Zagadnienie instytucjonalizacji tekstoterapii kulturowej. Przykłady wybranych typów instytucji kultury w Krakowie
The problem of the institutionalization of cultural textotherapy. Exemples of selected types of cultural institutions in Cracow
Abstrakt
Artykuł omawia blisko trzy lata (2014-2017) moich doświadczeń w obszarze prób wdrożenia praktyk kulturowych (autorskich warsztatów) z zakresu tekstoterapii kulturowej w krakowskich, publicznych instytucjach kultury z uwzględnieniem specyfiki unikalnego produktu warsztatowego (innowacji) i ostatecznego niepowodzenia w jego wdrożeniu (instytucjonalizacji innowacyjności) w tychże typach instytucji kultury oraz równoległego (czasowo i metodycznie) sukcesu wdrożeniowego tego samego produktu na gruncie komercyjnych usług w niepublicznych i prywatnych instytucjach biznesowych oraz edukacyjnych. Posługuję się operacyjnie pojęciami: profesjonalizacji, instytucjonalizacji, zarządzania innowacją i kulturą innowacyjności w odniesieniu do spektrum tych doświadczeń. Korzystam z socjologicznej perspektywy jakościowych badań w działaniu i antropologicznej obserwacji uczestniczącej oraz dokonuję ewaluacji tych danych jakościowych i zarysu rekomendacji.
Abstract
The article discusses nearly three years (2014-2017) of my experience in the field of attempts to implement cultural practices (original workshops) in the field of cultural textotherapy in Cracow, in public cultural institutions, taking into account the unique nature of the workshop product (innovation) and the final failure in its implementation (institutionalization of innovation) in these types of cultural institutions and parallel (temporarily and methodically) the implementation success of the same product in the area of commercial services in non-public and private business and educational institutions. I use the concepts of professionalization, institutionalization, innovation management and innovation culture in relation to the spectrum of these experiments.
I use the sociological perspective of qualitative research in action and anthropological participant observation an I evaluate these qualitative data and an outline of the recommendation.
Słowa kluczowe: innowacja, innowacyjność, instytucjonalizacja, tekstoterapia kulturowa, warsztat
Keywords: cultural textotherapy, innovation, the innovation process, institutionalization, workshop
Motto:
Kultura organizacyjna działa niczym grawitacja. Nie zastanawiasz się nad nią na co dzień ani jej nie widzisz, ale jeśli próbujesz inicjować innowacyjność, a jest to niezgodne z kulturą, nie uda się. Kultura organizacyjna to system jawnych i ukrytych, ale głęboko zakorzenionych założeń, przekonań, norm i zasad, czyli przyjętych sposobów działania. To ona określa, co jest ważne, co ma sens, a co nie. Decyduje o tym, „jak się u nas coś robi i co jest źle widziane”. Odpowiada także za nawyki myślowe, których się już nie podważa i nie weryfikuje, ponieważ „zawsze tak było”. Tymczasem pierwszą cechą kultury proinnowacyjnej jest gotowość do nieustannego podważania własnych rozwiązań, współpracy nad nowymi pomysłami i wymieniania się wiedzą zarówno przez zarządzających (to oni są najczęściej źródłem, wzorem i strażnikami kultury organizacyjnej), jak i przez pracowników.
Joanna Heidtman, Piotr Piasecki, Sensotwórczość[1]
I. Koncepcja tekstoterapii kulturowej. Geneza, zakres, projekt, wybrane instytucje kultury
Pojęcie tekstoterapii kulturowej jako dziedziny jednocześnie: 1. badań naukowych (chodzi tu przede wszystkim o transdyscyplinarne badania nad potencjałami treściowymi tekstów kultury, mogącymi wykazywać właściwości wspierające psychoterapię i rozwój osobisty) oraz – wynikających z wiedzy uzyskanej w powyższych badaniach – 2. praktyk terapeutycznych i rozwojowych, wymagających bazy profesjonalnych ram instytucjonalnych, sformułowałam w kontekście moich autorskich działań badawczych oraz kompetencji merytorycznych. Centrum tego pojęcia jest etyczność tekstu kultury oraz wymóg szacunku dla godności osoby ludzkiej w rozwoju:
Pojęcie tekstoterapii kulturowej stworzone zostało przeze mnie, aby zaakcentować kluczowy fakt społeczny, iż tekst kultury (wyrażony w dowolnym kodzie: werbalnym, wizualnym czy audialnym) stać się może kulturową ramą, czyli podstawą procesu wspierającego współczesnego człowieka: jego leczenie (terapię) lub rozwój ogólny (rozwój osobisty). W pierwszym przypadku jest to klasyczny proces terapeutyczny, w drugim proces rozwojowy, ale cel obu stanowi zawsze centrum – dobrostan człowieka zapośredniczony o tekst kultury.[2]
Koncepcja tekstoterapii kulturowej zawiera w sobie zatem człon kompetencji terapeutycznych oraz komponent wiedzy szczegółowej dotyczącej poszczególnych dziedzin, z których wywodzą się dane teksty kultury, od literaturoznawstwa do studiów wizualnych. Problemy te omawiałam konsekwentnie publikując rozprawy naukowe na łamach wrocławskiego „Przeglądu Biblioterapeutycznego”[3], jedynego dotąd w Polsce czasopisma naukowego poświęconego biblioterapii, i równolegle popularyzowałam w czasopiśmie metodycznym dla nauczycieli „Hejnał Oświatowy”[4] oraz w „Biblioterapeucie. Biuletynie Polskiego Towarzystwa Biblioterapeutycznego”[5]. Wszystkie te działania autorskie prowadziłam nieodpłatnie, inwestując (bezzwrotnie) swoje prywatne pieniądze i osobisty czas na: szczegółowe szkolenia merytoryczne, upowszechnianie mojej specjalistycznej wiedzy oraz pracę autorską konieczną do doprowadzenia wyników powstałych w tym obszarze prac naukowo-badawczych oraz warsztatowych do publikacji[6]. W każdej z tych dziedzin mojej aktywności akcentowałam zawsze etyczny, czyli godnościowy, wymiar kontaktu kulturowego na linii tekst autorski – człowiek (autor tekstu, prowadzący warsztat lub uczestniczący w warsztacie) oraz wartość etyczną aktu twórczego odbioru.
I. 1. Geneza
Geneza sformułowania przeze mnie pojęcia oraz autorskiej koncepcji tekstoterapii kulturowej wynikała z trzech czynników, dwu społecznych i jednego ściśle merytorycznego. Dwa czynniki społeczne związane są z lokalnym, specyficznie polskim systemem (teraźniejszego braku i tradycji dobrych praktyk) jakościowego zrządzania rynkiem usług terapeutycznych i rozwojowych. Po pierwsze (i przede wszystkim) w Polsce nadal nie ma, a zatem i nie obowiązuje prawnie, żadna wiążąca ustawa o zawodzie psychoterapeuty, co w praktyce oznacza, że rynek usług terapeutycznych i rozwojowych rządzi się prawami silniejszego/bardziej aroganckiego/ ad hoc gotowego na zachowania nieetyczne wobec klienta z pogranicza przekroczenia Kodeksu Cywilnego, a bywa że i Kodeksu Karnego[7]. „Terapeutą” nazwać się w Polsce może w zasadzie każdy, kto ma na to ochotę, co skutecznie eksploatuje wolny rynek usług terapeutycznych i rozwojowych[8]. Sytuację tego wolnego rynku podziela sektor „biblioterapii”, nie posiadającej także statusu zawodu ani kwalifikacji i co, w tym kontekście jest już oczywiste, nie wymagającej od biblioterapeutów żadnych formalnych kwalifikacji psychoterapeutycznych. „Biblioterapeuci”, z którymi w Krakowie miałam do czynienia (żadna i żaden z nich nie byli ani psychoterapeutami, ani psychologami, a zwykle swoiście przyuczonymi do prowadzenia warsztatów absolwentami różnego rodzaju bibliotekoznawstw), używali (nieco makiawelicznie) cynicznego – jak dla mnie - argumentu, iż uprawiają oni przecież „biblioterapię rozwojową, a nie kliniczną”, a więc „nie muszą być psychoterapeutami i nie mają zamiaru kończyć nigdy ani psychologii, ani żadnych szkół terapeutycznych, bo i po co” (to autentyczny cytat z wypowiedzi jednej z rozpoznawalnych w Krakowie „Biblioterapeutek”, obsługującej jednoosobowo większość [Sic!] lokalnych programów dotacyjnych). Skala tej uwarunkowanej instytucjonalnie patologii braku kompetencji psychologicznych i psychoterapeutycznych[9], a czasem – po prostu - osobistych predyspozycji interpersonalnych – do pracy z grupą, połączona z instytucjonalnym zawłaszczeniem bibliotek i środków finansowych z puli „promocji czytelnictwa” spowodowała, że konstruując swoją ścieżkę budowania kompetencji profesjonalnych, chciałam bezwzględnie odciąć się od tego rodzaju braku elementarnej jakości w markach osobistych biblioterapeutów oraz ich ambiwalentnego wizerunku, znanego klientkom i klientom takich usług biblioterapeutycznych[10]. Owa skala niekompetencji oraz ignorancji terapeutycznej i rozwojowej, której doświadczałam, eksplorując zasoby (przede wszystkim krakowskie) tego środowiska, napawa mnie ciągle niepokojem o kondycję psychiczną uczestniczek i uczestników tego typu „warsztatów biblioterapeutycznych” - niestety - najczęściej dzieci i seniorów, a więc grup szczególnie narażonych na wykluczenie, psychomanipulację i subtelne krzywdy mentalne, z racji wieku i postaw zależnościowych z niego wynikających. Co gorsza, jak wiemy z obserwacji stylu praktyk grantowo-urzędniczych w Polsce, „na grupy dzieci i seniorów”, a ostatnio „matek z dziećmi” najłatwiej „dostać” i „zużyć” publiczne pieniądze dotacyjne („dzieci i seniorzy oraz matki z dziećmi w instytucji edukacyjnej lub kulturalnej” to przecież hasło, z którym się w Polsce nie dyskutuje, tak jakby nie istnieli na przykład młodzi dorośli albo osoby u szczytu aktywności zawodowej jako interesariusze instytucji publicznych). Nikt nie zadaje tu kluczowych pytań o jakość terapeutyczną lub rozwojową warsztatów (pytania zadaje się tylko o frekwencję, którą łatwo można wykreować sprowadzając do instytucji grupy przedszkolne lub kluby seniora), zatem biblioterapeutyczny psychobiznes „się kręci”[11], zasilany brakiem świadomości klientów, którym do głowy przecież nie przychodzi, że jakikolwiek polski „certyfikat biblioterapeuty” nie jest kwalifikacją zawodową, a tym bardziej dokument ten nie gwarantuje treningu psychologicznego ani psychoterapeutycznego, a nawet nie poświadcza osobistych predyspozycji psychologicznych „biblioterapeuty”, którego do współpracy zaprasza dyrekcja danej instytucji. To pierwszy i najpoważniejszy argument mojego etycznego sprzeciwu.
Drugi argument społeczny na rzecz ukucia przeze mnie pojęcia oraz koncepcji tekstoterapii kulturowej jest niejako dwustopniowy. Po pierwsze, wynika on z – przykrej w swej małostkowości środowiskowej - rywalizacji pomiędzy polskimi „arteterapeutami” i - całkowicie niezrozumiałego dla mnie merytorycznie – faktu „nieprzyjęcia się” w Polsce, w mojej ocenie trafnego, rzetelnego i słowotwórczo eleganckiego, terminu „kulturoterapia” - stworzonego przez Witę Szulc. Do tej sprawy odniosłam się expilicite w moim artykule, na łamach wrocławskiego „Przeglądu Biblioterapeutycznego”, na życzenie jego redaktora naczelnego, Wiktora Czernianina:
Pojęcie tekstoterapii kulturowej, którego używam w odniesieniu do terapeutycznie i rozwojowo zorientowanych praktyk oddziaływania różnorodnymi tekstami kultury, w indywidualnym lub grupowym procesie wspierania zdrowia społecznego, ukonkretnię w oddzielnej rozprawie metodologicznej, odnosząc je do historii, metodologii i praktyk arteterapii (w tym biblioterapii) w Polsce. W tym miejscu zaznaczę jedynie, że pojęcie to w wielu punktach bliskie jest idei i koncepcji „kulturoterapii” sformułowanej przez Witę Szulc, z tą jednakże fundamentalną różniącą, iż w moim (formułowanym obecnie) projekcie proces terapeutyczny lub rozwojowy bezwzględnie musi być prowadzony przez wykwalifikowanego terapeutę (z wielu względów, które uzasadnię metodologicznie w przyszłości, postuluję różnopłciową dwójkę prowadzących warsztat, w tym co najmniej jedną osobę po pełnej certyfikacji terapeutycznej, najlepiej w modalności Gestalt). Wita Szulc, polska prekursorka i kodyfikatorka pojęcia „kulturoterapii” definiuje je następująco: „Kulturoterapia jest jednym z wielu działań ukierunkowanych na człowieka i jego środowisko, podejmowanych w celu przywrócenia lub potęgowania zdrowia i zmierzających do poprawy jakości życia, a jej swoistość polega na tym, że do osiągnięcia tego celu wykorzystuje się określone wytwory kultury, przede wszystkim sztukę.”; Cytuję [za:] Wita Szulc, Kulturoterapia – wykorzystanie sztuki i działalności kulturalno-oświatowej w lecznictwie, Wydawnictwa Uczelniane Akademii Medycznej im. Karola Marcinkowskiego w Poznaniu, Poznań 1994, s. 8. Przeglądu historycznego i metodologicznego siatek pojęciowych „arteterapii” i „kulturoterapii” dokonała Wita Szulc w pracy Arteterapia. Narodziny idei, ewolucja teorii, rozwój praktyki – zob. tejże, Arteterapia czy Kulturoterapia. Obszar semantyczny obu terminów, [w:] Tejże, Arteterapia. Narodziny idei, ewolucja teorii, rozwój praktyki, Difin, Warszawa 2011, s. 19-20. Niestety autorski termin Wity Szulc – „kulturoterapia” – nie przyjął się w Polsce, wyparty przez nieprecyzyjne i często nadużywane w branży rozwoju osobistego pojęcie „arteterapii”. Sytuacja ta wymaga więc uwagi.[12]
Jak podkreśliłam powyżej, druga część dwustopniowego w swej strukturze argumentu społecznego na rzecz profesjonalnego i zinstytucjonalizowanego funkcjonowania tekstoterapii kulturowej związana jest dla mnie z obligatoryjnym prowadzeniem działań w tym zakresie przez profesjonalnych, certyfikowanych i superwizowanych psychoterapeutów. Wedle moich wartości moralnych i aspiracji merytorycznych nikt, kto prowadzi proces terapeutyczny lub rozwojowy, nie może być osobą bez tego ścisłego zaplecza. Nie widzę też możliwości kompromisu, jeśli chodzi o zdrowie psychiczne i rozwój osobisty człowieka z godnością przynależną jego biografii i szacunkiem dla jego kryzysów biograficznych. Dobrostan człowieka jest tu profesjonalną powinnością i merytorycznym priorytetem, z którym nie da się dyskutować metodami uwzględniania wygody pracownika instytucji kulturalnej lub edukacyjnej albo minimalizacji kosztów biznesowych dostawcy usługi terapeutycznej lub rozwojowej. To są zawsze ślepe zaułki.
Trzeci argument na rzecz stworzenia pojęcia oraz koncepcji tekstoterapii kulturowej jest ściśle merytoryczny i zainspirowany on został moją lekturą prac Cathy Malchiodi[13] - amerykańskiej, dyplomowanej arteterapeutki, przy czym amerykańska certyfikacja w tym zakresie różni się fundamentalnie od polskiego status quo, bowiem – w tamtym systemie kształcenia i certyfikacji – arteterapeuci są po pierwsze psychoterapeutami, po drugie specjalistami w zakresie sztuk werbalnych, muzycznych i wizualnych, a najczęściej także praktykującymi artystami. Dorobek naukowy, badawczy, edukacyjny, warsztatowy i psychoterapeutyczny Malchiodi[14] odpowiada w pełni mojemu wyobrażeniu o sylwetce profesjonalnej i formacji etycznej przyszłych badaczy i praktyków pracujących na gruncie terapii tekstami kultury, a więc synergicznej sumie kwalifikacji psychoterapeutycznych oraz w zakresie wiedzy szczegółowej, dotyczącej tychże tekstów kultury. Uważam także, że usytuowane w centrum zainteresowań Malchiodi, trauma i jej terapie ekspresywne, czyli praca z różnego rodzaju urazami za pomocą tekstów kultury, są umiejętnościami pierwszej potrzeby w terapii i rozwoju współczesnego człowieka. W przyszłości zamierzam nawiązać ścisłą współpracę merytoryczną z Cathy Malchiodi w zakresie własnych szkoleń i superwizji oraz budowy sieci wsparcia naukowego w interesujących mnie obszarach badawczych. Nie chodzi mi przy tym o - kolonialne w swym charakterze transferowania – automatyczne przeniesienie modelu amerykańskiego na grunt polski, lecz o próbę stworzenia rozwiązań uwzględniających nie tylko nasze lokalne, polskie potrzeby kulturowe, ale i polskojęzyczne zasoby tekstów kultury. Sama Malchiodi zwraca zresztą uwagę w wielu swoich pracach na znaczenie wrażliwości kulturowej, a nawet swoiste, metodyczne wyczulenie na mikrokosmos rodzinny, w osiąganiu skuteczności pracy terapeutycznej i rozwojowej. Podzielam w pełni szacunek dla rodzimej i rodzinnej tradycji, jeśli taka jednostkowa identyfikacja jest ważna dla uczestniczki lub uczestnika moich warsztatów tekstoterapeutycznych. Dla mnie jest ona kluczowa.
I. 2. Zakres
Zakres pojęcia i koncepcji tekstoterapii kulturowej w niniejszej pracy jest wyłącznie funkcjonalny i operacyjny (pomijam tu transdyscypilnarną metodologię naukową, związaną z samą metodyką terapeutyczną warsztatu), co oznacza, że skupię się w tym przypadku na kwestii wdrożenia – znanego mi z doświadczenia prezentacji ofertowej lub/i funkcjonowania moich warsztatów tekstoterapeutycznych w wybranych typach instytucji kultury - tych, z którymi miałam osobiście do czynienia (składając ofertę warsztatową lub/i prowadząc warsztat). Przystępując do składania ofert warsztatowych instytucjom kultury, kierowałam się metodą zarządzania jakością procesu i produktu związaną z metodyką based on evidence („opartą na dowodach”)[15] ze względu na fakt, iż innowacyjność mojej pracy wdrożeniowej powiązana była już z dowiedzioną jakością merytoryczną produktu. Mam na myśli to, iż proponowane warsztaty zostały wcześniej oparte na pracy naukowej, udokumentowanej recenzowanymi publikacjami naukowymi. A zatem proponowałam i prowadziłam warsztaty korelujące z moją (współautorską) wystawą antropologiczną nagrodzoną marką „Sybilla” oraz Supermarką Radia Kraków[16], a także warsztaty będące pochodną mojego współautorskiego programu biblioterapeutycznego[17] i autorskiej książki biblioterapeutycznej[18]. W zakresie proponowanej innowacji ryzyko niskiej jakości warsztatów, z perspektywy instytucji zapoznającej się z ofertą, zredukowane zostało niemalże do zera, skoro produkt warsztatowy był już wcześniej opracowany merytorycznie, a także towarzyszyła mu bibliografia publikacji naukowych mojego autorstwa. W przypadku innowacyjności (jako procesu) kosztem wdrożenia innowacji (jako produktu) jest zwykle ryzyko jego niskiej jakości. W tym przypadku dowodem na optymalną jakość merytoryczną produktu było udokumentowane uznanie eksperckie, poprzedzające złożenie przeze mnie ofert warsztatowych instytucjom. Dyrekcje z powodzeniem mogły zapoznać się z publikacjami naukowymi i popularyzatorskimi dotyczącymi tychże produktów, udostępniałam także własny profil naukowo-badawczy wraz z referencjami oraz informowałam o praktyce konsultacji psychologicznej i psychoterapeutycznej proponowanych przeze mnie scenariuszy i zadań dla uczestniczek i uczestników moich warsztatów. Zakres pojęciowy i koncepcyjny tekstoterapii wyznaczony był konkretem zweryfikowanego już produktu.
I. 3. Projekt
Projekt instytucjonalizacji tekstoterapii kulturowej, czyli podjęta przeze mnie próba wdrożenia profesjonalnych warsztatów tekstoterapeutycznych jako unikalnych wydarzeń w publicznych instytucjach kultury w Krakowie związany był z założeniem wstępnym, iż instytucje kultury z zasady są organizacjami uczącymi się[19], z racji ich finansowania publicznego - zobowiązanymi do otwartości i orientacji merytorycznej na podmioty zewnętrzne (interesariuszy indywidualnych lub zbiorowych). Projekt ten obejmował obserwację procesów, które sama zainicjowałam, a więc monitoring ścieżki prezentowania oferty warsztatowej, komunikacji z dyrekcjami i pracownikami tych instytucji oraz instytucjonalne style obsługi usługi warsztatowej. Celem tego projektu wdrożeniowego było przede wszystkim stworzenie skutecznej ścieżki funkcjonowania tego rodzaju, profesjonalnych warsztatów tekstoterapeutycznych w różnych, krakowskich instytucjach kultury. A zatem moją wstępną motywacją była tu instytucjonalizacja procesu innowacyjnego (droga od złożenia oferty do przeprowadzenia warsztatu) jako innowacji (funkcjonowania praktyki warsztatu tekstoterapeutycznego), czyli wykreowanie stałej przestrzeni społeczno-instytucjonalnej dla takiej usługi, w oparciu o zewnętrzne zasoby kadrowe (profesjonalni biblioterapeuci, a w przyszłości tekstoterapeuci). Zanim przystąpiłam do tego, nieformalnego w swej strukturze projektu, stwierdziłam bowiem, że żadna z wybranych przeze mnie organizacji nie posiada stosownych merytorycznie, wewnętrznych zasobów kadrowych ani też nie wdrożyła dotąd tego typu praktyk kulturowych w swych bogatych ilościowo ofertach warsztatowych, koordynowanych przez rozbudowane działy edukacji i stereotypowo zorientowanych głównie na „dzieci”, „seniorów” i „rodziców z dziećmi”. Inaczej mówiąc: wiedziałam z całą pewnością, że produkt warsztatowy, który proponuję, jest instytucjonalnie innowacyjny i spełnia wyśrubowane kryteria unikalności merytorycznej, ponieważ akcentuje on terapeutyczne i rozwojowe, pomijane dotąd, ważne funkcje instytucji kultury, finansowanych budżetowo z puli publicznych środków, a zatem mających w swych zadaniach statutowych liczne zobowiązania wobec polskich podatników.
I. 4. Wybrane instytucje kultury
Wzajemne, wynikowe powiązanie pojęć i praktyk profesjonalizacji i instytucjonalizacji we wprowadzaniu innowacji (czyli uprawomocnieniu produktu powstałego w wyniku procesu innowacyjnego) na gruncie nauk społecznych i ekonomicznych jest już oczywistością[20]. Oczywistość ta polega na niepisanej, ale żywotnej w jednostkowych i grupowych przekonaniach, regule społecznego respektu dla gwarancji minimalnych jakości, które implikuje tak zwana rama instytucjonalna, co oznacza, że na przykład warsztat proponowany przez instytucję muzeum lub centrum kultury zyskuje automatycznie możliwość uskutecznienia gwarantowanej kontroli społecznej, tak ze strony producenta/dostawcy usługi, jak i z perspektywy jej odbiorcy/klienta. W przypadku warsztatów o charakterze terapeutycznym lub rozwojowym gwarancja minimalnej jakości usługi jest kluczowa z dwu powodów: klient/uczestnik warsztatów musi funkcjonować w horyzoncie bezpieczeństwa psychologicznego, zaś prowadzący warsztaty powinien mieć gwarantowane instytucjonalnie minimum pewności, że ich uczestnik jest osobą pracującą nad sobą w dopuszczalnych społecznymi normami ramach kulturowych. Mam tu na myśli, zapewne nieintuicyjne dla ogółu społeczeństwa polskiego, zjawisko poszukiwania doświadczeń granicznych przez sympatyków praktyk interpersonalnych, związanych z pokłosiem polskiego wydania nurtów New Age'u[21], masowo uczestniczących w różnego typu komercyjnych warsztatach pod chodliwym szyldem „terapii i rozwoju osobistego”. Rama kulturowa instytucji kultury gwarantuje, co stwierdziłam empirycznie, że osoby takie „do muzeum” na warsztaty nie przychodzą, wybierając doświadczenia ekstremalne (zwane czasem „szamańskimi”), dostępne im w ofertach weekendowych warsztatów „inicjacyjnych”. A zatem: instytucjonalizacja profesjonalnej usługi warsztatowej chroni przed niepożądanymi zjawiskami psychologicznymi zarówno producenta, jak i klienta tej usługi, bowiem instytucje publiczne gwarantują tu - z zasady ich społecznej dostępności i usytuowania w przestrzeni publicznej – silną redukcję sygnalizowanego ryzyka psychologicznego.
Selekcjonując różnorodne typy instytucji kultury w moim projekcie, kierowałam się zasadą optymalnej różnorodności organizacyjnej i ich odmienności w charakterze stylów funkcjonowania tych instytucji, aby uzyskać maksymalne bogactwo doświadczeń. Dzieląc się nimi tutaj, będę odwoływać się do tych doświadczeń horyzontalnie i podawać jedynie typ instytucji, co uzasadnione z uwagi na chęć ewaluacji, nie zaś kształtowania wizerunku tych organizacji. Wybrałam więc następujące typy instytucji publicznych: muzeum, ośrodek kultury, dom kultury, bibliotekę publiczną i bibliotekę pedagogiczną, gdyż są one – tematycznie - związane z dziedziną warsztatów tekstoterapeutycznych. Sprawdziłam także uprzednio, że instytucje te owych zasobów - w zakresie adekwatnych kwalifikacji merytorycznych pracowników w tym obszarze - nie posiadają.
II. Instytucjonalizacja. Perspektywa antropologiczna i wymiary zarządzania innowacją
W perspektywie antropologii symbolicznej, zogniskowanej na społeczne funkcjonowanie instytucji, instytucjonalizacja innowacji jest konieczna, aby produkt innowacyjny zaistniał, został wdrożony i mógł się rozwijać. Bez instytucji innowacyjność (potencjał) nigdy nie stanie się (wdrożoną) innowacją. Mary Douglas w klasycznym i fundamentalnym dla antropologów instytucji dziele zatytułowanym Jak myślą instytucje[22] zawarła dziewięć tez (będących zarazem tytułami poszczególnych rozdziałów tej publikacji)[23] o tym, że to właśnie instytucje kreują społeczne reguły „życia” lub „śmierci” innowacji, postrzeganych przez Douglas jako mikro- lub makrospołeczne zmiany kulturowe. Oto owe tezy Douglas: 1. „Instytucje nie posiadają umysłu”, 2. „Mała skala jest bez znaczenia”, 3. „[Instytucje zapewniają – uzupełnienie moje – A.K.] przetrwanie grup ukrytych”, 4. „Instytucje opierają się na analogii”, 5. „Instytucje decydują o podobieństwie”, 6. „Instytucje pamiętają i zapominają”, 7. „Przykład instytucjonalnego zapominania [działa na wyobraźnię społeczną – uzupełnienie moje – A.K.]”, 8. „Instytucje dokonują klasyfikacji” i 9. „Instytucje decydują o życiu i śmierci”. Tezy powyższe zmierzają do wyrazistej i jednoznacznej puenty antropolożki o tym, że bez ramy instytucjonalnej legitymizującej innowację, umrze ona śmiercią społeczną i ulegnie zapomnieniu tak szybko, jak tylko skończy się motywacja ponoszącego porażkę wdrożeniową innowatora, gdyż pamięć społeczna jest wybiórcza.
Najnowsze konstatacje naukowców działających w obszarze (transdyscyplinarnych już obecnie) nauk o zarządzaniu potwierdzają tezy Douglas i eksplorują zależności pomiędzy innowacyjnością (jako potencjałem) a innowacją (jako wdrożonym produktem procesu innowacji):
Możemy więc powiedzieć [Autorzy: Joanna Heidtman i Piotr Piasecki – przyp. A.K.], że innowacyjność jest potencjalnością, która może, ale nie musi doprowadzić do innowacji, ponieważ innowacja oznacza rozwiązanie tworzące wartość.
Innowacja może być cechą lub kompetencją charakteryzującą ludzi, zespoły, a w końcu całe przedsiębiorstwa. Kryje się w ludziach, bo to oni uruchamiają i realizują poznawczy proces kreatywny, by stworzyć nowe rozwiązania, wnosić pomysły i idee. Jednak obecność nawet bardzo innowacyjnych ludzi nie musi prowadzić do wzrostu innowacyjności firmy. Nie jest rzadkością, że zatrudnienie innowacyjnych i kreatywnych pracowników niczego w firmie nie zmienia. Dlaczego? Czy trafiają tam na niesprzyjającą kulturę organizacyjną? Brakuje im narzędzi, możliwości? Ciekawie podsumował to Martin Sorrel, dyrektor zarządzający firmy reklamowej WPP. Powiedział, że jednym z największych wyzwań jest fakt, iż w organizacjach opartych na innowacyjności nie działa ekonomia skali. Jeżeli zatrudnimy dwa razy więcej innowacyjnych pracowników, nie znaczy to, że będziemy dwa razy bardziej innowacyjni.[24]
Joanna Heidtman i Piotr Piasecki, na postawie własnych badań i doświadczeń w zarządzaniu innowacyjnością oraz najnowszej, globalnej literatury przedmiotu wyodrębnili pięć obszarów innowacyjności organizacji, do których będę się odwoływać dalej, relacjonując własne doświadczenia i szersze refleksje z podjętych prób instytucjonanalizacji tekstoterapii kulturowej:
Gdy spojrzymy [Autorzy: Joanna Heidtman i Piotr Piasecki – przyp. A.K.] na organizację z lotu ptaka, możemy wyłonić pięć obszarów zdolności do innowacji.
Pierwszy z nich to strategiczne pozycjonowanie i kluczowe zdolności organizacyjne, potrzebne do tworzenia wartości poprzez innowacje (kapitał organizacyjnego know-how).
Drugi to kultura organizacyjna (sposób pracy, normy, relacje, niepisane i pisane zasady).
Trzeci to ludzie, ich kompetencje, motywacje i relacje.
Czwarty to procesy, czyli sposób organizowania i działania na rzecz wytworzenia wartości dzięki innowacji.
Piąty to przywództwo i sposób, w jaki tworzy się kontrakt psychologiczny z uwzględnieniem kapitału ludzkiego i relacyjnego organizacji.
Elementami, które spajają powyższe, będą sens i potrzeba dostarczenia określonej wartości, najlepiej, jak to możliwe.[25]
W moim projekcie instytucjonalizacji tekstoterapii kulturowej, czyli próbie wdrożenia innowacyjnych warsztatów terapeutycznych i rozwojowych do publicznych, krakowskich instytucji kultury, wystąpiły znaczące blokady innowacyjności (ze strony tychże organizacji) we wszystkich pięciu obszarach zdolności do innowacji, wypunktowanych powyżej przez Heidtman i Piaseckiego. Społeczny obraz, który wyłania się z tego pejzażu instytucjonalnego, jest jednak szerszy i nakreśla on horyzont stylu funkcjonowania i kultury organizacyjnej wielu instytucji publicznych w Polsce.
III. Prototyp i iteracja. Próby wdrożenia praktyk tekstoterapeutycznych
Prototypem warsztatów tekstoterapeutycznych, których ofertę złożyłam jednej z krakowskich instytucji muzealnych, było jednorazowe wydarzenie warsztatowe, powstałe na bazie mojej współautorskiej wystawy antropologicznej. Okoliczność trwania tamtej wystawy stała się wówczas punktem wyjścia do dyskusji z dyrekcją tejże instytucji, która wyraziła wstępną zgodę na przeprowadzanie warsztatów wraz z moim współprowadzącym, posiadającym unikalne kwalifikacje w zakresie terapii oraz rozwoju osobistego. Na tym etapie rozmowy próba wdrożenia prototypu warsztatu tekstoterapeutycznego w instytucji kultury nie była jeszcze blokowana instytucjonalnie. Sytuacja uległa zmianie w chwili faktycznego rozpoczęcia procesu wdrożeniowego produktu warsztatowego. Niestety, instytucja owa personalną dewaluację mojej pracy i systemowe „zniechęcanie” mnie (do tego typu projektów w przyszłości) za sprawą kolejnych decyzji dyrekcji rozpoczęła i kontynuowała konsekwentnie wraz z chwilą (punktem „0”) początków ustaleń szczegółów (czyli tak zwanych „konkretów”) planowanego wydarzenia. Najpierw pojawiło się zaskakujące (w kontekście mojego uprzedniego, merytorycznego wkładu osobistego, w tym wolontaryjnego w działalność statutową tejże instytucji) zastrzeżenie, że „nikt z ramienia muzeum za pracę nad przygotowaniem i przeprowadzeniem warsztatów mi nie zapłaci, bo muzeum nie dysponuje żadnymi, wolnymi środkami”, przy czym zdawałam sobie sprawę jako zewnętrzna współpracowniczka tej instytucji, iż zdecydowanie nie jest prawdą, że „muzeum nie posiada takich funduszy”. Zgodziłam się jednak, chcąc zrealizować swój plan merytoryczny, na tę nieodpłatną pracę – właśnie ze względu na chęć instytucjonalnego przetestowania produktu warsztatowego. Następnym krokiem do blokowania tejże innowacji ze strony instytucji muzeum była odmowa promocji tego wydarzenia warsztatowego na jej oficjalnej stronie internetowej z uzasadnieniem, że „nie jest to impreza planowa, towarzysząca wystawie”, co było dla mnie sporym zaskoczeniem, gdyż „nieplanowe” wydarzenia towarzyszące tej wystawie (której zresztą sama byłam kuratorką) także miały już miejsce, a w jednym z nich - jako kuratorka wystawy – w imię lojalności wobec produktu merytorycznego, wykonywałam nawet nieodpłatną pracę (dyrekcja poinformowała mnie wówczas, że „nie może mi zapłacić za udział w panelu dyskusyjnym, bo nie ma środków na taką kwalifikację pracy”). I tę blokadę promocji i zarządzania informacją o produkcie zneutralizowałam, promując z własnej inicjatywy i przy użyciu własnej marki osobistej projektowany warsztat w oficjalnych zasobach domeny Uniwersytetu Jagiellońskiego oraz w przestrzeniach portalu społecznościowego Facebook. Kiedy i po tym instytucjonalnym utrudnieniu nadal nie zrezygnowałam z realizacji mojego projektu, wtedy instytucja muzeum odmówiła mi udostępnienia do celu warsztatu przestrzeni wystawy w sobotę lub w niedzielę (są to dni optymalne do działań warsztatowych dla pracujących dorosłych) wyjaśniając, że „w sobotę lub niedzielę nie będzie miał kto umyć szklanek na wodę mineralną dla uczestników warsztatów” i zgadzając się wyłącznie na (przedświąteczny) poniedziałek (poprzedzający Wigilię Świąt Bożego Narodzenia), kiedy to placówka nie była czynna dla zwiedzających. Co oczywiste, ze względów obyczajowych w katolickiej większościowo Polsce, termin ten nie był fortunny ani dla mnie, ani dla mojego współprowadzącego, ani dla naszych rodzin, ani dla uczestników warsztatów, jednak nie przeszkodził on w zrekrutowaniu pełnej obsady grupy warsztatowej. Co znamienne, także ze względów ewaluacyjno-kontrolingowych (możliwość oceny mojej pracy w zakresie prowadzenia warsztatu), nikt z dyrekcji ani pracowników tejże instytucji muzealnej nie zareagował na otwarte zaproszenie do uczestnictwa w warsztacie (formalnie był to przecież normalny dzień pracy dla pracowników muzeum). Mimo wymienionego szeregu blokad strukturalnych warsztat odbył się w pełnej obsadzie uczestników, których zrekrutowałam przy pomocy własnych sieci promocyjnych. Następnym krokiem instytucjonalnego blokowania procesu innowacyjnego była sytuacja - w zasadzie - komiczna, z punktu widzenia niezaangażowanego obserwatora. Otóż po odbytym warsztacie kilkoro uczestników, nawykłych do biznesowych tradycji wydarzeń warsztatowych, wysłało mailowe podziękowania i referencje na oficjalny adres internetowy muzeum, udzielając rekomendacji wydarzeniu warsztatowemu. Referencje te nie zostały mi przekazane przez dyrekcję, choć dotyczyły imiennie mojego projektu i jego wykonania, (dowiedziałam się o nich od nadawców listów referencyjnych), zaś do jednej z uczestniczek udzielających referencji - mailowo, przez osobę z pionu dyrekcji muzeum - został (pomyłkowo) wysłany list obmawiający mnie personalnie i niedwuznacznie szydzący z zasadności mojej inicjatywy warsztatowej. Okazało się, że dyrekcja do spraw relacji z publicznością zamiast wysłać swą iście towarzyską wiadomość (będącą reakcją na owe, mailowe referencje udzielone mojemu wydarzeniu warsztatowemu) do właściwego adresata, czyli dyrektora głównego (jak to zapewne planowała), użyła elektronicznej funkcji „odpowiedz” zamiast „prześlij dalej” i mail trafił do samej osoby udzielającej referencji. Osoba ta odpisała wówczas nadawczyni na ów mail do mojej wiadomości. Zamiast „przepraszam” (kompromitacja merytoryczna i etyczna tej instytucji była tu oczywista), odczytałam wiadomość (także z oficjalnego adresu mailowego dyrekcji), że „doszło do nieporozumienia”, bo „nie chodziło w tym prywatnym mailu ani o mnie, ani o moją pracę”. Zareagowałam wówczas oficjalną prośbą do dyrekcji muzeum o przeproszenie za tę „przesyłkę” uczestniczkę moich warsztatów (mnie za tę niewybredną obmowę nie przeprosił wtedy nikt). Intencją całego szeregu podobnych mikroagresji ze strony funkcjonariuszy tej instytucji było ewidentne „zniechęcenie” mnie „na przyszłość” do prób wdrażania tego typu innowacji, uskuteczniane przy użyciu opisanych powyżej metod, a zatem: pretekstowej odmowy ich finansowania w trybie „nie, bo nie” oraz nieformalnych postaw i zachowań agresywnych o charakterze personalnym, uderzających w moje poczucie bezpieczeństwa w tejże pracy instytucjonalnej (jak choćby ów opisany tu komunikat mailowy oraz inne komentarze o „wpychaniu się do muzeum”). Dziś już wiem, że jest to stała strategia eliminowania podobnych inicjatyw zewnętrznych w tej instytucji publicznej, gdyż z analogiczną sytuacją „zniechęcania” spotkały się także inne osoby, składające oferty innych wydarzeń kulturalnych na terenie muzeum. Mimo tych czynników, wskazujących empirycznie na funkcjonującą kulturę organizacji, rama instytucjonalna muzeum – zgodnie z moim założeniem - sprawiła, że uczestniczki i uczestnicy warsztatów tekstoterapeutycznych, przekazali mi cenne informacje zwrotne, potwierdzające ich obiecującą rozwojowo satysfakcję z udziału w wydarzeniu warsztatowym, głębokie zainteresowanie zagadnieniem tekstoterapii kulturowej, a także ich gotowość do odpłatnego uczestnictwa w tego typu warsztatach w innym kontekście instytucjonalnym i w innych terminach.
Testując prototyp warsztatu tekstoterapeutycznego w (jak się okazało ku mojemu zaskoczeniu: nieprzyjaznej merytorycznie i organizacyjnie zewnętrznym, pozainstytucjonalnym innowacjom) instytucji publicznej muzeum, inspirowałam się głównie metodyką implementacji produktowej, zwanej w zarządzaniu procesami innowacyjnymi „modelem zwinnego procesu innowacji produktywnej i organizacyjnej”[26]. Metodyka ta zakłada generowanie i prototypowanie rozwiązań w otwartej współpracy (podmiotu wewnętrznego lub zewnętrznego) z całą organizacją, stąd moje ponawiane wielokrotnie zaproszenia do udziału w warsztacie, kierowane do dyrekcji i pracowników instytucji muzeum, wstępne okazanie się recenzowanymi publikacjami naukowymi i referencjami od uznanych ekspertów naukowych, a także – mimo zaistniałych sytuacji, personalnie niekomfortowych dla mnie jako innowatorki – finalne podzielenie się z dyrekcją instytucji pisemnymi rekomendacjami z przeprowadzonych warsztatów i oficjalne podziękowanie dla całej obsady organizacji. Nie uzyskałam tu żadnych reakcji na ten proces otwierania zasobów merytoryczno-organizacyjnych, wytworzonych przeze mnie w próbie implementacji produktu warsztatowego. Zignorowano też moją późniejszą przesyłkę mailową z publikacjami naukowymi o tym wydarzeniu. Cel implicytny organizacji (eliminacja ofert „obcych”, bo zewnętrznych podmiotów), jak się wydaje, został tu jednak w pełni zrealizowany, gdyż była to moja jedyna i ostatnia akcja warsztatowa przeprowadzona w tejże instytucji, bowiem koszty - czasowe, finansowe (kategoryczna i ostateczna odmowa wyasygnowania jakichkolwiek środków finansowych na cele warsztatowe ze strony instytucji muzeum), a przede wszystkim: personalne mikroagresje kierowane do mnie, ignorowanie mojej pracy i jej dewaluacja poprzez odmowę promocji wydarzenia, okazały się antyrozwojowe i szkodliwe dla mojej motywacji profesjonalnej z perspektywy realizacji potrzeby szacunku dla celów oraz wartości i interesów: merytorycznych, finansowych i osobistych.
W metodyce działań zarządzania innowacją według założeń modelu zwinnego procesu innowacji po prototypie następuje jego iteracja, a więc dalsza próba wdrożenia produktu z uwzględnieniem wiedzy uzyskanej w etapie prototypowania. Po doświadczeniu zastrzeżenia o „braku możliwości finansowania” warsztatów tekstoterapeutycznych przez instytucję muzeum udałam się z ofertą do instytucji kulturalnej o specyficznych funkcjach: łączących galerię sztuki, archiwum oraz przestrzenie do działań performatywnych – wiedząc, że dysponuje ona środkami z jednego ze źródeł lokalnych, dedykowanych tego typu usłudze kulturalnej. Już w chwili składania oferty odwołałam się do faktu znajomości zasad tego finansowania i przedstawiłam referencje z pierwszego warsztatu. W tej instytucji na etapie przygotowania warsztatu dyrekcja nie kontaktowała się ze mną osobiście, a wszystkie ustalenia czynione były za pośrednictwem kierowniczki działu edukacyjnego. Finansowanie ze źródła funduszu wojewódzkiego obligowało instytucję do promocji wydarzenia, promocja taka więc – choć w mojej ocenie niewystarczająca i słaba merytorycznie – nastąpiła. Opis wydarzenia warsztatowego umieszczony został na stronie internetowej instytucji i to instytucja przeprowadziła rekrutację uczestników warsztatu. Przy okazji podpisania umowy okazało się wprawdzie, że ustalone (w systemie rozliczeniowym godzin zegarowych) honorarium za pracę dwojga współprowadzących zostało podzielone na pół, o czym nie było mowy wcześniej, jednak przy tak niskiej kwocie, sytuacja ta była po prostu zabawna. W warunkach prawidłowego, nie zaś testowego funkcjonowania produktu, okoliczność taka byłaby oczywiście całkowicie nie do przyjęcia. Warsztat odbył się i odniósł sukces merytoryczny, który – zdawać by się mogło – powinien udrożnić ścieżkę dalszej współpracy. Niestety, kolejne maile kierowane do dyrekcji głównej w sprawie dalszej oferty warsztatowej, a w końcu po prostu prośby o możliwość bezpośredniej rozmowy pozostały bez odpowiedzi przez osiemnaście miesięcy (Sic!). Automatyczna funkcja odczytu wiadomości informowała mnie jednoznacznie, że każdy z kilkunastu maili został przez adresatkę odczytany, jednak na żaden nie udzielono mi odpowiedzi. Bez reakcji pozostał też mail z przesyłką w postaci publikacji naukowej, relacjonującej osiągnięcia merytoryczne wypracowane podczas warsztatu wraz z podziękowaniami dla tejże instytucji. Co interesujące, dyrekcja ani pracownicy instytucji nie byli zainteresowani promocją, którą im uczyniłam przy pomocy medium publikacji naukowej. Jeszcze przez kolejny rok (Sic!) usiłowałam dotrzeć do dyrekcji, pisząc kolejne prośby o spotkanie lub rozmowę telefoniczną. Każda z nich została zignorowana, a – z nieoficjalnych źródeł – dowiedziałam się, że „warsztat odniósł zbyt duży sukces” i „kierowniczka działu edukacji, będąca w przyjaźni z panią dyrektor, zażądała zaprzestania promowania konkurencji”. Nie wiem, czy to prawda, ale pisane przez (w sumie) niemal trzy lata prośby o spotkanie i rozmowę w sprawie oferty warsztatowej do dziś pozostały bez żadnej reakcji.
Opisane sytuacje sfinalizowanych warsztatów tekstoterapeutycznych, które odniosły sukces w postaci: zwerbalizowanej satysfakcji ich uczestniczek i uczestników oraz publikacji naukowych powstałych na ich bazie (a zatem można podać empiryczne wskaźniki ich powodzenia i podstawy do diagnozy szans rozwoju usługi tekstoterapeutycznej w ramach instytucji kulturalnych), nie zakończyły się sukcesem wdrożeniowym tego produktu w publicznych instytucjach kultury. I co zdumiewające: to ich sukces odbiorczy i merytoryczny stał się właśnie źródłem porażki, czyli wrogości (biernej agresji) otoczenia instytucjonalnego i postawienia zapory do rozmowy o ofercie warsztatowej. Wynika z tego, że krakowskie instytucje kultury są („bywają”) niezainteresowane partnerami generującymi sukcesy, chyba że pochodzą oni z ich własnych, pozakonkursowych wyborów. Stosując metodykę modelu zwinnego zarządzania innowacją, dowiedziałam się jednak o najcenniejszym fakcie, a mianowicie, że istnieje lokalny rynek takich potrzeb warsztatowych i jest w Krakowie do zagospodarowania otwarta pula odbiorców tekstoterapii, gotowych zapłacić za produkt warsztatowy i rozumiejących jego unikalną jakość. I to uczestniczki i uczestnicy moich warsztatów polecali je instytucjom prywatnym, z którymi nawiązałam współprace trwające do dziś.
IV. Instytucje kultury, w których warsztaty się nie odbyły. Próba diagnozy
Ważnym wskaźnikiem dylematu braku kultury proinnowacyjnej w niektórych krakowskich instytucjach kultury (jako stałej cechy stylów funkcjonowania tych organizacji, przejawiającej się w zachowaniach wobec zewnętrznych innowatorów), z którymi miałam do czynienia w trzyletnim okresie procesu prób instytucjonalizacji tekstoterapii kulturowej (2014-2017), były przypadki instytucjonalnego (całkowitego lub pośredniego) uniemożliwienia odbycia się moich warsztatów tekstoterapeutycznych. Zwrócę tu uwagę, sygnalizując trzy przypadki takich sytuacji skutecznej blokady warsztatów, na fundamentalny – dla zasad zarządzania jakością[27] (czyli inżynierii jakości[28]) – problem instytucjonalnego stylu zarządzania relacjami ze mną jako podmiotem zewnętrznym (innowatorką), proponującą tym instytucjom warsztatowy proces innowacyjny oraz zarysuję charakter relacji instytucjonalnych z potencjalnymi uczestnikami warsztatów (a więc klientami procesu), które zaobserwowałam pracując w zainicjowanym procesie.
W pierwszym przypadku (instytucja biblioteki publicznej) dyrekcja zgodziła się na przeprowadzenie warsztatów i zadanie ich obsługi przekazała kierownictwu jednego z oddziałów. Mimo kilkumiesięcznego wyprzedzenia w ustalonej ze mną dacie wydarzenia, podania treści do publikacji rekrutacyjnej i deklaracji chęci wsparcia instytucji w rekrutacji, informacja rekrutacyjna o moich warsztatach pojawiła się na cztery dni przed ich planowaną datą (przy czym dwa z tych dni były sobotą i niedzielą). Rekrutacja więc de facto nie była prowadzona. W dniu warsztatu na terenie biblioteki nie znalazłam też żadnej informacji o wydarzeniu, a plakat informacyjny na drzwiach oddziału jedna z bibliotekarek powiesiła już w mojej obecności, na godzinę przed samym wydarzeniem. W efekcie na warsztat – przypadkowo – trafiła jedna mama z dzieckiem, która wyrażając satysfakcję z wykonania zadań warsztatowych powiedziała przy mnie i owej bibliotekarce, że „żałuje, iż o wydarzeniu nie wiedziała wcześniej, bo poinformowałaby innych”. Po zakończeniu wydarzenia w takiej postaci rzeczy, zapytałam bibliotekarkę o powód braku rekrutacji i tak późnej, nieskutecznej informacji ze strony biblioteki. Bibliotekarka odpowiedziała mi wówczas, że nie otrzymała ona polecenia służbowego, aby wydarzenie utworzyć wcześniej w portalu społecznościowym oraz nic innego nie zostało jej polecone i dopiero mój telefon na kilka dni przed warsztatem, z pytaniem czy czegoś nie potrzeba w organizacji wesprzeć, uświadomił jej, że „nic się nie robi w tej sprawie, a przecież zgoda na wydarzenie przyszła od dyrekcji na piśmie”. Skonstatowała ona, iż oddział biblioteki przyjął do wiadomości, że wydarzenie „ma być”, ale „nie dostał polecenia”, że „ma cokolwiek robić, więc nic nie robił”. Na moje pytanie, czy nie pomyślano, że szkoda mojego czasu i szansy dla chętnych rodziców z dziećmi, pracowniczka tej instytucji najpierw wzruszyła ramionami bez słowa, a potem dodała, że „u nich nie ma takich zwyczajów, żeby ktoś <<obcy>> robił warsztat, więc nie wiedziała, jak się zachować i tak wyszło”.
W drugiej instytucji bibliotecznej jej dyrekcja przez dwa lata nie znalazła czasu na rozmowę ze mną w sprawie oferty warsztatowej (oświadczałam, że dostosuję się do czasu jej pracy i poproszę o dogodny dla instytucji termin), następnie zaś umówiła mnie z pracowniczką czytelni, nieposiadającą żadnej mocy decyzyjnej, która z dużym zażenowaniem i osobistym dyskomfortem psychicznym oświadczyła mi, że „biblioteka ma swoich <<warsztatowców>> i dyrekcja nikomu się nie tłumaczy, jak sobie ich dobiera”. Pracowniczce tej instytucji było wyraźnie przykro, że została ona wyznaczona przez dyrekcję do rozmowy ze mną, bo „ona i tak o niczym tu nie zadecydowała”.
W trzeciej instytucji o charakterze łączącym funkcje biblioteki, centrum kultury i obiektu kinowo-teatralnego, kierowniczka działu edukacyjnego przekazała mi informację, że „nie ma wolnego terminu na żadne nowe wydarzenie”, zaś na mój argument, że jestem gotowa przyjąć wstępny termin za rok, dwa, a nawet trzy lata odpowiedziała mi żartem, iż „wtedy to jej tu może nie być”. Nie była ona zainteresowana moimi tytułami stypendystki Fundacji na rzecz Nauki Polskiej, Prezydenta Miasta Krakowa, Ministerstwa Nauki i Szkolnictwa Wyższego oraz kilku innych agend potwierdzających dobrą jakość mojej pracy, gdyż - jak bez pardonu oświadczyła: „ona sama układa sobie program wydarzeń kulturalnych i to jej prywatna (Sic!) decyzja, kogo do niego sobie zaprosi.”
Te trzy przypadki, w tym dwa całkowitej odmowy możliwości przedstawienia pełnej oferty warsztatu, a tym samym przeprowadzenia go przeze mnie, łączy wątek poczucia bezkarności i nietykalności funkcjonariuszy tychże instytucji, pewnych swego, iż mogą zarządzać oni publicznymi instytucjami kultury według własnych, nietransparentnych zasad. Poziom biernej, a momentami czynnej werbalnie (szyderstwa) agresji wobec mnie i mojego projektu (pomimo okazania się przeze mnie publikacjami, certyfikatami i referencjami) oraz praktyki uniku, lekceważenie mnie i potencjalnych beneficjentów mojej usługi kulturalnej, ugruntowały we mnie przekonanie o całkowitej dowolności w stylach zarządzania jakością relacji w tychże instytucjach. W jednej z instytucji – przejściowo – pracowała moja koleżanka, która porzuciła tę posadę z komentarzem, że „nie da się żyć w warunkach – jak to określiła - <<widzi-mi-się>> kierowniczki po <<gołej, zaocznej pedagogice>>, zwalczającej każdego, kto ośmiela się osiągać sukcesy”. W perspektywie znanych mi strategii instytucjonalnych inżynierii jakości, żadna z wymienionych sytuacji nie była poprawna i każda zasługiwała na oficjalną skargę do organu założycielskiego, co stałoby się jednak przeciwskuteczne z uwagi na fakt, że w każdej z tych instytucji obowiązywała zasada nominacji politycznej na stanowiska kierownicze i nie było tu przestrzeni na dyskusje merytoryczne. Diagnoza socjologiczna: wasalno-lennych zależności politycznych jest zamykająca.
V. Bierny opór. Dlaczego innowacyjność nie stała się innowacją w sektorze publicznym
Testując warsztaty tekstoterapeutyczne – jako usługę proponowaną krakowskim instytucjom kultury – miałam w moim projekcie na uwadze horyzont wartości takich jak: etyczna eksploatacja terapeutyczno-regulacyjnej funkcji instytucji kultury, szacunek dla potencjalnych jakości kulturotwórczych instytucji kulturalnych oraz głęboko ugruntowaną wiedzę socjologiczną o zjawisku nazywanym potocznie „kulturą warsztatu”, a więc wiedzą w procesie. W tym wypadku wiedza w procesie oznaczała budowanie zasobów tekstów kultury, które mogą być przydatne we wspieraniu zdrowienia i rozwoju osobistego współczesnego człowieka, ujmowanych w ramy społeczne instytucji kultury. Miałam też za sobą ugruntowany etap inkubacji tego pomysłu, czyli szereg odbytych szkoleń, uzyskanych certyfikatów i doprowadzonych do publikacji naukowych własnych procesów poznawczych, zogniskowanych wokół biblioterapii i mojej autorskiej idei tekstoterapii kulturowej. Wszystkie te elementy procesu innowacyjnego zapewniały wybranym przeze mnie instytucjom kultury wysoką jakość innowacji oraz gwarancję optymalnej jakości jej personalnego nośnika - mnie samej jako innowatorki (marka osobista). Niestety, powyższe tło merytoryczne oraz sukcesy przeprowadzonych przeze mnie warsztatów, mierzone także zwerbalizowaną satysfakcją ich uczestniczek i uczestników, zderzyły się z nieprzyjaznym dla mnie otoczeniem instytucji kultury o nieinnowacyjnych cechach organizacji (brak kultury proinnowacyjnej), w tym z zachowaniami dyrekcji, a niekiedy pracowników tychże instytucji, charakteryzującymi się (psychologicznie i organizacyjnie) biernym lub czynnym oporem wobec mnie i proponowanej przeze mnie innowacji. W instytucjach, w których doprowadziłam do przeprowadzenia warsztatów, opór ten przejawiał się w prokrastynowaniu każdego z etapów wykonania zadania (niekiedy musiałam wykonać kilkanaście telefonów lub maili w najprostszych sprawach, jak na przykład: przygotowanie podkładek pod papier do pisania w trakcie warsztatu) oraz – przede wszystkim – wymuszeniach przeprowadzenia przeze mnie warsztatu bez honorarium („muzeum nie ma i nie będzie mieć pieniędzy na takie warsztaty”) lub z honorarium niepokrywającym kosztów przygotowania warsztatu (za każdym razem usługę swą konsultowałam psychologicznie i psychoterapeutycznie, korzystałam też z superwizji i szeregu innych czynności zapewniających najwyższą jakość mojej pracy warsztatowej). W jednej z instytucji pojawiła się też plotka na mój temat jakobym „proponując warsztaty szukała etatowej pracy w muzeum”. Jako (także) antropolożka społeczna diagnozuję tę sytuację w – zaskakujących w kontekście współczesnych przecież instytucji kultury metropolitarnego miasta Kraków – kategoriach atawistycznego lęku przed „obcym”, którym stawałam się za każdym razem, będąc zewnętrznym źródłem innowacji. Moja indywidualna innowacyjność nie stała się zatem początkiem innowacji w sektorze publicznym, bo nie udało mi się wprowadzić warsztatów tekstoterapeutycznych do żadnej z krakowskich instytucji kultury. W tym zakresie wdrożenia poniosłam całkowitą porażkę mojego projektu i w tychże krakowskich instytucjach kultury – nadal - usługa, którą propagowałam, nie zyskała przestrzeni społecznego szacunku, zrozumienia i szans dalszego rozwoju. Okazało się jednak, że ta sama usługa warsztatowa, z tymi samymi parametrami merytorycznymi i tą samą „mną” jako innowatorką stała się – równolegle – do całkowitej porażki w publicznych instytucjach kultury źródłem sukcesu wdrożeniowego w niepublicznych instytucjach edukacyjnych i prywatnym sektorze biznesowym. Bierny (a czasem nawet czynny) opór wobec mnie i mojego projektu w instytucjach publicznych - skontrastował się tu - z proaktywnością dyrekcji lub innych decydentów, otwartością i szacunkiem dla mojej pracy wśród pracowników organizacji oraz adekwatną gratyfikacją finansową - w tychże instytucjach prywatnych. Procesy te: odrzucenie innowacji w sektorze publicznym i jej akceptacja w sektorze prywatnym zachodziły, wobec siebie, równolegle.
VI. Kosmos nie znosi próżni, czyli partner (biznesowy) jako skuteczny protektor innowacji
W latach 2014-2017 – równolegle do sektora publicznego, czyli publicznych, krakowskich instytucji kultury – produkt warsztatów tekstoterapeutycznych testowałam w sektorze prywatnym. Stosowałam w obu tych sektorach tę samą strategię ofertową. Ku mojemu zaskoczeniu, po odrzuceniu proponowanej innowacji w zakresie usług tekstoterapeutycznych przez instytucje kultury, prywatni partnerzy biznesowi byli otwarci na projektowany przeze mnie proces. Przede wszystkim doceniali oni zasoby merytoryczne projektu, w tym opublikowaną przeze mnie książkę biblioterapeutyczną, dedykowaną psychoterapii i rozwojowi osobistemu kobiet w procesie zmiany biograficznej, przygotowaną i opublikowaną z funduszu Stypendium Edukacyjnego Miasta Krakowa w 2011 roku. Mowa tu o publikacji książkowej pod tytułem Listy do skały[29], która to książka wyróżniona została rekomendacją renomowanego Stowarzyszenia Nowej Psychologii w Krakowie[30]. Te fakty merytoryczne oraz szereg innych, moich formalnych kwalifikacji w zakresie biblioterapii i rozwoju osobistego, które budowałam już od 2010 roku oraz kolejne, przeprowadzone warsztaty i rekomendacje po nich uzyskane, stawały się furtkami do satysfakcjonującego przyjmowania przez partnerów biznesowych mojej oferty warsztatowej, mimo że do dnia dzisiejszego nie założyłam własnej działalności gospodarczej i zawsze występuję w każdym postępowaniu ofertowym jako partner zewnętrzny, wymagający przygotowania specjalnej umowy o dzieło obejmującej: ochronę i prawo do audytu praw własności intelektualnej, ochronę marki osobistej, szacunek dla moich praw autorskich i tajemnicy marketingowej produktu (poufne scenariusze warsztatów) oraz wsparcie partnera w obszarze ewentualnej, nieuczciwej konkurencji. Wszystkie te wartości respektowane są przez moich, kolejnych partnerów biznesowych, a ja sama jestem polecana jako zadowalająca marka osobista - następnym firmom, kończącym każdy proces warsztatowy udzieleniem mi pisemnych referencji. W instytucjach publicznych, charakteryzowanych uprzednio, nigdy nie doświadczyłam tak przyjaznej i wspierającej mnie kultury pracy i nawet w sytuacjach przeprowadzenia warsztatów bez honorarium - niemalże za każdym razem - zmuszona byłam żebrać o udzielenie mi listu referencyjnego przez dyrekcje. W jednym, spektakularnym przypadku dyrektor muzeum przysłał mi (po kilku miesiącach moich „maili przypominających”) list referencyjny niezawierający mojego imienia i nazwiska (Sic!). W tym kontekście doświadczeń - prywatne firmy, w których prowadziłam warsztaty dla pracowników i ich rodzin, okazały się idealnym protektorem moich działań. Jedna z tych firm, po zakończonych warsztatach, zaproponowała mi korzystną - z poszanowaniem pełni praw autorskich - umowę sponsoringową, dzięki której powstała moja autorsko-redaktorska seria wydawnicza, zatytułowana Tekstoterapia i dotychczas ukazały się trzy jej tomy, a kolejne trzy są już w przygotowaniu wydawniczym[31]. Krokiem milowym w rozwoju implementacji mojej usługi warsztatowej stało się przyjęcie mojej oferty autorskiej, dotyczącej pisania tekstów publicystycznych promujących ideę tekstoterapii kulturowej i warsztatów tekstoterapeutycznych, w autorskim portalu Olgi Kozierowskiej Sukces Pisany Szminką[32]. Teksty te należą dziś do najchętniej czytanych w Portalu i – w konsekwencji tej formy promocji usługi tekstoterapeutycznej - zapytania o możliwość zakupu moich warsztatów tekstoterapeutycznych pojawiają się obecnie już bez składania ofert partnerom biznesowym. Jak widać: na podstawie tychże dowodów empirycznych, społeczny kosmos zapotrzebowania na usługi warsztatowe tego typu nie znosi próżni tłamszenia ich rozwoju przez publiczne, finansowane z pieniędzy podatników, instytucje kultury i proponując wysokojakościowy produkt, znalazłam jego biznesowego protektora. Dzięki tej, nadal nieujętej w ramy własnej firmy, działalności konsekwentnie buduję bazę doświadczeń merytorycznych i poszerzam ofertę usług tekstoterapeutycznych, ostatnio projektując scenariusze warsztatów w odpowiedzi na konkretne problemy występujące w danej organizacji. W obecnej sytuacji indywidualnej nie jestem wręcz w stanie pozytywnie odpowiedzieć na wszystkie oferty zakupu mojej usługi, ze względu na ograniczenia czasowe i – kluczowe dla mojej marki osobistej - trzymanie się przeze mnie zasad wysokiej jakości usługi, połączonej z konsultacją psychoterapeutyczną i superwizją. Idea i praktyka tekstoterapii kulturowej będzie się zatem rozwijać, gdyż środki finansowe, które obecnie uzyskuję pozwalają mi na odpowiedzialne planowanie usługi warsztatowej w oparciu o coraz nowsze kwalifikacje merytoryczne i organizacyjne. Zgłaszają się też do mnie sami sponsorzy zainteresowani finansowaniem serii wydawniczej Tekstoterapia, w ramach formalnej umowy sponsoringowej. Dzięki tym dowodom na przydatność usługi – jako innowatorka - zyskuję silną motywację osobistą i finansową. W roku 2017 zaprzestałam całkowicie składania ofert warsztatowych jakimkolwiek publicznym, krakowskim instytucjom kultury, przyjmując definitywnie do wiadomości porażkę mojego projektu instytucjonalizacji tekstoterapii kulturowej w instytucjach kultury w Krakowie, opartą na dwu filarach dowodów empirycznych: 1. fakcie braku elementarnego szacunku dla mnie i mojej pracy oraz 2. regule instytucjonalnego wymuszania nieodpłatności pracy warsztatowej - argumentem, iż - „nie ma i nie będzie pieniędzy na warsztaty”.
VII. Rekomendacja antropologiczna. Glosa o polskim autokolonializmie instytucji kultury
Andrzej Leder, hermeneuta problemów folwarczno-pańszczyźnianych reperkusji we współczesnych dylematach polskiej sfery publicznej i jej relacji instytucjonalnych, stawia taką tezę:
W wymiarze społecznym i ekonomicznym rola owych trzydziestu lat PRL jawi się jako jeszcze bardziej paradoksalna. Jeżeli bowiem myślimy o społeczeństwie agrarnym, skostniałym, opartym na bezpiecznej hierarchii i „dziedziczonym” podziale ról oraz gorączkowym, płynnym, opartym na rywalizacji wszystkich ze wszystkimi społeczeństwie wielkomiejskiego kapitalizmu, to „późniejszy” PRL jawi się jako strefa przejściowa. Swoisty inkubator, w którym nie panowało już „przedłużone średniowiecze” wschodnioeuropejskiej wsi, ale jeszcze nie dominowała „płynna nowoczesność” świata zachodniego.
W tej „strefie przejścia” wielkie zakłady pracy, jak dawniej folwarki, tworzyły ogromne, w dużym stopniu samodzielne jednostki gospodarowania, rządzone patriarchalnie przez dyrektorów i sekretarzy – tych nowo osadzonych „możnych”. Arbitralnie rozdawali oni przywileje potulnym, a opornych wyrzucali na margines społeczny. Robotnicy, całkowicie pozbawieni jakiegokolwiek wpływu na świat społeczny, ale też zwolnieni z odpowiedzialności, w swoim obywatelskim statusie niewiele różnili się od bezrolnych wyrobników wiejskich – skądinąd warstwy, z której najczęściej się wywodzili i od której nie różnili się specjalnie mentalnością. Najpewniejszym zabezpieczeniem pozycji społecznej były więzy osobiste, czy to oparte na lojalności nowych elit – aparatu partyjnego i bezpieczeństwa – czy też na odwiecznych więzach rodzinnych i towarzyskich.[33]
Andrzej Leder pisze o zjawisku funkcjonowania „folwarku industrialnego” w polskich problemach demokracji i zarządzania instytucjami, ja sama zaś w latach 2014-2017 doświadczałam niejako jego odpowiednika, któremu nadać pragnę - smutne dla moich obserwacji uczestniczących i nieformalnych, socjologicznych badań jakościowych – miano folwarku publicznych instytucji kultury. Ponieważ, zgodnie z diagnozą Ledera, z dyrekcjami i pracownikami tychże instytucji, nie posiadałam „odwiecznych więzi rodzinnych i towarzyskich”, to w procesie próby instytucjonalizacji warsztatów tekstoterapeutycznych na nic zdały się moje najwyższe, polskie wyróżnienia dla młodych badaczy (stypendia: Fundacji na rzecz Nauki Polskiej, Ministerstwa Nauki i Szkolnictwa Wyższego, Królewskiego Miasta Krakowa, Uniwersytetu Jagiellońskiego i kilka innych, pomniejszych protektorów). Nie miała też znaczenia obszerna lista publikacji naukowych i certyfikatów szczegółowych, potwierdzających moje kompetencje merytoryczne w obszarze proponowanej innowacji. Nikogo (z dyrekcji tychże instytucji) nie przekonały także dowody słuszności - zapotrzebowania na proponowaną usługę kulturalną w postaci referencji od uczestników moich warsztatów. Zwyciężył polski autokolonializm lokalny, polegający na blokowaniu instytucjonalnym propagowanej przeze mnie kultury eksperymentu i rozwoju poprzez testowanie nowych jakości kulturotwórczych. W tym samym czasie, kiedy blokowano moje warsztaty, w regule pańszczyźniano-kolonialnej imitacji, przez instytucje tamte przetaczały się fale wtórnych wydarzeń, skopiowanych żywcem z przebrzmiałych już, ale „zagranicznych” sloganów o „czytaniach performatywnych” i „spektaklach performatywnych” jako diagnozie „kultury w ogóle”. Następowała, powtarzająca błędy ideologów tego typu praktyk kulturowych, dewastacja polskiego dorobku muzeologicznego, niszcząca dla dziedzictwa lokalnego poprzez mylenie kulturotwórczych ról muzeów z funkcjami animacyjnymi domów kultury. Folwarczne relacje instytucjonalne, których doświadczałam, budowane były głównie na nieuzasadnionym poczuciu własności typu dyrektor instytucji publicznej = właściciel instytucji publicznej. W tej optyce władzy, tak znakomicie uchwyconej przez Andrzeja Ledera, zewnętrzny innowator, a w takiej roli występowałam proponując swoją ofertę, jest groźnym „obcym”, o którym „dyrektor” często roi sobie, że wkrótce zabierze mu (nominacyjną) funkcję dyrektorską, a „pracownik”, że „obcy” pozbawi go być może posady („szuka w instytucji pracy, skoro swą ofertę instytucji proponuje”). Ów „obcy” zatem staje się toksycznym odpadem do instytucjonalnego wydalenia, „tak szybko” - jak to tylko możliwe i tak „po cichu” - jak tylko się uda. Stąd i chociażby metodyczny brak promocji marki osobistej w przypadku podobnych mnie „obcych”. W folwarcznych więzach instytucji, których doświadczałam – dla ich etatowych funkcjonariuszy - bardzo „groźne” były też moje szczegółowe, rozbudowane i systematycznie poszerzane kwalifikacje merytoryczne, które – bywało – w zestawieniu z kwalifikacjami odrzucających moje oferty lub blokujących ich promocje, wypadały barwnie i zdecydowanie kontrastywnie. Zdarzyło mi się też, że to „muzeum” (a nie ja) było podpisywane jako „autor” scenariusza wystawy i że nagroda państwowa, którą owa wystawa otrzymała, została odebrana przez dyrektora tej instytucji bez poinformowania mnie o wyróżnieniu dla mojej, autorskiej pracy (dowiedziałam się o tym fakcie z mediów). W folwarkach publicznych instytucji kultury, jakby to nazwał Leder, zaobserwowałam bezpośrednio i wyodrębniłam dwie strategie instytucjonalnego pozbywania się „obcych”, bo zewnętrznych innowatorów. Są to: 1. blokada finansowania usługi (warsztatowej) lub finansowanie jej w stawce niepokrywającej kosztów przygotowania produktu, 2. blokada promocji produktu, jeśli (warsztat) zaistniał w instytucji. Oprócz tego zdarzały się też – niekiedy trudne do udowodnienia w usługach warsztatowych – sytuacje plagiatów idei i technik warsztatowych, z drobnymi modyfikacjami ich nazw i inne oznaki braku kultury szacunku do autorstwa, z którymi boryka się zresztą wielu twórców w Polsce. Sytuacje te de facto eliminowały proponowaną innowację z instytucji kultury ze względu na jej całkowitą deficytowość finansową, gigantyczny dyskomfort psychiczny braku szacunku dla innowatora i jego pracy oraz – mówiąc wprost – dotkliwą stratę czasu. Z opisu tego, empirycznego w swej genezie, a publicystycznego w swym wydźwięku, wynika jedna, zasadnicza rekomendacja antropologiczna: koniecznym jest w Polsce zaprzestanie praktyki obsadzania stanowisk dyrektorskich w publicznych instytucjach kultury osobami z nominacji politycznych (formalnych lub nieformalnych). Od tego rozpocząć by należało przebudowę kultury organizacji instytucji kultury. Raz jeszcze, odwołując się tu do prac Andrzeja Ledera, trzeba by stwierdzić, że dopóki odpowiedzialność za obsady funkcji kierowniczych (a wraz z nimi pracowniczych, bo – jak pokazuje praktyka społeczna – dyrekcje pozorują często konkursy merytoryczne, aby zatrudnić w zespole „swoich ludzi”) nie będzie budowana na zasadach merytokracji, dopóty żadna zmiana społeczna w zakresie optymalizacji zarządzania jakością w publicznych instytucjach kultury nie nastąpi. W moim projekcie instytucjonalizacji tekstoterapii kulturowej - w sektorze publicznym - poniosłam całkowitą porażkę i wdrożenie tej usługi nie nastąpiło, pomimo jej wysokiej jakości merytorycznej i satysfakcji jej odbiorców. Ci sami odbiorcy za tę samą usługę płacą obecnie „prywatnie”, z domowych budżetów lub korzystają z niej w ramach funduszy rozwoju pracowników, wyasygnowanych przez ich niepaństwowych pracodawców. Wszyscy zaś - i ja, i oni - wspólnie w Polsce płacimy podatki, z których utrzymują się publiczne instytucje kultury w Polsce i którym, jak pokazało moje doświadczenie, wolno tak wiele, jak wiele zechce ich kadra zarządzająca i podlegli jej pracownicy. Jako czynna socjolożka i badaczka społeczna, nie widzę tu strukturalnej możliwości zmiany społecznej w tym zakresie, gdyż najpierw, zanim „będziemy uczyć społeczeństwo polskie” wartości kultury proinnowacyjnej, należałoby to samo społeczeństwo nauczyć, czym są publiczne pieniądze. I to tutaj trajkocze mechanizm błędnego koła, wspierany obecnie regułami wolnego rynku. Ten, kogo stać na zakup usług rozwojowych, do których zaliczam praktyki tekstoterapeutyczne, znajdzie do nich dostęp. A instytucje kultury grać będą sobie regułami folwarku, wraz z jego zasadami folwarczno-pańszczyźnianych zobowiązań i przywilejów.
Bibliografia
Arteterapia. Podręcznik, pod red. C. Malchiodi, przeł. E. Bochenek, Wydawnictwo Harmonia Universalis, Gdańsk 2012.
Belzyt J., Kapusta A., Odpuszczenia, Tesktoterapia, T. 2., Wydawnictwo i Drukarnia Towarzystwa Słowaków w Polsce, Kraków 2016.Belzyt J., Kapusta A., Odpuszczenia, Tesktoterapia, T. 2., Wydawnictwo i Drukarnia Towarzystwa Słowaków w Polsce, Kraków 2016.
Douglas M., Jak myślą instytucje, przeł. O. Siara, Wydawnictwo Naukowe PWN, Warszawa 2011.
Drucker P. F., Praktyka zarządzania, Wydawnictwo MT Biznes, przeł. T. Basiuk, Z. Broniarek, J. Gołębiowski, posł. S. Bratkowski, Warszawa 2017.
Harmol A., Zarządzanie i inżynieria jakości, Wydawnictwo Naukowe PWN, Warszawa 2017.
Heidtman J., Piasecki P., Sensotwórczość. 7 sposobów tworzenia wartości w zespole i organizacji, Wydawnictwo mtbiznes, Warszawa 2017.
Hołówka D., Rekomendacja, [dok. elektr.] https://www.google.pl/search?q=anna+kapusta+autor&source=lnms&tbm=isch&sa=X&ved=0ahUKEwiC5eeU6J3aAhVRKywKHW5hBtIQ_AUICigB&biw=1366&bih=662#imgrc=pqUbnV8y5MwHxM [odczyt: 03.04.2018., godz. 12.57.]
Jazowski M., Kapusta A., Partytura Siebie. Muzeoterapia według Tadeusza Kantora, „Przegląd Biblioterapeutyczny”, R: 2016, T. VI, Nr 1., s. 231-234.
-, Przedmiot wzruszenia. (Anty)Coaching według Tadeusza Kantora, „Przegląd Biblioterapeutyczny”, R: 2016, T. VI, Nr 1., s. 235-238.
Jazowski M., Piszczkiewicz K., Kapusta A., Staruszki Znalezione, Tesktoterapia, T. 1., Wydawnictwo i Drukarnia Towarzystwa Słowaków w Polsce, Kraków 2016.
Kapusta A., [dok. elektr.] https://www.linkedin.com/in/anna-kapusta-08111853/ [odczyt: 25.03.2018., godz. 19.02.]
-, [wybór tekstów opublikowanych on line w portalu Sukces Pisany Szminką], [dok. elektr.] https://sukcespisanyszminka.pl/?s=Anna+Kapusta+ [odczyt: 03.04. 2018., godz. 13.13.]
-, Listy do skały, Wydawnictwo i Drukarnia Towarzystwa Słowaków w Polsce, Kraków 2011.
Kapusta A., Księga Papy Krasnala. Mruczanka Kotka Nilusia, „Biblioterapeuta. Biuletyn Informacyjny Polskiego Towarzystwa Biblioterapeutycznego”, R: 2015, Nr 3(72)., s. 45-47.
-, Staruszka Samowspierająca, „Biblioterapeuta. Biuletyn Informacyjny Polskiego Towarzystwa Biblioterapeutycznego”, R: 2015, Nr 3(72)., s. 47-48.
-, Papier i szuflada. Baśń o niepisaniu, „Hejnał Oświatowy”, R: 2015., Nr 1/139., s. 14.
-, Wyspiański biblioterapeutyczny, bo zgenderowany? O pragmatyzacji instytucji klasyka, „Przegląd Biblioterapeutyczny”, R: 2015., Nr 2., T. V., s. 53-68.
-, Genderowanie percepcji. Requiem: tekst uważności, „Przegląd Biblioterapeutyczny”, R: 2015., Nr 2., T. V., s. 69-88.
-, Gender lęku. Wyspiańskiego baśnioterapia „nie-męskości”, „Przegląd Biblioterapeutyczny”, R: 2015., Nr 2., T. V., s. 89-133.
-, Szczęśliwa Żabka, Wydawnictwo i Drukarnia Towarzystwa Słowaków w Polsce, Kraków 2015.
-, Muszka owocówka. O spokoju znikania, „Biblioterapeuta. Biuletyn Informacyjny Polskiego Towarzystwa Biblioterapeutycznego”, R: 2016., Nr 1(74)., s. 39-40.
-, Pusta miska. Opowieść o ufności, „Biblioterapeuta. Biuletyn Informacyjny Polskiego Towarzystwa Biblioterapeutycznego”, R: 2016., Nr 1(74)., s. 40.
-, Praca metafory. Improwizacja, „Biblioterapeuta. Biuletyn Informacyjny Polskiego Towarzystwa Biblioterapeutycznego”, R: 2016., Nr 4(77)., s. 52.
-, Książeczka do rzeczy. W stronę biblioterapii kulturowej, „Przegląd Biblioterapeutyczny”, R: 2016., T. VI, Nr 1., s. 241-245.
-, Szczęśliwa Żabka i Dobry Dorosły. Warsztat rozwojowy dla dziecka i dorosłego: czynniki procesu biblioterapeutycznego, „Hejnał Oświatowy”, R: 2016., Nr 12/158., s. 33-34.
-, Szczęśliwa Żabka, Tekstoterapia, T. 3., Wydawnictwo Muzyczne Polihymnia, Lublin 2017.
-, Hamlet biblioterapeutyczny, „Akant”, R: 2017 (20), Nr 6., s. 5-7.
-, Cytat w działaniu. Studium przypadku tekstoterapii kulturowej na podstawie wystawy Izba przyjęć rzeczy biednych. Re_KOLEKCJE z Kantora, „Przegląd Biblioterapeutyczny”, R: 2017., Nr 1., T. VII., s. 43-65.
-, Gestalt pieśni. Terapeutyczny aspekt wykonań wiejskich tradycji muzycznych w opowieściach mówionych (przyczynek do badań i praktyki tekstoterapeutycznej), R: 2017., Nr 1., T. VII., s. 161-172.
Kapusta A., Marzęcka A., Szczęśliwa Żabka. Warsztaty biblioterapeutyczne w Czernichowie, „Hejnał Oświatowy”, R: 2015., Nr 11/147., s. 24-26.
Kapusta A., Rachwalska A., Szczęśliwa Żabka. Opowiadanie logopedyczno-terapeutyczne, „Hejnał Oświatowy”, R: 2015., Nr 1/139., s. 24-26.
-, Biblioterapeutyczny program eksploracyjny, „Przegląd Biblioterapeutyczny”, R: 2015., Nr 1., T. V., s. 89-114.
Kubiak A., Jednak New Age, Jacek Santorski & Co Oficyna Wydawnicza, Warszawa 2005.
Kuder D., Pojęcie instytucji w teorii ekonomii, „Nierówności społeczne a wzrost gospodarczy”, R: 2011., Z. 19., s. 84-93.
Leder A., Prześniona rewolucja. Ćwiczenie z logiki historycznej, Wydawnictwo Krytyki Politycznej, Warszawa 2014.
Malchiodi C., [dok. elektr.] https://www.cathymalchiodi.com/ [odczyt: 25.03.2018.; godz. 8. 15.]
Organizacja inteligentna. Perspektywa zasobów ludzkich, pod red. nauk. C. Suszyńskiego i G. Leśniak-Łebkowskiej, Oficyna Wydawnicza. Szkoła Główna Handlowa, Warszawa 2016.
Pissoni A., Michelini L., Martignoni G., Frugal approach to innovation: State of the art and future perspectives, „Journal of Cleaner Production”, [dok. elektr.] https://www.sciencedirect.com/science/article/pii/S0959652617322606?via%3Dihub, Y.: 2018, V.: 171., p. 107-126. [odczyt: 25.03.2018., g. 22.06.]
Rachwalska A., Kapusta A., Szczęśliwa Żabka wędruje. Warsztat biblioterapeutyczny w Piekarach, „Hejnał Oświatowy”, R: 2015., Nr 12/148., s. 31-32.
Sabela B., Medytacja z obitą twarzą. Sabela w sekcie, „Gazeta Wyborcza” („Duży Format”, „czwartkowiec”), R: 2017, Nr 21(22), s. 4-6.
Szulc W., Arteterapia. Narodziny idei, ewolucja teorii, rozwój praktyki, Difin, Warszawa 2011.
-, Kulturoterapia – wykorzystanie sztuki i działalności kulturalno-oświatowej w lecznictwie, Wydawnictwa Uczelniane Akademii Medycznej im. Karola Marcinkowskiego w Poznaniu, Poznań 1994.
Witkowski T., Zakazana psychologia. Nauka kultu cargo i jej owoce, T. 2., Wydawnictwo CiS, Warszawa-Stare Groszki 2013.
-, Zakazana psychologia. Pomiędzy nauką a szarlatanerią, T. 1. Wyd. 2., Wydawnictwo Bez Maski, Wrocław 2015.
Wirkus M., Zejer P., Model zwinnego procesu innowacji produktywnej i organizacyjnej na przykładzie Wolters Kluwer, „Zarządzanie i Marketing. Zeszyty Naukowe – Politechnika Śląska. Organizacja i Zarządzanie”, R: 2016., Z. 97., s. 333-342.
[1] J. Heidtman, P. Piasecki, Kultura proinnnowacyjna, [w:] Tychże, Sensotwórczość. 7 sposobów tworzenia wartości w zespole i organizacji, Wydawnictwo mtbiznes, Warszawa 2017, s. 63.
[2] A. Kapusta, Cytat w działaniu. Studium przypadku tekstoterapii kulturowej na podstawie wystawy Izba przyjęć rzeczy biednych. Re_KOLEKCJE z Kantora, „Przegląd Biblioterapeutyczny”, R: 2017., Nr 1., T. VII., s. 54.
[3] Zob. A. Kapusta, Wyspiański biblioterapeutyczny, bo zgenderowany? O pragmatyzacji instytucji klasyka, „Przegląd Biblioterapeutyczny”, R: 2015., Nr 2., T. V., s. 53-68.; Tejże, Genderowanie percepcji. Requiem: tekst uważności, „Przegląd Biblioterapeutyczny”, R: 2015., Nr 2., T. V., s. 69-88.; Tejże, Gender lęku. Wyspiańskiego baśnioterapia „nie-męskości”, „Przegląd Biblioterapeutyczny”, R: 2015., Nr 2., T. V., s. 89-133.; Tejże, Gestalt pieśni. Terapeutyczny aspekt wykonań wiejskich tradycji muzycznych w opowieściach mówionych (przyczynek do badań i praktyki tekstoterapeutycznej), „Przegląd Biblioterapeutyczny”, R: 2017., Nr 1., T. VII., s. 161-172.; Tejże, Książeczka do rzeczy. W stronę biblioterapii kulturowej, „Przegląd Biblioterapeutyczny”, R: 2016., Nr 1., T. VI., s. 241-245.; A. Kapusta, A. Rachwalska, Biblioterapeutyczny program eksploracyjny, „Przegląd Biblioterapeutyczny”, R: 2015., Nr 1., T. V., s. 89-114.; M. Jazowski, A. Kapusta, Partytura Siebie. Muzeoterapia według Tadeusza Kantora, „Przegląd Biblioterapeutyczny”, R: 2016., Nr 1., T. VI., s. 231-234.; Tychże, Przedmiot wzruszenia. (Anty)Coaching według Tadeusza Kantora, „Przegląd Biblioterapeutyczny”, R: 2016., Nr 1., T. VI., s. 235-238.
[4] Jako pierwsza wprowadziłam na łamy „Hejnału Oświatowego. Miesięcznika Małopolskiego Centrum Doskonalenia Nauczycieli” zagadnienie biblioterapii i tekstoterapii kulturowej – zob. A. Kapusta, Papier i szuflada. Baśń o niepisaniu, „Hejnał Oświatowy”, R: 2015., Nr 1/139., s. 14.; Tejże, Szczęśliwa Żabka i Dobry Dorosły. Warsztat rozwojowy dla dziecka i dorosłego: czynniki procesu biblioterapeutycznego, „Hejnał Oświatowy”, R: 2016., Nr 12/158., s. 33-34.; A. Kapusta, A. Marzęcka, Szczęśliwa Żabka. Warsztaty biblioterapeutyczne w Czernichowie, „Hejnał Oświatowy”, R: 2015., Nr 11/147., s. 24-26.; A. Rachwalska, A. Kapusta, Szczęśliwa Żabka wędruje. Warsztat biblioterapeutyczny w Piekarach, „Hejnał Oświatowy”, R: 2015., Nr 12/148., s. 31-32.; Tychże, A. Kapusta, A. Rachwalska, Szczęśliwa Żabka. Opowiadanie logopedyczno-terapeutyczne, „Hejnał Oświatowy”, R: 2015., Nr 1/139., s. 24-26.
[5] Na łamach „Biblioterapeuty” utworzyłam rubrykę pod tytułem „Szuflada Biblioterapeutyczna” prezentującej autorskie teksty beletrystyczne, dedykowane autorskim warsztatom biblioterapeutycznym – zob. A. Kapusta, Staruszka Samowspierająca, „Biblioterapeuta. Biuletyn Informacyjny Polskiego Towarzystwa Biblioterapeutycznego”, R: 2015., Nr 3(72)., s. 47-48.; Tejże, Księga Papy Krasnala. Mruczanka Kotka Nilusia, „Biblioterapeuta. Biuletyn Informacyjny Polskiego Towarzystwa Biblioterapeutycznego”, R: 2015., Nr 3(72)., s. 45-47.; Tejże, Pusta miska. Opowieść o ufności, „Biblioterapeuta. Biuletyn Informacyjny Polskiego Towarzystwa Biblioterapeutycznego”, R: 2016., Nr 1(74)., s. 40.; Tejże, Muszka owocówka. O spokoju znikania, „Biblioterapeuta. Biuletyn Informacyjny Polskiego Towarzystwa Biblioterapeutycznego”, R: 2016., Nr 1(74)., s. 39-40.; Tejże, Praca metafory. Improwizacja, „Biblioterapeuta. Biuletyn Informacyjny Polskiego Towarzystwa Biblioterapeutycznego”, R: 2016., Nr 4 (77)., s. 52.
[6] Upubliczniam dokumentację swoich kompetencji w tym zakresie w portalu Linkedin – zob. Anna Kapusta, [dok. elektr.] https://www.linkedin.com/in/anna-kapusta-08111853/ [odczyt: 25.03.2018., godz. 19.02.]
[7] Zob. B. Sabela, Medytacja z obitą twarzą. Sabela w sekcie, „Gazeta Wyborcza” („Duży Format”, „czwartkowiec”), R: 2017., Nr 21(22)., s. 4-6.
[8] Zob. T. Witkowski, Zakazana psychologia. Pomiędzy nauką a szarlatanerią, T. 1. Wyd. 2., Wydawnictwo Bez Maski, Wrocław 2015.; Tegoż, Zakazana psychologia. Nauka kultu cargo i jej owoce, T. 2., Wydawnictwo CiS, Warszawa-Stare Groszki 2013.
[9] Nikt w Polsce nie poddaje refleksji, jakie konkretnie kompetencje formalne i predyspozycje psychologiczne posiadają zatrudniani przez dyrekcje wykonawcy „warsztatów biblioterapeutycznych” i nikt ich nie superwizuje psychologicznie.
[10] Zob. A. Kapusta, Hamlet biblioterapeutyczny, „Akant”, R: 2017 (20)., Nr 6., s. 5-7.
[11] W Krakowie istnieje nawet paradoksalna kategoria „bezkonkursowych dotacji”, w których określone pule środków na działalność edukacyjną lub kulturalną przekazywane są dyrektorom instytucji, którzy z kolei rozdzielają je tak, jak uważają za stosowne, najczęściej jednoosobowo. Pracowniczka merytoryczna jednej z takich instytucji w nieformalnej rozmowie powiedziała mi wręcz, że „<<u nich>> od pięciu lat co najmniej warsztaty biblioterapeutyczne <<obsługuje>> jedna osoba i pracownicy wręcz proszą już o zmianę dyrekcję, żeby <<pojawiło się cokolwiek nowego w ofercie>>”. Nie wskazuję w tym miejscu placówki ani nazwy programu, jednak stwierdziłam autentyczność opinii.
[12] Jest to przypis nr 38. sygnalizowanego wcześniej artykułu mojego autorstwa – zob. A. Kapusta, Cytat w działaniu. Studium przypadku tekstoterapii kulturowej na podstawie wystawy Izba przyjęć rzeczy biednych. Re_KOLEKCJE z Kantora, „Przegląd Biblioterapeutyczny”, R: 2017., Nr 1., T. VII., s. 54.
[13] Malchiodi prowadzi także swoją profesjonalną witrynę internetową poświęconą udostępnianiu jej prac naukowo-badawczych oraz dorobku terapeutcznego – zob.: [dok. elektr.] https://www.cathymalchiodi.com/ [odczyt: 25.03.2018.; godz. 8. 15.]
[14] W języku polskim dostępny jest już znakomity podręcznik arteterapii pod redakcją Cathy Malchiodi – zob. Arteterapia. Podręcznik, pod red. C. Malchiodi, przeł. E. Bochenek, Wydawnictwo Harmonia Universalis, Gdańsk 2012. Warto zacząć jego lekturę od przejrzenia modelu kształcenia amerykańskich arteterapeutów, którzy swoje kolejne tytuły naukowe w zakresie psychoterapii uzyskują w ścisłej ścieżce karier uniwersyteckich, uzupełnianych obowiązkowymi tysiącami godzin praktyk własnych i superwizji psychologicznych, a także wymogami dalszego rozwoju naukowego, dokumentowanego publikacjami i seminariami. Ścieżki tych karier są elitarne i imponujące w swym konsekwentnym rytmie rozwoju przez całe życie. Budują one z zasady odpowiedzialność etyczną.
[15] Zob. przegląd światowej literatury przedmiotu w zakresie metodyki based on evidence – A. Pissoni, L. Michelini, G. Martignoni, Frugal approach to innovation: State of the art and future perspectives, „Journal of Cleaner Production”, [dok. elektr.] https://www.sciencedirect.com/science/article/pii/S0959652617322606?via%3Dihub, Y.: 2018., V.: 171., p. 107-126. [odczyt: 25.03.2018., g. 22.06.]
[16] W tym przypadku chodzi o warsztaty oparte na metodach twórczych Tadeusza Kantora. Projekt ten omówiłam szczegółowo, uwzględniając także swoje publikacje kantorologiczne – zob. A. Kapusta, Cytat w działaniu. Studium przypadku tekstoterapii kulturowej na podstawie wystawy Izba przyjęć rzeczy biednych. Re_KOLEKCJE z Kantora, „Przegląd Biblioterapeutyczny”, R: 2017., Nr 1., T. VII., s. 43-65.
[17] Mowa tu o projekcie biblioterapetycznym opartym na mojej autorskiej książce pod tytułem Szczęśliwa Żabka – zob. A. Kapusta, A. Rachwalska, Biblioterapeutyczny program eksploracyjny, R: 2015., Nr 1., T. V., s. 89-114.
[18] Obecnie miały już miejsce dwa wydania książeczki pod tytułem Szczęśliwa Żabka – zob. A. Kapusta, Szczęśliwa Żabka, Wydawnictwo i Drukarnia Towarzystwa Słowaków w Polsce, Kraków 2015. i Tejże, Szczęśliwa Żabka, Tekstoterapia, T. 3., Wydawnictwo Muzyczne Polihymnia, Lublin 2017.
[19] W najnowszej literaturze przedmiotu o organizacjach uczących się mówi jako organizacjach inteligentnych, akcentując znaczenie elastyczności w budowaniu ich zasobów wewnętrznych i progresywnych relacji z otoczeniem organizacyjnym – zob. Organizacja inteligentna. Perspektywa zasobów ludzkich, pod red. nauk. C. Suszyńskiego i G. Leśniak-Łebkowskiej, Oficyna Wydawnicza. Szkoła Główna Handlowa, Warszawa 2016.
[20] Zob. D. Kuder, Pojęcie instytucji w teorii ekonomii, „Nierówności społeczne a wzrost gospodarczy”, R: 2011., Z. 19., s. 84-93.
[21] Zob. A. Kubiak, Jednak New Age, Jacek Santorski & Co Oficyna Wydawnicza, Warszawa 2005.
[22] Zob. M. Douglas, Jak myślą instytucje, przeł. O. Siara, Wydawnictwo Naukowe PWN, Warszawa 2011.
[23] Tezy-tytuły rozdziałów książki Mary Douglas przytaczam według podanego powyżej wydania.
[24] J. Heidtman, P. Piasecki, Innowacyjność a innowacje, [w:] Tychże, op. cit., s. 56.
[25] J. Heidtman, P. Piasecki, Innowacyjność w organizacji, [w:] Tychże, op. cit., s. 57.
[26] W Polsce znane są następujące metodyki budowania produktowych i organizacyjnych procesów w zakresie zarządzania innowacją: Design Thinking, LEAN START-UP, Agile Development – Agile SCRUM, które z powodzeniem wykorzystuje korporacja globalna wydawnicza Wolters Kluwer – zob. M. Wirkus, P. Zejer, Model zwinnego procesu innowacji produktywnej i organizacyjnej na przykładzie Wolters Kluwer, „Zarządzanie i Marketing. Zeszyty Naukowe – Politechnika Śląska. Organizacja i Zarządzanie”, R: 2016., Z. 97., s. 333-342.
[27] Adam Harmol wymienia następujące fundamenty instytucjonalnego zarządzania jakością: orientacja na klienta, przywództwo, zaangażowanie ludzi, podejście procesowe, ciągłe doskonalenia, podejmowanie decyzji na podstawie dowodów i zarządzanie relacjami – zob. Tegoż, Zasady zarządzania jakością, [w:] Zarządzanie i inżynieria jakości, Wydawnictwo Naukowe PWN, Warszawa 2017, s. 158-179.
[28] W inżynierii jakości, jako strategii zarządzania w organizacji, Peter F. Drucker za kluczowy element uznaje problem odpowiedzialności zarządczej organizacji (jej kierownictwa) nie tylko wobec wszystkich jej członków, ale i całościowego otoczenia organizacyjnego, w tym społeczności odbiorców decyzji, społeczeństwa narodowego, a niekiedy nawet globalnego – zob. Tegoż, Sfery odpowiedzialności w zarządzaniu, [w:] Praktyka zarządzania, Wydawnictwo MT Biznes, przeł. T. Basiuk, Z. Broniarek, J. Gołębiowski, posł. S. Bratkowski, Warszawa 2017, s. 555-571.
[29] Zob. A. Kapusta, Listy do skały, Wydawnictwo i Drukarnia Towarzystwa Słowaków w Polsce, Kraków 2011.
[30] Zob. D. Hołówka, Rekomendacja, [dok. elektr.] https://www.google.pl/search?q=anna+kapusta+autor&source=lnms&tbm=isch&sa=X&ved=0ahUKEwiC5eeU6J3aAhVRKywKHW5hBtIQ_AUICigB&biw=1366&bih=662#imgrc=pqUbnV8y5MwHxM [odczyt: 03.04.2018., godz. 12.57.]
[31] Zob. M. Jazowski, K. Piszczkiewicz, A. Kapusta, Staruszki Znalezione, Tesktoterapia, T. 1., Wydawnictwo i Drukarnia Towarzystwa Słowaków w Polsce, Kraków 2016., Finansowanie: M. i J. Koskowie; J. Belzyt, A. Kapusta, Odpuszczenia, Tesktoterapia, T. 2., Wydawnictwo i Drukarnia Towarzystwa Słowaków w Polsce, Kraków 2016., Finansowanie: M. i J. Koskowie; A. Kapusta, Szczęśliwa Żabka, Tekstoterapia, T. 3., Wydawnictwo Polihymnia, Lublin 2017.
[32] Zob. A. Kapusta [wybór tekstów opublikowanych on line w portalu Sukces Pisany Szminką], [dok. elektr.] https://sukcespisanyszminka.pl/?s=Anna+Kapusta+ [odczyt: 03.04. 2018., godz. 13.13.]
[33] A. Leder, Folwark industrialny, [w:] Tegoż, Prześniona rewolucja. Ćwiczenie z logiki historycznej, Wydawnictwo Krytyki Politycznej, Warszawa 2014, s. 192-193.