagmarą na trochę innych polach i w innej skali. Na początku rozmowy opowiadałam, jak zmieniły się slamowe mistrzostwa Polski w ciągu pięciu lat – to zasługa m.in. Dagmary i Fundacji KulturAkcja, którą kieruje, ludzi w tej fundacji, a także bardzo wielu ludzi we wszystkich ośrodkach w Polsce, które wysyłają do Poznania co roku swoich reprezentantów. I to oni, wszyscy ci ludzie są bardzo ważni, bo bez nich nie byłoby rozwoju slamu. To są w zdecydowanej większości pasjonaci/tki, wolontariusze/szki, często promujący slam znacznie dłużej i skuteczniej niż ja. Od ośmiu lat prowadzi slamy w Toruniu w kultowej Od Nowie Justyna Kłosińska-Krikel, w Warszawie Izabela Mieszczańska organizuje jedyny anglojęzyczny Cabaret Poetry Slam, jeszcze wcześniej Daria Danuta Lisiecka zaczęła organizować slamy na Białej Lokomotywy w Łazieńcu. A Szegetz w Gnieźnie działa chyba od początku świata. To są dziesiątki ludzi i lata mrówczej pracy, by odbiorcy poznali i polubili formę poetyckich pojedynków, by nowe osoby uczyły się pisania tekstów i publicznego występowania. Bo poza slamami są też liczne warsztaty, spotkania i różne pozaslamowe aktywności uczące literatury mówionej. Nasza społeczność doczekała się też własnej kadry pedagogicznej, do której zaliczają się na przykład Dagmara Świerkowska i jej mąż Smutny Tuńczyk, pierwsza polska mistrzyni slamowa Rudka Zydel czy niezwykle prężnie działające ekipy z Wojciechem Borosem i Mariną Dombrowską w Trójmieście.
Polski slam świętował w 2023 roku 20. urodziny. Jestem w nim obecna od 5 lat i wdzięczna wszystkim, którzy go tworzyli, że mogłam tę formę odkryć dla siebie i swojego rozwoju.
Pomaga w tym dobry obieg informacji i cieszę się, że mogę mieć w tym udział, bo nieźle się na tym znam – pracowałam w kilku rozgłośniach, a później w serwisach www, dlatego współprowadzenie profilu slam.art.pl (nie jestem jedyną osobą w redakcji) i dbanie, by był szybkim, solidnym i rzetelnym źródłem informacji, to zadanie właśnie dla mnie. Dobry obieg informacji oznacza budowanie wspólnej wielowątkowej opowieści, czyli lepiej funkcjonującą społeczność. To owocuje łatwiejszym nawiązywaniem kontaktów i współpracy, czyli po prostu – środowiskowych więzi.
I może zakończę temat skandalicznie nieskromnie: jeśli można w moim przypadku mówić o jakimś „naj”, jestem w ostatnich trzech latach najbardziej ruchliwą osobą slamującą w Polsce, o czym świadczą nie tylko wpisy w moim paszporcie slamerskim, ale też relacje w mediach społecznościowych. A że robiłam wiele różnych rzeczy, zanim weszłam ze swoją poezją na scenę jako niewiasta w wieku mocno postbalzakowskim, moje opowieści o slamie przebijają wiele baniek i trafiają do moich znajomych z wielu różnych środowisk. Sama też coraz odważniej wpycham się z występami do nieslamowych miejsc, jak na przykład Festiwal Grzesiuka i Międzynarodowy Festiwal Bardów i pokazuję poezję performatywną oraz slamowanie ludziom, którzy wcześniej o tych zjawiskach nie słyszeli.
Niedawno powołałaś do życia Fundację Slamową. Na jakie osiągnięcia fundacji liczysz w pierwszym roku jej działania?
Inicjatorem powstania Fundacji jest Bartek Kierzek, z mojego punktu widzenia – cud natury, bo jest człowiekiem ogarniającym skomplikowaną papierologię, której kompletnie nie pojmuję. A powstanie Fundacji to kolejny dowód na rozwój slamu i slamowej społeczności: tu i teraz, czyli w 2023 roku w Warszawie spotkali się ludzie, którzy chcą robić razem piękne rzeczy. Pierwszym wydarzeniem, w które zaangażowała się Fundacja Slamowa, jest Teczka Gillinga i Leśniewskiego – trzecia edycja festiwalu poświęconego slamerom, którzy przedwcześnie odeszli. Z czasem chcemy zająć się na większą skalę publikacjami elektronicznymi i organizacją warsztatów oraz innych wydarzeń. Nie skończy się na gadaniu, ponieważ Fundację tworzą m.in. organizatorzy wszystkich cyklicznych slamów w Warszawie – mocni nie tylko w mówieniu i pisaniu, ale też w działaniu.
Dziękuję za rozmowę i życzę powodzenia.
Rozmawiał Paweł Krupka