zamknęli mnie w czarnym habicie
płaty klasztornego muru
jak dni postne jutrznie pustka
rozwieszam modlitwy
niczym pereł sznury
splotłam mój warkocz złoty
i ukryłam pod chustą
złoto ciemnieje
czernieje w ukryciu
zabrałam słońcu dojrzałemu jak owoc
ramię jego i promień
za krótkie są dla rąk naszych w habitach
jak myślisz Abelardzie
ile jeszcze upłynie nieszporów
zanim przestanę cię kochać
Abelardzie muszę ci się poskarżyć
przebranie oblubienicy Chrystusa
przyrosło mi do ciała
ale nie do duszy
powołanie moje niereligijne co prawda ale bardzo silne
niczym ramiona dębu
na którym mnie kochałeś
całym żarem Paryża rozgwieżdżonego jak noc
zapomnij o szaleńcu Bernardzie i jego urnie Clairvaux
zapomnij jak zapomina się imiona lecz pamięta twarze
przybądź do dawnej złotej Heloizy
w czarnym zamkniętej habicie
jak w klatce ptak o piórach co ze słońca są
przybądź Abelardzie
tak bardzo tego chcę