1 września
Przebrnąłem jakoś przez sierpień, miesiąc moich urodzin, otępiałego wyciszenia i obumierania lata, które w Polsce żyje zazwyczaj jedynie półtora miesiąca. Pamiętam, że już za młodych lat męczył i smucił mnie sierpień. Tylko, że wtedy główną przyczyną smutku była szkoła, a teraz co?
1 września miasto zakwitło młodzieżą. I słońce.
2 września
Obserwacja bez komentarza: Pod koniec dnia w markecie na stoisku z artykułami szkolnymi pozostało tylko kilka zeszytów do biologii i ogromny stos zeszytów do religii z sylwetką Jana Pawła II na okładce.
3 września
W związku z biednymi Azjatami pragnącymi przedostać się przez granicę białorusko-polską na bogaty Zachód, oficjalnie nie mówi się jako o sprawcy tej skomplikowanej sytuacji, o prezydencie RB Aleksandrze Łukaszence, tylko o „panu Aleksandrze Łukaszence”. Infantylizm wysokiej próby! Komuniści też słowami zaklinali rzeczywistość i jak na tym wyszli? A przecież w pierwszych wiekach chrześcijaństwa centrum jego, paktując z heretykami, nie pozbawiało podczas tych ostrych debat kapłanów i biskupów heretyckich ich godności, choć przecież można było mówić, tak jak propagandyści z PRL: tak zwany kapłan, tak zwany biskup, pan biskup.
Niemniej nie ulega wątpliwości, że przychodzi nam teraz płacić rachunki jako współokupantom Afganistanu. Wkrótce przyjdzie nam także płacić rachunki za nasz obcesowy stosunek do Białorusi. W dziejach pchaliśmy się na Wschód, lecz oprócz epoki jagiellońskiej nie mieliśmy sensownej polityki wschodniej. Teraz jej pryncypia dyktuje nowojorski Manhattan. W swoim interesie, oczywiście. Zwalcza Rosję a Białoruś jest przecież hybrydową kolonią Rosji. Trudniej uderzyć w Moskwę, łatwiej w Mińsk. Naszą, skądinąd słabą, ale pięścią, no piąstką. Dziecinada.
4 września
Maszyny coś tam wyprodukowują, a potem człowiek musi to gdzieś upchnąć. Gdy tłumaczę takiej jednej z drugą, która napastuje mnie przez telefon, abym coś tam kupił, że ona jest tylko dodatkiem do maszyny, to się nie obraża, bo nie rozumie. Czuje jednak taka jedna z drugą, że coś tu jest nie tak, więc w ramach buntu przeciwko podłemu światu biega po ulicach z torbą w tęczowe paski, a czasem i w tęczowej bluzeczce, choć nie zawsze jest jej w niej do twarzy i nie na każdą porę dnia i wieku.
5 września
Podczas przyjęcia urodzinowego u znajomego jego córka zaczęła wypytywać się o wiek rodziców w chwili śmierci. Odpowiadał spokojnie, choć chwila to była złowieszcza, bo ona zapewne liczyła w myślach w oparciu o tak zwaną siłę genetyczną, ile jeszcze ten tata pożyje. Ależ te młode kobiety są pragmatyczne! Wszystko liczą, nie tylko kalorie. Skądinąd nie ma co się temu dziwić. Wyrachowanie kobiet jest tarczą obronną ich słabości.
6 września
Stało się! W notach z 23, 27 i 29 lipca 2021 roku pisałem o zalewie wierszy pseudo-lingwistycznych, o mechanicznych zabawkach słownych. Pisałem o narastaniu tej fali, a więc wieściłem epidemię. Teraz poczta przyniosła zbiorek cenionej pisarki Ewy Klajman-Gomolińskiej o absurdalnym tytule Ssie. Tom 2. Tom 1 nigdy nie powstał, na okładce którego autorka bezwstydnie pisze, że jest to „wyzwanie dla każdego Czytelnika, któremu zabawa słowem i brak dosłowności interpretacyjnej nie są obce”. A więc skoro tak poważna pisarka, którą nawet sama Ariana Nagórska ceniła, tak niepoważnie się wypowiada, a we wnętrzu książki same słowiarskie potworki, to mamy już pandemię neo-lingwistyczną.
7 września
Dla niektórych polityków religia stanowi świetne narzędzie manipulacji. Zastępuje ideologię, której sami nie są w stanie wymyśleć. Spójność przekazu religijnego i tkwiąca w nim duża energia metafizyczno-emocjonalna są dobrym narzędziem oddziaływania na masy, a oto właśnie chodzi.
8 września
Rozmowa z Maciejem Dzierżykraj-Lipowiczem. Wysoki poziom, choć tylko dwie lampki koniaku na głowę. Fruniemy…
A jednak jest tu z kim rozmawiać!
9 września
Remis jak zwycięstwo… Znów kabotyńskie podbijanie bębenka w celu poprawy samopoczucia coraz bardziej sfrustrowanych Polaków. Wyrównujący gol w meczu piłkarskim z Anglią padł w czasie doliczonym, a więc jakby dodatkowo, bo co by było, gdyby tego czasu nie doliczono? Reprezentacja Anglii nie musiała niczego osiągnąć, niczego udowodnić, bo i tak pierwsze miejsce w grupie miała zapewnione. Prestiż też nie był jej zbyt potrzebny, bo polska propaganda mówiąc o remisie jako o zwycięstwie, ów prestiż i tak wyolbrzymiła. Anglicy grali metodycznie, równo, treningowo, nie nadwyrężając się, bo przecież ci gladiatorzy muszą zachować siłę i zdrowie na mecze gladiatorskie w rozrywkach ligowych, które są ważniejsze dla ich kasy i kariery...
Można by tak długo zbijać propagandową euforię mediów i polityków winnych owej narodowej frustracji, którą trzeba koniecznie niwelować piłką nożną, skoro nie ma już innych sposobów. Troszkę mi wstyd z tego powodu. Trochę smutno, że z całą wyrazistością wyszedł na jaw polski prowincjonalizm, który – tak jak ową frustrację – naiwnie usiłujemy przykryć.
10 września
Znów przyjechał ogromniasty suv z maleńkim łysiejącym facecikiem tłukącym się w jego wnętrzu. Przypominał zasuszone jądro orzecha tłukące się w skorupie. Tak też ja się czułem, gdy prowadziłem swego czasu taki suv, choć mały nie jestem (180 cm). Maleńki łysiejący facecik udawał rozsądnego i mówił o wyjściu z pułapki średniego rozwoju poprzez innowacje. Słuchałem bez przekonania, bowiem rozwój – z wyjątkiem rozwoju biologicznego, intelektualnego i duchowego – wydaje mi się czymś bardzo podejrzanym. Choć suv nie jest produktem polskim i nie wyprowadza nas z pułapki średniego rozwoju, chociaż być może jakiś jego podzespół został sklecony nad Wisłą i Odrą, to jednak ów maleńki łysiejący facecik traktuje go jako wyższe stadium rozwoju niż mój niebieski chevrolecik. Rzeczywiście – jest wyższy i zawsze takie pudło zasłania mi widoczność podczas jazdy, co jest skądinąd niebezpieczne. Nie wiem jednak, czy wyższym stadium rozwoju jest takie marnowanie środowiska naturalnego (surowce, energia), aby tłukł się w nim niczym zasuszone jądro w skorupce orzecha ten maleńki łysiejący facecik.
11 września
Laicyzacja i ateizacja postępują lawinowo. To nie tylko efekt kryzysu w Kościele rzymskokatolickim, ale dramatyczne efekty dynamicznie zmieniającej się i dopuszczającej już „wszystko” rzeczywistości. Przygniecieni tym „wszystkim”, a także mnogością ludzkości, ludzie przestają wierzyć w wieczność dla siebie i poświęcają się swojemu hic et nunc.
12 września
Większość tych absurdalnych i aktualnych zdarzeń (pijaństwo kierowców, zabójstwa dzieci, rodziców, dziadków, karkołomne wygłupy), od których niemal wszystkie dzienniki telewizyjne i portale internetowe rozpoczynają swoje serwisy informacyjne, to w znacznym stopniu efekt buntu jednostek. Bunt jednostek zastąpił w zglobalizowanym a równocześnie dogłębnie sprywatyzowanym i zindywidualizowanym świecie bunt mas. – Miało być lepiej a jest tak samo – mówią ludzie i mają wszystko gdzieś.
13 września
Dla większości czytelników realność jest ważniejsza niż fantazja i fikcja. …. Gorzkniejący literat Jarosław Seidel napisał bez ogródek, choć uważa, że jestem z nim „na pieńku”, że „w lipcowym „Akancie” da się czytać tylko pański Dziennik i może felieton Ariany Nagórskiej. Dodał: „Pański Dziennik coraz lepszy – wyrabia się Pan”. Brzmi to dwuznacznie, bo w gwarze śląskiej „wyrobić się” znaczy „wys… się”. Być może. Każde przecież pisanie ma również charakter oczyszczania się.
14 września
Spotkanie z Bardzo Ważnym Człowiekiem. Usiłuję Go przekonać do innego Ważnego dla Sprawy Człowieka. Mówię o jego talentach, pasji, zaangażowaniu, że w zasadzie trudno go zastąpić. Bardzo Ważny Człowiek nie daje się przekonać ze względu na różnice w opcjach politycznych, a raczej z uwagi na nieskrywaną, bo wielu przecież skrywa, przynależność tegoż do wrogiego obozu. Mówię, że Sprawa jest ważniejsza, a Bardzo Ważny Człowiek, że tak, ale można innego równie dobrego człowieka dla tej Sprawy kupić. – Wszystko zależy od wielkości kwoty – tłumaczy, a wiem, że ma dostęp do dużych kwot.
Jestem przerażony.
15 września
Wizyta u starych profesorstwa. Mówią, że im ten świat nie odpowiada, że żyją w innym. Kilku dobrych przyjaciół, jakaś wizytka, jakiś telefonik, regularne posiłki, specerek. Już nawet na manifestacje KOD-owskie w obronie wolnych sądów przestali chodzić.
Tragedia!
16 września
Coraz więcej ludzi robi tylko to, co jest celowe, co im się przydaje. A gdzie ten uroczy bałagan życia? Wydaje mi się, że taka teleologiczność to między innymi efekt technologizacji życia, które zmusza do obsługi coraz większej ilości przedmiotów-gadżetów według określonej instrukcji.
Żadna przypadkowość, żadna swoboda.
17 września
Z klasą ludową na stadionie. Nikt nie stosuje się do jakichkolwiek zaleceń sanitarnych z wyjątkiem luzu i dobrego samopoczucia. Jest jak jest. W telewizji i internecie coś tam mówią, ale za tym idą wielkie pieniądze. Co to nas obchodzi, bo my mamy to, co mamy. Jest jak jest.
18 września
Czuję, że Dziennik czasu zarazy coraz głębiej zanurza się w prowincjonalności. Mimo odniesień do światowej piłki i ekscesów na granicy polsko-białoruskiej, obraca się w przestrzeni domu, ulicy, głowy, która coś tam usiłuje przetworzyć na użytek Czytelnika. Światowa przecież, przynajmniej w propagandzie medialnej i politycznej manipulacji, pandemia mija, przynajmniej w świadomości większości ludzi. Żyjemy z nią tak, jak łagiernicy żyli z wszami i pluskwami. Przeszkadza, ale już nie przeraża. Sebastian powiedział, że z tą odpornością stadną, którą koniecznie według Ministra Zdrowia musimy osiągnąć przez szczepienia to wielka ściema, bo w zasadzie to chyba wszyscy już przechorowaliśmy COVID-19. Jedni bardziej dramatycznie i tragicznie, drudzy tak jak zwykłą grypę, niezauważenie. Przeciwciała są chyba u każdego z nas, co od czasu do czasu zdumieni lekarze objawiają światu. Skoro mija, ta – dzięki pandemii – światowość mojego Dziennika, to na plan pierwszy pcha się jego prowincjonalność, losowe usytuowanie autora w czasie i przestrzeni. Coraz bardziej mam za złe tym, którzy każą mi ten Dziennik nadal pisać. Jako notatki z naszej bieżącej sytuacji, także tej wewnętrznej, może i da się on dziś czytać, bowiem sytuacja łączy, każdy może w niej się znaleźć, poszukując swego odbicia, ale co to będzie za kilka lat? Kolejny szpargał, który znudzony czytelnik w jakiejś tam bibliotece będzie przerzucał, ziewając. Literatura rzeczywiście starzeje się najszybciej. Nie dziwię się więc, że pisarze z taką niecierpliwością prą do jak najszybszego druku swoich wytworów. Jutro już będą nieświeże, jak język już nie dziadka ale ojca, czy nawet starszego kolegi.
19 września
Pojeździłem trochę po różnych drogach. Niektórych odcinków nie pamiętam; jak to się stało? Czasem prowadzi mi się wóz lekko niczym piórko, czasem jak ociężałego wołu.
20 września
Tego nawet w odsądzanym od czci i wiary PRL-u nie było i to nie tylko z uwagi na jego zapóźnienie technologiczne. W poniedziałek udałem się do salonu prasowego, żeby kupić piątkową „Rzeczpospolitą”. Pani znalazła na zapleczu jeden egzemplarz i przyłożyła kodem kreskowym do czytnika.
- Nie mogę panu sprzedać. Nie ma już tego w systemie - orzekła.
- To niech pani sprzeda mi poza systemem – zaproponowałem.
- Nie mogę. To, co nie sprzedane, muszę oddać w całości.
- To niech pani mi podaruje a numer „Rzeczypospolitej” protokolarnie wybrakuje.
- Nie mogę – powiedziała stanowczo i, odwróciwszy się na pięcie, zaniosła gazetę na zaplecze.
Chciałem jeszcze rozmawiać, ale ona już nie.
W nocie z 4 września pisałem o człowieku jako dodatku do maszyny. Teraz wyszło to czarno na białym. W PRL-u rzeczywiście tego nie było.
21 września
Na co czekają ci starzy, próżnujący ludzie? Wydaje się, że na powrót młodości, że zaczną od nowa, ale mimo wszystko nie inaczej, tylko tak samo.
Niech czekają, skoro im tak niedobrze.
22 września
„Zmuszony” do pisania Dziennika czasu zarazy wczytuję się – dla wprawki warsztatowej – w Dziennik 1982, bardzo cenionego przeze mnie Jana Józefa Szczepańskiego (1919-2003), którego 13 września 1981 roku zaprosiłem do Galerii „Kujaw” w Bydgoszczy. Zrobił na mnie wrażenie spokojnego, dobrego, inteligentnego i pracowitego człowieka. otwartego na innych, nie skupiającego się na sobie jak wielu, bardzo wielu pisarzy.
Widać to po Dzienniku, w którym mało osobistych refleksji a dużo opisów ludzi i przyrody z pogodą na czele oraz relacji ze zdarzeń, których było bardzo wiele, a J.J. Szczepański był wówczas prezesem Związku Literatów Polskich. W moim dzienniku jest odwrotnie: dużo przemyśleń, filozofowania, maksym i aforyzmów. Czy to efekt rozdętego ego i braku innych możliwości wypisania się a choćby tylko wypowiedzenia się, bo na prowincji naprawdę nie ma z kim rozmawiać? Gdy mówię ludziom coś co wykracza poza praktyczną codzienność, to widzę przed sobą wielkie okrągłe oczy. Tylko czasem przychodzi do redakcji poeta Wojciech Banach, który takich oczu nie robi. Za rzadko przychodzi…
23 września
Jak tym okrętem, którym jesteśmy, sterować? Sztormy sztormami a fluaty fluatami, ale jaki cel? Czy to tylko port wiecznego snu?
24 września
W Wilanowie wymiana trzech starych kasztanów, noszonych cały czas w kieszeniach marynarki, na nowe, tegoroczne. A jednak jestem przesądny.
25 września
Zielone, wciąż jeszcze zielone Bieszczady poprzecinane asfaltowymi drogami, przy których rosną nowomodne posesje. Jak będzie za 20, 30 lat? Smutno? Nie! Nowi ludzie nie będą mieć już odniesień do niecywilizowanej zieloności.
26 września
Lublin i Rzeszów zaskakują tętniącymi życiem starówkami, Przemyśl już nie, pustawy. A przecież do niedawna przygraniczne miejscowości tętniły życiem. Dziś coraz mniejszą rolę odgrywają granice polityczno-topograficzne a coraz większą kulturowo-psychiczne.
27 września
W różnych bieszczadzkich miejscowościach, w tym w Muzeum Bojków w Myczkowie i w klasztorze sióstr nazaretanek w Komańczy przewodnicy proszą o założenie maseczek. Sami są bez. W ogóle na Podkarpaciu państwowe zalecenia sanitarne traktuje się bardzo i to bardzo pro forma. Żyje się jakby nic szczególnego się nie działo. Są napisy, odkażalniki i to wszystko. Nikt z miejscowych nawet nie podejmuje tematu pandemii.
28 września
Każdy fenomen natychmiast znajduje swój cień, naśladownictwo. Media klonują te cienie, a potem ci, którzy uwierzyli mediom zaczynają siebie nie poznawać.
29 września
8 dni w 17-osobowej, od rana do rana, grupie, która rozpoznaje ze mną skrawek świata (Bieszczady). Czuję się przebodźcowany czyimiś wrażeniami, którymi inni chcą się ze mną dzielić. Podwójne, potrójne wrażenia. I jeszcze wieczorem chcieliby się bawić, a bez alkoholu nie potrafią. Mają pretensje, gdy ja dłużej siedzieć nie chcę. Trochę jednak muszę z uwagi na rolę, którą mi przypisują. Każda grupa musi mieć kogoś, kto będzie na nią patrzył i kiwał głową albo w górą i w dół albo w poprzek. Dzieci… My wszyscy jesteśmy dziećmi wobec wszechświata i wieczności.
30 września
Starość wlecze się przez jesień. Tłuste, zdeformowane ciała, zacięte, skrzywione twarze. Zabijają swój ostatni czas. Szukają impulsów, które ich ożywią. Całe szczęście, że już jutro będę w pracy, młody, bowiem mam przede wszystkim jakiś cel przed sobą.